Выбрать главу

Urwałam, bo widziałam po jego minie, że tylko pogarszam sytuację.

– Słuchaj, po prostu muszę wracać – powiedziałam, unikając jego wzroku. – To… Na razie.

Zawróciłam, z Cosabellą w ramionach, i ruszyłam w stronę Centre Street.

Zanim zdążyłam zrobić pierwszy krok, powiedział;

– Lepiej nie. Nie ma żadnych taksówek.

– Rzadko się pojawiają o tej porze – zawołał od drzwi wejściowych Karl, który bez najmniejszego zażenowania podsłuchiwał. – Wszyscy jadą do centrum do pracy. Może za godzinę.

Za godzinę! Nie mogłam czekać tak długo! Musiałam wracać doi szpitala! Zwłaszcza jeśli to, co powiedział Gabriel, było prawdą i „panował tam istny cyrk”. Po co się zatrzymałam, żeby sprawdzać maile na pozbawionym jakichkolwiek zabezpieczeń komputerze Nikki? Trzeba było poszukać komórki i zadzwonić do rodziców, i powiedzieć im, żeby się nie martwili. Mogłabym pożyczyć komórkę Karla… Zresztą, nieważne. Po prostu musiałam się dostać do centrum…

– Nie ma sprawy – powiedziałam głosem, który nie wiedzieć czemu zaczął mi drżeć. – Pojadę metrem.

– Nie możesz jechać metrem – odparł Gabriel.

Poradzę sobie – zapewniłam, zawracając w stronę Boome Street. Przecież znałam tę okolicę i doskonale wiedziałam, gdzie jestem. Wcale nie byłam pewna, czy sobie poradzę, ale co innego mi pozostawało? – Złapię szóstkę przy Bleecker i podjadę do Czternastej ulicy, a resztę drogi przejdę na piechotę. To nie tak daleko.

Sięgnęłam do kieszeni po portfel i kartę do metra i dotarło do mnie, że to wcale nie moje kieszenie, ale kieszenie Nikki Howard.

I że są puste.

– O nie – jęknęłam. Nie miałam portfela. Ani nawet karty do melin Super. Po prostu super.

– Nic nie szkodzi – zapewnił mnie Gabriel – bo przecież i tak nie możesz jechać metrem.

Już chciałam powiedzieć, że oczywiście, mogę – no bo niby dlaczego nie? – ale zanim wypowiedziałam pierwsze słowo, ktoś mnie złapał za ramię.

Sądząc, że to Justin Bay (znowu), obróciłam się, przekonana, że znów będę się musiała bronić przed jakimś rozmiękczającym kolana francuskim pocałunkiem.

Lecz zamiast Justina zobaczyłam grupkę dziewczyn z podstawówki, w kraciastych spódniczkach i brązowych sweterkach, które na mój widok natychmiast zaczęły głośno piszczeć.

– Mówiłam ci, Tiffany! – wrzasnęła ta, która trzymała mnie za ramię; uroczo piegowata dziewięciolatka ze staroświeckimi warkoczami. – To ona! Patrz!

I wskazała palcem wysoki na cztery piętra plakat na ścianie polskiego budynku – plakat, na którym widniała Nikki Howard w bikini, zachęcając przechodniów do odwiedzania nowego Stark Megastone w SoHo.

– Widzicie? Mówiłam wam! To ona! – piszczała Pieguska, o mało mi nie wyrywając ramienia ze stawu. – Nikki, Nikki, dasz mi swój autograf?

– Ja też chcę autograf, Nikki! – krzyknęła Tiffany, wciskając mi pod nos długopis i zeszyt do francuskiego. – Podpisz się dla mnie, och, proszę!

– Dziewczynki! – Zakonnica, która najwyraźniej powinna się opiekować całą tą grupą, ale chyba zdecydowanie nie doceniła władzy, jaką nad jej młodymi podopiecznymi miała pewna superrnodelka, bezskutecznie nawoływała je do porządku. – Przestańcie! Przestańcie natychmiast! Proszę dać spokój tej pani!

A niby czemu miały mi dać spokój, skoro dowód na to, że jestem Nikki Howard, wisiał po przeciwnej stronie ulicy?

Ciągnęły mnie za żakiet, co groziło, że Cosabella zaraz spod niego wypadnie. Kto wie, co by zrobiły, gdyby Gabriel i Karl nie przyszli mi z pomocą? W jednej chwili atakowały mnie wrzeszczące dziewczynki, a w drugiej odźwierny mnie przed nimi zasłaniał, a Gabriel odciągał od nich niemal siłą, tłumacząc cierpko:

– Widzisz już, dlaczego nie możesz jechać metrem? Przynajmniej jeśli nie masz kominiarki.

