Przy następnym zdjęciu, jakie się ukazało na ekranie, o mało nie zakrztusiłam się groszkiem wasabi z paczki, którą przeszmuglowała na górę Frida i z której teraz sobie podjadałam (taa, wiem, kiedyś nienawidziłam wasabi, ale teraz je uwielbiam; doktor Holcombe twierdzi, że to normalne, że pacjenci zauważają upodobania całkiem inne od tych, jakie mieli w swoich poprzednich ciałach).
Była to dość nieostra fotografia przedstawiająca mnie (to znaczy Nikki Howard) na zielonej vespie Gabriela Luny. Oboje spoglądaliśmy w obiektyw z zaniepokojonymi minami – chociaż nie przypominam sobie nikogo, kto by tego dnia robił nam zdjęcie.
Zaniepokojone miny były, rzecz jasna, związane z tym, że goniło nas stadko rozjuszonych czwartoklasistek.
Ale wyglądało to tak, jakbyśmy martwili się tym, że ktoś nas razem sfotografuje. Fakt, który dziennikarze nader skwapliwie podkreślili.
– Być może amnezja to wymówka – ciągnął prezenter – którą posłuży się Nikki wobec swojego raz aktualnego, a raz byłego chłopaka, Brandona Starka, żeby wytłumaczyć to zdjęcie zrobione wczoraj, kiedy modelka wybrała się na przyjemną przejażdżkę motorem należącym do popularnego brytyjskiego piosenkarza Gabriela Luny. Para poznała się na tym samym otwarciu Stark Megastore w SoHo, na którym Nikki zemdlała i doznała urazu głowy, a jedna z młodych fanek Luny została zabita w trakcie zamieszania wywołanego przez protestujących członków FWŚN.
Z przerażeniem czekałam, aż pokażą moje zdjęcie – zdjęcie dawnej mnie.
Ale powinnam była się domyślić, że tego nie zrobią. To w końcu żadna wiadomość… Po co opowiadać o dziewczynie, którą zabił spadający telewizor, skoro można pokazywać zdjęcia Nikki Howard na czerwonym dywanie, w sukience rozciętej z przodu aż po pępek?
– Przedstawiciele zarówno Howard, jak i Luny nie chcieli komentować tego zdjęcia. Ale może Nikki zdoła wmówić Brandonowi, że po prostu „zapomniała”, że już ma chłopaka…
O mój Boże. To niesamowite. Ledwie łapałam oddech. Ale ta historia jeszcze się nie skończyła.
– Założyciel i dyrektor zarządzający Stark Enterprises, Robert Stark, wydał oświadczenie – kontynuował reporter – w którym życzy Nikki Howard, znanej jako Twarz Starka, szybkiego powrotu do zdrowia.
Kamera pokazała starszą i pomarszczoną wersję twarzy Brandona Starka – jego ojca, który powiedział do mikrofonu: – Mamy serdeczną prośbę do mediów, aby w czasie, kiedy Nikki będzie dochodziła do zdrowia, nie zakłócać jej prywatności, której tak bardzo potrzebuje. Przynajmniej przez kilka najbliższych tygodni Nikki będzie spędzała w świetle reflektorów nieco mniej czasu. Wspomniała nawet, że rozważa powrót do szkoły średniej – uśmiechnął się, a dziennikarze zaczęli chichotać, jakby sam pomysł, że Nikki Howard będzie próbowała zrobić maturę, był najśmieszniejszą rzeczą pod słońcem. Decyzję tę my, przedstawiciele Stark Enterprises, w pełni popieramy.
Co? Ja wcale tego nie mówiłam temu Robertowi Starkowi. Nawet faceta nie widziałam na oczy. No super. Mój własny szef – szef Nikki, w każdym razie – uważa, że ona jest za głupia, żeby poradzić sobie w liceum. Fajnie. Dzięki za wsparcie. Pewnie tak myśli dlatego, że czytał jej maile.
– Ale wybryki takie jak ten – zakończył reporter, a na ekranie znów błysnęło moje zdjęcie z Gabrielem na skuterze – mogą sprawić. że pilna uczennica Nikki Howard doczeka się zawieszenia w prawach ucznia!
A potem przeszedł do komentowania skandalu rozwodowego jakiejś słynnej pary.
Osłupiałam. W głowie mi się nie mieściło, że któraś z tych małych dziewczynek zdążyła pstryknąć zdjęcie mnie i Gabrielowi… A potem je sprzedała! Czy właśnie takie życie czeka mnie od tej pory? Pogonie ze strony paparazzi, moje najniewinniejsze działania rozkładane na czynniki pierwsze przez brukowce?
Z takim skupieniem gapiłam się w ekran, że nawet nie zauważyłam osoby, która weszła do mojego pokoju.
