Zerknęłam w stronę pana Phillipsa. Pisał coś na swoim blackberry. Aż dziwne, że nie korzystał z osobistego organizera marki Stark.
– Być może – odparłam. – Jeszcze zadzwonię. – Ale na pewno nie z tej komórki marki Stark, o nie.
– To do piątku – rzekł tata i uściskał mnie tak mocno, że przyduszoną Cosabella aż warknęła w ramach protestu. – Słyszałaś, co powiedziała twoja matka.
– Zadzwoń do nas, jak tylko dojedziesz – dodała mama, poprawiając mi żakiet. – Szkoda, że nie masz jakiejś cieplejszej kurtki. Powinnam była coś ci przywieźć z domu.
– Mamo…
– Nikki na pewno ma jakieś cieplejsze ubrania – powiedziała, macając cienki żakiet, który zgarnęłam z garderoby Nikki. – Obiecaj mi, że na jutro wybierzesz coś cieplejszego.
Mamo… – powtórzyłam.
Mamy listopad – ciągnęła niezrażona. – Weź chociaż mój szalik.
Owinęła mi szyję tym swoim szalikiem.
– Mamo… – powiedziałam, kiedy zawiązała mi go tak ściśle, że o mało mnie nie udusiła. – Przecież ja tylko wsiadam do limuzyny, a potem z niej wysiadam. Nie potrzebuję…
– Nie zapomnij zadzwonić – przerwała mi i znów mnie uściskała. A potem nagle mnie puściła, jakby zmuszając się do tego wbrew własnej woli.
Gdy stanęłam przed Fridą, obie z Cosabellą czułyśmy się już mocno przyduszone.
– No to do zobaczenia jutro w szkole – powiedziałam, bo pan Phillips zdołał załatwić dla mnie miejsce w Liceum Autorskim Tribeca i mogłam zacząć tam naukę, kiedy tylko rozkład zajęć zawodowych mi pozwoli. Miałam nadzieję, że to będzie już jutro.
Frida wzruszyła ramionami.
– Tak. A co mi tam – rzuciła. Poklepałyśmy się po plecach (chociaż ona poklepała mnie raczej w okolicach talii, bo teraz jest ode mnie o wiele niższa), a potem odwróciłam się, prawie nic nie widząc przez łzy, które nagle pojawiły mi się w oczach.
Wtedy rudowłosa kobieta w jasnozielonym kostiumie i z zestawem mikrofonu i słuchawek na głowie wzięła mnie pod ramię i zaczęła prowadzić w stronę windy.
– Tal, mamy ją – mówiła do mikrofonu. – Już jedziemy Przewidywany czas dojazdu piętnaście minut.
Weszłyśmy do windy. Po chwili drzwi się zamknęły, zasłaniając moją łzawo uśmiechniętą rodzinę. Jeden z ochroniarzy wcisnął guzik z napisem P i winda ruszyła. Kobieta w zielonym kostiumie obróciła się do mnie i powiedziała ze sztucznym uśmiechem:
– Nikki, kochanie. – Pachniała drogimi perfumami. – Tak się cieszę, że już lepiej się czujesz. Strasznie się o ciebie martwiłam! No tak, jasne, zapomniałam, że mnie nie pamiętasz. Kelly Foster – Fielding. – Wyciągnęła rękę i uścisnęła moją dłoń tak mocno, że myślałam, że mi ją zmiażdży. – Jestem twoją rzeczniczką prasową.
Gapiłam się na nią bez słowa. Czy ona naprawdę o niczym nie wie, czy tylko udaje przed ochroniarzami? W Stark Enterprises nie powiedzieli, że tak naprawdę nie jestem Nikki Howard?
Kelly wyciągnęła ze swojej przepastnej torby na ramię blackberry i naciskając klawisze tak szybko, że jej kciuki się zamieniły w rozmazaną plamę, ciągnęła:
– Postaram się dać ci w tym tygodniu trochę luzu, żebyś nie musiała od razu wracać do zwykłej rutyny… I rozumiem z tą szkołą, na prawdę… Ale jest parę spraw, których nie mogę przełożyć na później. „Cosmo” chce cię mieć na styczniowej okładce i nie przyjmują odmowy. Chcą też napisać o tobie artykuł. Mówię ci, Nik, ta amnezja to istna kopalnia złota. Niczego im nie obiecałam, bo mam też propozycje okładki i artykułu z „Vogue”, „Elle” i „People”. No cóż, „People” możemy sobie darować, bo oni chyba uważają cię za zwyciężczynię Idola. Ale posłuchaj, to dopiero nowina: Larry King. Chwytasz? Ty i Larry wymieniacie ploteczki. Próbuję przełożyć go na później, aż taktycznie będziesz miała o czym z nim pogadać. Inaczej to kompletna strata czasu. No i dostałam oferty od trzech wydawców na kontrakt na książkę… Taka szczera spowiedź, historia o tym, jak poradziłaś sobie z chwilową utratą tożsamości… Nie przejmuj się, wynajmą murzyna, ty masz im tylko dostarczyć zdjęcia na okładkę…
Drzwi windy rozsunęły się i Kelly, znów biorąc mnie pod ramię, ruszyła w stronę czarnej jak smoła długiej limuzyny. Chociaż eskortowali nas pracownicy ochrony, ledwie przeszłyśmy parę kroków, z cienia wyskoczyli paparazzi i zaczęli mi robić zdjęcia. Podtykali te swoje teleskopowe obiektywy tak blisko, że mogliby mi wybić oko, gdyby ochroniarze nie powiedzieli:
– Dobra, panowie, dajcie paniom przejść. – Po czym zepchnęli fotografów z drogi i wsadzili nas do czekającego samochodu.