To był żart.

Ale sytuacja wcale nie była specjalnie zabawna. Bo on przecież miał rację. Nigdy już nie uda mi się pojechać metrem w roli anonimowej mieszkanki Nowego Jorku. Od tej pory będę jeździła jako Nikki Howard, supermodelka. Chyba że zacznę nosić ze sobą wielką tablicę z napisem: „Ja naprawdę nie jestem nią. Nie proście mnie o autograf.

Musiałam zrobić naprawdę zrozpaczoną minę, bo sekundę później Gabriel lekko mnie uścisnął tym ramieniem, którym mnie obejmował, i powiedział:

– Nieważne. Podwiozę cię.

I wskazał jasnozieloną. vespę, która stała na kolistym podjeździe przed kamienicą.

Tak właśnie. Vespę.

Najbardziej obciachowy rodzaj transportu na świecie. To znaczy według chłopaków z Ameryki.

Ale Gabriel nie był Amerykaninem. I najwyraźniej zupełnie go nie obchodziło, czy jakiś Amerykanin uzna jego motor za objaw kompletnego zniewieścienia.

– Mam kaski – zapewnił, myląc moje zdumienie z troską o bezpieczeństwo.

– Okej – powiedziałam słabym głosem. Chciałam już tylko uciec przed wrzeszczącymi fankami Nikki Howard – które nadal powstrzymywali Karl i zdenerwowana zakonnica – i przed tą jej szaloną współlokatorką, i chłopakiem(- ami), i przed tym poddaszem, i przed tym wielkim plakatem na budynku po drugiej stronie ulicy by wreszcie wrócić do rodziny.

I było mi wszystko jedno, jak się tam dostanę.

– Proszę. – Gabriel podał mi kask i pomógł mi go włożyć. Szwy nie zabolały, co mnie ucieszyło.

Potem pomógł mi wsiąść ma motor i pokazał, gdzie mam oprzeć stopy.

– Trzymaj się mnie – powiedział. Wiedziałam, że to znaczyło, że mam go objąć w pasie. Jeszcze nigdy nie obejmowałam w pasie żadnego faceta. To znaczy, pomijając wszystkich facetów, z którymi się całowałam w czasie ostatnich dwudziestu czterech godzin – chociaż inicjatywa nie wychodziła z mojej strony.

Zanim jednak zdążyłam się zdenerwować tym, co miałam za moment zrobić, kilka dziewczynek wyrwało się Karlowi i zakonnicy. Sunęły w moją stronę z wrzaskiem: – Nikki! Nikki! Gabriel odpalił motor. Szarpnęło, więc musiałam się go przytrzymać, żeby nie polecieć do tyłu.

No to jedziemy! – powiedział. I pojechaliśmy.

12

Mieszkałam na Manhattanie przez całe życie.

Jadałam dim sum w Chinatown i pizzę z chlebowego piecu w Małej Italii. Byłam na szczycie Empire State Building, na Statuę Wolności też wjechałam. Prześledziłam losy swoich przodków do momentu, kiedy przybyli do tego kraju (z Anglii ze strony taty, z Węgier ze strony mamy) przez Ellis Island, i całe godziny spędzałam, gubiąc się w Strand, największym antykwariacie świata.

Jadłam śniadanie u Tiffaniego (no cóż, bajgla pod sklepem, w czasie wycieczki szkolnej do Muzeum Sztuki Współczesnej), a w galerii Fricka oglądałam obrazy Vermeera (aż trudno uwierzyć, że je mało wał bez pomocy komputera).

Jeździłam podziemną kolejką na Coney Island, pływałam łódką po jeziorze w Central Parku i jeździłam na łyżwach (chociaż kiepsko) w Rockefeller Center. Byłam nawet w World Trade Center, kiedy jeszcze był tam World Trade Center, a nie Strefa Zero.

Ale nigdy, nigdy nie jechałam Czwartą Aleją na skuterze z przystojnym chłopakiem.

I muszę powiedzieć, że taka jazda jest super. Bije na głowę moje pozostałe ulubione sposoby przemieszczania się: metro i spacer. Chociaż od zimnego wiatru łzawiły mi oczy – a Cosabella nie wydawała się zachwycona tym, że tkwi wciśnięta między mój brzuch i plecy Gabriela – super było tak pomykać między samochodami, wymijać gońców na rowerach i prawie ignorować czerwone światła…

…a już najlepiej było czuć ciepło pleców Gabriela przez skórę jego kurtki i widzieć, jak uśmiecha się za każdym razem, kiedy się obracał, żeby sprawdzić, czy u mnie wszystko w porządku.