– Nikki? – Oczy spoglądające na mnie znad maseczki chirurgicznej były wielkie… i to nie tylko dlatego, że zostały obwiedzione czarnym eyelinerem.
Lulu Collins znów się zakradła na moje piętro. Tym razem wzbogaciła swoje przebranie o lekarską podkładkę na dokumenty.
Rany. Mózg się lasuje.
No cóż, była późna pora, więc większość personelu – wśród nich mój tata, na którego wypadła kolej dyżurowania przy moim łóżku – zebrała się w saloniku, gdzie oglądali jakiś mecz. Nawet nie wiedziałam, jaki, bo mnie takie rzeczy nie obchodzą.
Lulu bez trudu przemknęła obok ochroniarzy rozstawionych przy wejściach. Zwłaszcza w tym przebraniu.
– Cześć, Lulu – powiedziałam z niejakim przygnębieniem.
– Pamiętasz mnie? – Opuściła maseczkę, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Och, Nikki… Kiedy powiedzieli, że masz amnezję, wiedziałam, że kłamią.
– Nie – odparłam szybko. – Przepraszam, Lulu, ale ja naprawdę… No wiesz, pamiętam cię z tego ostatnio. Z tego porwania.
– Jesteś pewna? – spytała, a jej szczupłe ramiona zgarbiły się.
– No bo wiesz… obejrzałam telewizję i pomyślałam sobie, że, rozumiesz, wróciłaś do własnego ciała. Że się zamieniłyście, ty i ta Em. No bo wskoczyłaś na skuter tego faceta… To coś, co zrobiłaby Nikki. Brandon się wścieka.
– Brandon? Wścieka się? Na mnie?
– No jasne – potwierdziła, podchodząc i siadając na brzegu łóżka. – Znaczy, nie wiem, dlaczego sobie ubzdurał, że on może całe noce tańczyć, z kim ma ochotę, a tobie nie wolno przejechać się na skuterze jakiegoś innego faceta. To jest totalna, no, jak to się nazywa…
– Podwójna moralność? – podsunęłam.
– Tak, chyba tak. No w każdym razie, kiedy zobaczyłam to zdjęcie, totalnie się ucieszyłam, bo pomyślałam, że może wróciłaś. Znaczy, że Nikki wróciła. Prawdziwa Nikki. Cosabella też zniknęła, więc pomyślałam, że może zajrzałaś do domu i ją zabrałaś…
– Cosabella jest ze mną. – Odsunęłam kołdrę, pokazując puchaty kłębuszek. – Przepraszam cię, ale wczoraj rano u ciebie w domu strasznie płakała i… no cóż, nie miałam serca jej zostawić.
– Okej – powiedziała Lulu słabym głosem. – Wszystko w porządku, naprawdę. Cosy za tobą tęskniła. To znaczy za Nikki. To znaczy… O Boże, już sama nie wiem, co to znaczy. Więc z tym facetem na skuterze to pewnie byłaś ty? A nie… prawdziwa Nikki?
– Taa – przyznałam. – To byłam ja. Słuchaj, Lulu, co do tej całej zamiany ciał…
– Tak? – Lulu mówiła z trudem. Czyżby płakała?
Ale nie miałam czasu przejmować się jej łzami. W każdej chwili mój tata albo któraś z pielęgniarek, albo, co gorsza, doktor Holcombe mogli wejść i zobaczyć, z kim rozmawiam.
I jakoś nie wydawało mi się, że zbytnio się ucieszą. Cała ta ich gadanina o odszkodowaniach – no cóż, wyglądało na to, że Stark Enterprises śmiertelnie poważnie traktuje utrzymanie tego wszystkiego w sekrecie. A ja nie chciałam narobić Lulu kłopotów. Mimo że chyba spadła z księżyca, była naprawdę słodka.
– Nie było żadnej zamiany ciał – zaprzeczyłam. – Okazuje się, że ja… hm… uderzyłam się w głowę. I teraz mam amnezję. Dlatego cię nie pamiętałam. Ani Brandona.
Lulu wpatrywała się we mnie oczyma otwartymi tak szeroko jak oczy laleczek Precious Moment, a potem wykrztusiła przez łzy:
– Zalewasz.
– Nie – powiedziałam. – Tak właśnie było. Te wszystkie rzeczy, które mówili w telewizji, to prawda.
– Nie wierzę ci – odparła. – Ani telewizji. Wiem, że teraz Kelly wszędzie to powtarza. Ale to nieprawda.
– Lulu – powiedziałam z rozpaczą. Musiałam ją jakoś przekonać. Nie mogłam ryzykować, że rodzicom każą spłacić dwa miliony dolarów. Albo że będą musieli ogłosić bankructwo, bo przecież nie mają dwóch milionów. – To prawda. Dlaczego mi nie wierzysz?