Выбрать главу

– Przepraszam państwa. Wstęp na to piętro jest… – Oczy mu się rozszerzyły, kiedy lepiej mi się przyjrzał. – To pani! – zawołał.

– Owszem – przyznałam. Policzki nadal mi płonęły. Narkotyki! Alkohol! – Czy moi rodzice są w pobliżu?

Za moment mama z tatą rzucili się na mnie z tymi swoimi „Gdzieś ty była?” i „My tu umieramy ze zmartwienia”, jednocześnie ściskając mnie i ochrzaniając. Doktor Holcombe kręcił się koło nas, nerwowo ogryzając końcówki oprawek okularów. Doktor Higgins – lekarka, która czesała się w kok – stała obok niego. Ale teraz włosy miała rozpuszczone i potargane, tak jakby nie zdążyła się uczesać; zapewne dlatego, że zniknęłam i wszyscy się tym martwili.

Wiedziałam, że trudno mi będzie wytłumaczyć to zniknięcie, bo nie chciałam donosić na Lulu i Brandona, którzy uważali, że robią to, co powinni.

Ale z drugiej strony musiałam odpowiedzieć na pytania rodziców.

Gabriel Luna rozwiązał problem, oświadczając:

– Znalazłem ją w jej domu.

Doktor Holcombe założył okulary na nos i spytał:

– Przepraszam, ale kim jest ten młody człowiek?

Wtedy zza rogu wyszła Frida, ze zwieszoną głową i smętną miną. Kiedy usłyszała głos doktora Holcombe'a, podniosła wzrok, zobaczyła mnie i uśmiechnęła się od ucha do ucha…

A potem jej spojrzenie padło na Gabriela i aż sapnęła.

– Gabriel Luna! – zawołała.

– Gabriel Luna? – szepnął tata do mamy. – Ten, który był tu niedawno i dopytywał się o Nikki Howard.

– To jego widziałam przy jej łóżku – powiedziała doktor Higgins. To on przyniósł te róże!

Spojrzenie, jakie rzuciła mi Frida, mogłoby produkować mrożoną kawę.

– On ci przyniósł róże? – syknęła.

– Przyniósł róże Nikki Howard – sprostowałam ją. Bo wyraźnie widziałam, dokąd to wszystko zmierza.

– Zaraz… Gabriel Luna z wielkiego otwarcia Stark Megastore? spytała mama.

– Tak – potwierdził Gabriel, wyciągając prawą rękę. – Bardzo przepraszam, że nie przedstawiłem się wcześniej, ale byli państwo zajęci wyrzucaniem mnie stąd. Bardzo mi miło państwa poznać.

Mama, wyraźnie oszołomiona, uścisnęła dłoń Gabriela i mruknęła:

– Też bardzo mi miło.

A tata, gdy tylko skończyła, ściskając dłoń Gabriela, spytał:

– Gdzie się podziewałeś z moją córką?

– Gabriel właśnie mnie przywiózł – wyjaśniłam. – To długa historia, ale wyszłam stąd niezupełnie sama i… No cóż, on mnie w pewnym sensie wybawił z opresji.

Gabriel rzucił mi uśmiech w podziękowaniu. Który odwzajemniłam. Chociaż najwyraźniej uważał Nikki Howard za ćpunkę, doszłam do wniosku, że należy mu się trochę wdzięczności.

W takim razie – powiedział doktor Holcombe z udawaną serdecznością. – Mamy panu za co dziękować, panie, hm, Luna.

– To nic takiego – odparł Gabriel. – Naprawdę. Ale moim zdaniem…

Doktor Holcombe nie był zainteresowany opinią Gabriela.

– Frida! – przerwał mu. – Może zabierzesz pana Lunę do kafeterii i kupicie sobie coś do jedzenia, a ja porozmawiam chwilę z twoją siostrą i rodzicami. Dobrze?

Zanim Gabriel zdołał cokolwiek powiedzieć, Frida przestała sztyletować mnie wzrokiem i zaczęła wpatrywać się w niego rozkochanymi oczami. Jej źrenice zamieniły się w małe serduszka, jak w komiksach.

– Jasne – mruknęła głębokim głosem, jakiego jeszcze nigdy u niej nie słyszałam. Wzięła Gabriela pod ramię i zaczęła gruchać – Chodź ze mną. Pokażę ci drogę.

Miałam ochotę jej przywalić za takie durne zachowanie. Dlaczego moja siostra zawsze musi się zachowywać jak – za przeproszeniem, ale to prawda – pudernica?

Chociaż teraz, kiedy już wiem, jak to jest, kiedy człowieka pocałują, nie powinnam się na nią za to gniewać.

– No cóż… dobrze. – Gabriel obejrzał się z na mnie i dodał: To do zobaczenia później…

– Cześć. – Pomachałam mu ręką.

Nie zdążyłam powiedzieć ani słowa więcej, bo Frida wciągnęła go za róg i zniknął mi z oczu. Mogłam się spodziewać, że na zawsze.

