– W kostiumie kąpielowym? – prychnęła Kelly. – Boże, ty na prawdę masz amnezję. To się teraz nazywa bikini. Zapamiętasz? I… mój Boże, co ty zrobiłaś z paznokciami?
Złapała mnie za ręce i z przerażeniem wpatrywała się w moje paznokcie – czy raczej w paznokcie Nikki Howard – które obgryzłam niemal do krwi.
– Chyba… chyba je trochę obgryzałam – powiedziałam nieśmiało.
– Trochę? – Zanim się zorientowałam, Kelly puściła moje ręce i znów założyła zestaw ze słuchawkami. – Tak, Doreen? Cześć, tu Kelly. Musimy natychmiast mieć nowe tipsy. Tak, wiem, że nie ma nu to czasu, ale co mam zrobić, dopiero w tej chwili zauważyłam. Okropne. Nie, nigdy wcześniej nie miała takiego problemu, ale teraz mamy zupełnie nową sytuację. Nigdy byś nie uwierzyła… Świetnie. No to na razie, skarbie.
Rozłączyła się, a potem rzuciła mi spojrzenie pełne dezaprobaty.
– No wiesz, Nik – powiedziała, kręcąc głową. – Tylko sobie szkodzisz.
Nie wiem czemu, ale oczy zaszły mi łzami. Też coś! Płakać przez paznokcie…
– Przepraszam – powiedziałam. – Naprawdę mi przykro. Ale myślałam, że jadę na jakąś sesję zdjęciową. Co mają z tym wspólnego moje paznokcie?
– Masz wziąć udział w sesji zdjęciowej z panem Starkiem – rzuciła Kelly ostro. – Do artykułu, który pisze o nim „Vanity Fair”. Jesteś nową twarzą Starka – młodej, dynamicznej firmy – więc to oczywiste, że chce cię mieć na zdjęciach. Ciebie i Brandona.
Na widok moich łez Brandon nadąsał się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe.
W głowie mi się nie mieściło, że płaczę. Naprawdę. Bo przecież ja nigdy nie płaczę. No chyba, że z ważnego powodu, na przykład dlatego, że Christopher myśli, że umarłam.
Przez cały czas, odkąd to się stało, jeszcze ani razu nie płakałam… Ani nad utratą dawnego ciała, ani nad utratą dawnego życia, ani nawet nad tym, że już nie jestem dawną sobą.
Bo do tej pory nie miałam wrażenia, że nie jestem dawną sobą.
Ale wystarczyło, żeby wydarła się na mnie jakaś rzeczniczka prasowa, i zrozumiałam, do jakiego stopnia przestałam sobą być.
Oczywiście nie chodziło o paznokcie, tylko o to, co się stało tuż przedtem. O to, że musiałam się rozstać z rodzicami i że przed pożegnaniem z siostrą właściwie się z nią pokłóciłam (dlaczego nie mogłam jej wesprzeć w ambicjach Czirliderki? Może czirliding to i rzeczywiście sport. Na olimpiadzie jest przecież gimnastyka), a potem wyszłam ze szpitala i zostałam osaczona przez fotografów wywrzaskujących cudze imię, ale celujących swoimi obiektywami we innie, i wsiadłam do limuzyny z facetem, który wrednie się do mnie odnosił, i jakąś rzeczniczką prasową, której się wydawało, że wszystko robię i mówię nie tak…
Ta sesja zdjęciowa to będzie katastrofa. Z góry to mogłam przewidzieć.
– Nie poradzę sobie – powiedziałam, usiłując zdusić łzy. Nawet gdybym nie próbowała udawać Nikki Howard, było jasne, że mi się nie uda.
Bo przecież na pewno nie dam sobie rady z tym, czego oczekiwała ode mnie Kelly. Nagle przypomniałam sobie coś naprawiła ważnego. To, jak Lulu spytała, czy wiem, co to znaczy czub Manolo, a do mnie dotarło, że nie wiem. Nie miałam zielonego pojęcia. Praca modelki jest łatwa? Jak mogłam być taka arogancka? Dlaczego nie czytałam uważniej tych „CosmoGIRL!” Fridy?
– Ja… ja nie pamiętam, jak to się robi! – jęknęłam.
– To lepiej sobie przypomnij – odparła Kelly – bo od tego zależy twoja przyszłość. Nie wspominając już o mojej… i trzydziestu makijażystów, stylistów, dyrektorów artystycznych, fotografów, techników oświetleniowych i osobistych asystentek, którzy czekają tam na ciebie. Ludzi z cateringu pomijam. Przez ostatni miesiąc byliśmy cierpliwi, no bo musiałaś przez to przejść, ale najwyższy czas wracać do pracy. Brandon, mówiłam ci, żebyś zostawił tego red bulla. Wiesz jak to na ciebie działa.