Kiedy drzwi limuzyny zatrzasnęły się za nami i samochód ruszył, Kelly zaczęła mówić dalej, zupełnie jakby nam nie przerwano:
– W każdym razie to wszystko bardzo dobre wiadomości. Jeśli uda się zgrać termin wydania książki z terminem wejścia na rynek lej nowej linii ubrań i kosmetyków – dziewczyno, takiej reklamy nie kupiłabyś za żadne pieniądze! A to oni będą płacić nam! Aha, i oczywiście chcą ciebie tam gdzie zwykle: poranne pokazy, Ellen i Oprah, „The View” i tak dalej. Wszystkim każę czekać, jak długo się da, ale będziesz musiała na coś się zdecydować…
Osunęłam się na siedzenie naprzeciwko niej, kompletnie oszołomiona tym incydentem sprzed chwili. Cosabella przywarła do mnie, a jej małe serduszko biło jak oszalałe. Nie wiedziałam, co zaszokowało mnie najbardziej – paparazzi, to co właśnie powiedziała Kelly czy może to, że naprzeciwko mnie siedział Brandon Stark. Wyglądał, jakby się dąsał, o ile mogłam to ocenić po wyrazie jego twarzy.
– Cześć – odezwałam się na próbę.
Odwrócił wzrok. Kelly trajkotała dalej jak karabin maszynowy. Ledwie za nią nadążałam. Była między trzydziestką a czterdziestką i chyba nigdy nie widziałam bardziej zadbanej kobiety. Miała staranny makijaż, jasnorude włosy ostrzyżone na pazia i ułożone tak idealnie, że żaden kosmyk nie odstawał choćby o milimetr, w jej czarnych matowych rajstopach nie było ani jednej zadry, a obcasy skórzanych czółenek musiały mieć co najmniej dziesięć centymetrów. Nie miałam pojęcia, jak w nich chodzi, a co dopiero, jak zdołała uciekać w nich przed fotoreporterami.
– Oprah to raczej nie jest twój target – ciągnęła. – Ale nie szkodzi. Skoro Nemcova była u niej po tej całej aferze z tsunami, ty też możesz wpaść. Zresztą to i tak nie ma znaczenia, bo – siedzisz mocno? – dzwonili ze „Sports Illustrated”.
– To świetnie – powiedziałam bez: entuzjazmu. Ta cała praca modelki mogła się okazać nieco trudniejsza, niż sobie wyobrażałam.
– Nikki! – Kelly zrobiła taką minę, jakby chciała we mnie rzucić swoim blackberry – Co z tobą?! Przecież od dwóch lat chodzisz za mną, żebym ci załatwiła „SI”. No i wreszcie zadzwonili. Chcą cię. Do następnego numeru z kostiumami kąpielowymi. Nie umierasz z wrażenia?
Przy ostatnich słowach szturchnęła mnie w ramię. Zgarbiłam się na siedzeniu, bo tak w sumie miałam ochotę powiedzieć: Owszem, umieram. A właściwie już umarłam.
Zamiast tego powiedziałam:
– Super. Dzięki.
Kelly przyglądała mi się dłuższą chwilę, a potem odparła:
– Mogłabyś się zdobyć na trochę więcej entuzjazmu, chociażby ze względu na mnie. Przecież to „SI”, kochanie. Jest szansa, że trafisz na okładkę. Na pewno trafisz. Czuję to w kościach… Brandon, nie pij więcej red bulla, już i tak jesteś nabuzowany.
Brandon zatrzasnął drzwiczki samochodowej lodówki i osunął się na siedzenie z obrażoną miną.
– No to jak? – Kelly patrzyła na mnie wyczekująco. – Cieszysz się?
– Bardzo się cieszę – powiedziałam, choć prawdę mówiąc, czułam tylko coraz większy strach. – Więc będę musiała pozować w kostiumie kąpielowym?