Ale miałam na głowie o wiele ważniejsze sprawy niż kompletnie bezsensowna słabość mojej młodszej siostry do brytyjskiego piosenkarza. Mama właśnie zajrzała mi pod połę żakietu i wykrzyknęła:

– O mój Boże. Czy ty tam masz psa?

– To pies Nikki Howard – wyjaśniłam.

– A skąd, na litość boską – spytał tata – masz psa Nikki Howard?

– No cóż – odparłam. – Wszystko zaczęło się wtedy, kiedy się ocknęłam i zrozumiałam, że ktoś wsadził mój mózg w jej ciało.

Doktor Holcombe z bardzo niewyraźną miną otworzył drzwi najbliższego gabinetu i gestem zaprosił nas do środka.

– Wchodźcie. Siadajcie. Musimy porozmawiać.

– Otóż to – powiedziałam, idąc za nim z wysoko uniesioną głową (może powinnam dodać: głową Nikki Howard). – Musimy porozmawiać.

13

Musisz zrozumieć – zaczął doktor Holcombe, siadając za wielkim mahoniowym biurkiem – że procedura, jaką zastosowaliśmy w twoim przypadku, była niezbędna, żeby uratować ci życie.

– Rozumiem – powiedziałam. – Wątpię, żeby zrobiono transplantację mózgu bez potrzeby. Ale nie rozumiem, dlaczego mnie spotkało to szczęście, że stałam się pierwszą taką pacjentką.

Doktor Holcombe odchrząknął.

– No cóż…

– Zaraz, zaraz… – Popatrzyłam na niego. – Więc nie jestem pierwsza?

– Oczywiście, że nie – powiedział i szeroko się uśmiechnął. – Najmłodsza, tak. Ale w żadnym razie nie pierwsza.

– Jak to? Zaledwie parę miesięcy temu oglądałam film dokumentalny o transplantacjach mózgu. Mówili tam, że jeszcze żadna się nie udała w przypadku ludzi.

– Bo o żadnej nie informowano publicznie – wyjaśnił doktor Holcombe. – Biorcy sobie tego nie życzyli. Wręcz odwrotnie…

– Biorcy? Więc robiliście to już… wiele razy?

– Och, tak – powiedział doktor Holcombe. – Z moim zespołem już jakiś czas temu dopracowaliśmy tę procedurę do perfekcji. Wykonujemy ją od kilku lat. Jest niezwykle kosztowna i nadal dość rzadka. Trafiłaś do nas z obrażeniami, które we wszystkich normalnych okolicznościach spowodowałyby natychmiastową śmierć. To czysty zbieg okoliczności, że dawca odpowiedniego ciała pojawił się w tym samym momencie, w którym u ciebie doszło do zatrzymania fikcji serca.

– Dawca odpowiedniego ciała? – powtórzyłam. Byłam w szoku. Znaczy… Nikki Howard? W głowie mi się nie mieści, że właśnie pan ją tak określił. Przecież Nikki… była człowiekiem.

– Doktor Holcombe jest tego świadomy, Em – wtrąciła szybko mama. Ona i tata siedzieli na skórzanych fotelach przed biurkiem doktora, a ja siedziałam miedzy nimi.

Doktor Higgins i pan Phillips, przedstawiciel prawny Stark Enterprises, usadowili się na pobliskiej kanapie. Kiedy zapytałam, tu ma z tym wszystkim wspólnego Stark Enterprises, pan Phillips odparł:

– Znajdujesz się pod opieką Instytutu Neurologii i Neurochirurga Starka, stanowiącego oddział Szpitala Ogólnego, którego Stark Enterprises jest głównym donatorem. To jedyne centrum medyczne na świecie, gdzie wykonywane są przeszczepy całego ciała. Stark Enterprises nie nagłaśnia istnienia Instytutu – ani swojego z nim związku – ponieważ nadal istnieją pewne, hm, kontrowersje związane z tą procedurą.

– Chodzi panu o to, że chcąc komuś zrobić taki przeszczep, trzeba najpierw u kogoś innego stwierdzić śmierć mózgu, żeby można było zabrać ciało na użytek biorcy?

– Nieco upraszczasz całą sprawę – odparł pan Phillips – ale… tak, mniej więcej na tym to polega.

– Emerson – zwrócił się do mnie doktor Holcombe – Nikki Howard cierpiała na rzadką wrodzoną chorobę mózgu, z której nikt – a już zwłaszcza ona sama – nie zdawał sobie sprawy. Był to rodzaj tętniaka… swego rodzaju bomba zegarowa, która w każdej chwili mogła wybuchnąć… I stało się to akurat w momencie, w którym ty uległaś poważnemu wypadkowi. A że pod ręką było mnóstwo personelu medycznego – Stark Megastore zażyczył sobie, żeby oprócz zespołu pierwszej pomocy przez cały dzień wielkiego otwarcia była na miejscu karetka, w razie gdyby protesty przybrały gwałtowny obrót – mogli zadziałać na tyle szybko, by utrzymać i ją, i ciebie przy życiu w czasie transportu do naszego szpitala. Kiedy jednak was przywieziono, okazało się, że żadna nie ma szansy na przeżycie… A przynajmniej, samodzielnie.