– Jesteśmy na miejscu – powiedział Brandon. – I mamy towarzystwo.
Kelly wyjrzała przez okno, zaklęła i włączyła swój zestaw mikrofonu i słuchawek Starka.
– Rico? – warknęła. – Daj ochronę przy Madison. Znów mamy demonstrantów.
Nie miałam pojęcia, o czym oni mówią, i prawdę powiedziawszy, było mi to obojętne. Nadal usiłowałam przetrawić to, co przed chwilą usłyszałam od Kelly. Nie zdawałam sobie sprawy, że byt aż tak wielu osób zależy od Nikki Howard. Wiedziałam, że dla Stark Enterprises to ważne, żeby nadal była Twarzą Starka, ale nie wiedziałam, co się z tym wiąże.
Aż do teraz.
Dwa miliony dolarów – tyle zapłacili za przeszczep mojego mózgu do ciała Nikki Howard. Zaczynałam myśleć, że całkiem tanio im to wypadło…
– No ruszaj się! Szybciej! – I Kelly wypchnęła mnie z limuzyny…
…prosto w ramiona ochroniarza, który próbował mnie zasłonić przed hordą protestujących zebranych przed wejściem do potężnego drapacza chmur na Madison Avenue, gdzie właśnie się zatrzymaliśmy.
– To ona! – usłyszałam krzyk.
Sekundę później ktoś złapał mnie za ramiona, szarpnął i obrócił. Stałam naprzeciwko kobiety, która trzymała transparent z napisem „Stark Enterprises zabija!”
– To Nikki Howard! – Kobieta w wojskowych bojówkach i berecie dmuchnęła w gwizdek i pozostali demonstranci obrócili się w moją stronę. A kiedy tylko mnie zobaczyli, ich twarze wykrzywiły się złością.
– Jak usprawiedliwisz to, że jesteś twarzą korporacji, która pozbawia pracy właścicieli małych lokalnych firm? – wrzasnął do mnie jakiś facet w kombinezonie. A kobieta pchająca dziecinny wózek krzyknęła:
– To przez ciebie w Ameryce źle się dzieje!
Pomyślałam, że to trochę niesprawiedliwe, bo przecież nie jestem osobą, za którą mnie biorą.
Ale nie miałam okazji im o tym powiedzieć, bo postawny ochroniarz zasłonił mnie przed rękami, które się wyciągały w moją stronę, próbując mnie złapać, i przebijał się przez tłum, aż schroniliśmy się za obrotowymi drzwiami w wielkim marmurowym holu. Kilka sekund później dołączyli do nas Brandon Stark i Kelly Foster – Fielding.
– Dobry Boże – jęknęła Kelly, otrząsając się jak kot, którego pogłaskano pod włos. – Robią się coraz gorsi.
– Miło panią widzieć, panno Howard – powiedział postawny ochroniarz, który osłonił mnie przed gniewem protestujących. – Dawno pani nie było.
Uśmiechnęłam się do niego z wysiłkiem.
– D – dziękuję ci…
– Martin – przedstawił się, ukazując zęby w uśmiechu. – Naprawdę straciła pani pamięć, tak jak mówili w telewizji!
Już miałam go zapewnić, że faktycznie tak się stało, ale Kelly złapała mnie za ramię.
– Dość ćwierkania – powiedziała. – Już i tak mamy opóźnienie, Idziemy.
I zaciągnęła mnie do windy, a do mnie dotarło, że za chwilę po znam samego Roberta Starka.
Co mnie cieszyło. Bo miałam mu parę słów do powiedzenia.
17
Ale nie udało mi się. To znaczy powiedzieć panu Starkowi tego, co chciałam. A przynajmniej nie od razu.
To dlatego, że w tej samej chwili, w której wyszłam z windy w Biurze Zarządu Stark Enterprises, rzuciła się na mnie chmara fryzjerów, makijażystów i asystentek do spraw garderoby. Kelly wyrwała mi Cosabellę, zapewniając, że zajmie się nią w czasie sesji. A potem zabrano mnie do oporządzenia.
Najpierw nie rozumiałam, co się dzieje. Jacyś kompletnie obcy ludzie podchodzili do mnie, a jeden facet ciągnął mnie za włosy i mówił:
– Kotku, ale co się stało? Zabrakło pianki do włosów na całym Manhattanie?
Jakaś kobieta co chwila zaglądała mi w twarz i mówiła: