Выбрать главу

– Nie, on ma inne plany – powiedziałam. – A ja jestem w sumie naprawdę zmęczona. Chyba pojadę od razu na poddasze i pójdę spać, jeśli się nie pogniewacie. No wiecie, dopiero dziś rano wyszłam ze szpitala, a jutro rano mam szkołę i…

– Nic więcej nie mów – przerwała mi Rebecca z uśmiechem. – Wybierzemy się kiedy indziej. Może jutro po południu, po zdjęciach dla „Elle”.

– Jutro? – Wytrzeszczyłam na nią oczy. – Jutro mam sesję?

– Kochanie, jesteś kompletnie zabukowana na cały ten tydzień powiedziała Kelly, wciskając mi w ramiona Cosabellę. – Wszyscy dosłownie zwariowali na twoim punkcie. Na pewno nie chcesz zmienić zdania w sprawie szkoły? Bo to naprawdę ogranicza twoją dyspozycyjność…

– Tak – odparłam. – To znaczy nie. To znaczy muszę wrócić do szkoły. – Bo chciałam. Jak inaczej miałam sprawdzić, czy Christopher w ogóle się mną przejmował? Aha, i zdobyć wykształcenie.

Kelly pokręciła głową.

– Ta twoja szkoła mnie dobije – mruknęła, a chwilę później zaczęła warczeć do tych swoich słuchawek: – Nie! Mówiłam wam!

Będzie dostępna dopiero po piętnastej! Którego słowa z „po piętnastej” pani nie rozumie?

– No cóż, moim zdaniem to świetnie – powiedziała do mnie Rebecca. – Christy Turlington studiowała religioznawstwo porównawcze i filozofie Wschodu na Uniwersytecie Nowojorskim Jeśli jej się udało, to tobie tym bardziej się uda. Bo czy Christy rzeczywiście jest taka bystra, skoro sądziła, że Fashion Café będzie hitem?

– Hm – mruknęłam, bo nie miałam pojęcia, o czym ona mówi – Muszę już iść…

– Oczywiście, że musisz. – Rebecca wzięła mnie pod ramię i zaczęła prowadzić w stronę przebieralni. – Dziewczyny! Nikki musi już iść!

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, kilka sekund później zdjęto ze mnie przezroczystą sukienkę i szpilki i znalazłam się znów w swoich zwykłych ciuchach, w limuzynie jadącej do śródmieścia tym razem sama. A na kolanach – oprócz Cosabelli – miałam coś, co mi podała Rebecca, kiedy wychodziłam.

– Trzymaj – powiedziała. – Miałam ci to dać wcześniej. Wręczyła mi brązową skórzaną torbę na ramię z napisem PRADA, pod ciężarem której aż mi się ramię ugięło.

– Co to jest? – spytałam.

– To twoja torba! – roześmiała się Rebecca. – Upuściłaś ją w dniu wypadku. Przechowałam ją dla ciebie. Masz tam całe swoje życie. Sidekicka, komórkę, karty kredytowe… Tym razem jej pilnuj, dobrze, kotku?

Teraz wysypałam sobie na kolana zawartość torby Nikki Howard i przyglądałam jej się ze zdumieniem.

Już to podejrzewałam, ale pewności nabrałam dopiero teraz.

Byłam bogata.

Nikki miała platynową kartę American Express, dwie złote Visa, złotą Master Card, platynową bankomatową kartę Chase Manhattan, żeby mieć szybki dostęp do gotówki, tony banknotów (czterysta dwadzieścia siedem dolarów, tak konkretnie) i książeczkę czekową, która opiewała na trzysta sześćdziesiąt sześć tysięcy trzysta dwa dolary i jedenaście centów na rachunku oszczędnościowym, oraz dwadzieścia dwa tysiące dolarów na rachunku bieżącym.

A to było tylko to, co miała w banku. Kto wie, ile miała w inwestycjach? Bo znalazłam też wizytówkę doradcy inwestycyjnego z Salomon Brothers, dość zmiętą, więc chyba często używaną.

Byłam nadziana. Nie na tyle, żeby wykupić kontrakt ze Starkiem, ale mogłam wspomóc rodziców, gdyby wpadli w tarapaty. To było niesamowite.

Kiedy już się napatrzyłam na saldo książeczki czekowej, sprawdziłam komórkę Nikki. Była marki Stark. To samo z sidekickiem. W obu baterie już dawno zdążyły się wyładować, więc nie mogłam ich włączyć i sprawdzić (zresztą nawet gdybym mogła, nie umiałabym się zorientować, czy są w nich pluskwy; tylko Komendant wiedział zwykle takie rzeczy na pewno). Podejrzewałam jednak, że tak jak laptop Nikki, sana podsłuchu.

Może po prostu miałam paranoję. To się zdarza dziewczynie, jeśli się obudzi w cudzym ciele.

Resztę zawartości torby Nikki stanowiły kosmetyki i kilka częściowo opróżnionych opakowań leków na zgagę. Ale dobrze było wiedzieć, że miałam trochę forsy. Po dotarciu na poddasze zamierzałam zamówić jakieś jedzenie na wynos (za które teraz miałam czym zapłacić; i nie będę czuła się winna, że korzystam z pieniędzy Nikki, ho po tej sesji zdjęciowej uważałam, że na nie zarobiłam), zrzucić ciuchy, wziąć długą gorącą kąpiel, może trochę pooglądać telewizję i iść spać.

Niestety pięć minut później mój plan spokojnej kolacji i miłej kąpieli z bąbelkami w jacuzzi Nikki legł w gruzach… Bo kiedy wjechałam na górę i drzwi windy się otworzyły, kilkanaście osób – w tym Lulu i Brandon – ryknęło:

– Witaj w domu, Nikki!

Zaczęli rzucać serpentyny, otwierać butelki szampana i podbiegać, żeby mnie uściskać.

Taa, nieźle się zdziwiłam. Zwłaszcza że osobą ściskającą mnie najgorliwiej okazał się Justin Bay.

19

Byliśmy w klubie Cave. Nazwali go tak, bo mieścił się w samych wnętrznościach Nowego Jorku, w części systemu kolei podziemnej, którą miasto zaplanowało, a potem zarzuciło budowę z uwagi na bruk funduszy niemal sto lat temu. Ktoś zainstalował reflektory punktowe w strategicznych miejscach wzdłuż kamiennych ścian, zamontował sprzęt grający, ustawił dwójkę DJ – ów i teraz był to najmodniejszy klub na Manhattanie. Kolejka przed wejściem wiła się aż do następnej przecznicy, mimo że był środowy wieczór. Nie można się było dostać do środka, jeśli nie było się kimś.

Nikki Howard, jak się okazało, kimś była. Chociaż nie miała jeszcze siedemnastu lat, więc ściśle rzecz biorąc, nie wolno jej było wchodzić do klubów.

Ale to nie miało znaczenia, bo Nikki nie piła. Dowiedziałam się tego, kiedy podeszłam do baru, bo po tańcu bardzo zachciało mi się pić, a barman powiedział:

– Cześć, Nikki, dawno cię nie widziałem. To, co zwykle?

– Mam amnezję – odparłam. Przez cały wieczór powtarzałam to ludziom, którzy do mnie podchodzili i wołali: „Cześć, Nikki! To ja! Nie pamiętasz mnie? Joey/Jimmy/Johnny/Jan, z Paryża/Danii/Easl Hampton/Los Angeles!” – Nie pamiętam, co było zwykle.

Barman wziął koktajlowy kieliszek na wysokiej nóżce, napełnił go wodą, dodał skręcony paseczek skórki pomarańczowej i podsunął go w moją stronę. Gdyby ktoś nie wiedział, że to zwykła woda, pomyślałby, że to martini, tyle że ze skórką pomarańczy zamiast oliwki.

– Mówimy na to Nikki – wyjaśnił i mrugnął do mnie. – Tylko nowojorscy barmani wiedzą, że to zwykła woda. Nie wolno ci pić alkoholu przez problemy z żołądkiem, pamiętasz? No i, oczywiście, nie masz jeszcze dwudziestu jeden lat – dodał obłudnie.

Uśmiechnęłam się szeroko. Nikki Howard przestawała mnie tak bardzo irytować… Chociaż wcześniej tego dnia raczej bym się na podobną myśl nie zdobyła.

– Dzięki – powiedziałam i sączyłam firmowego drinka Nikki, obserwując parkiet. W głowie mi się nie mieściło, że o tak późnej porze – dochodziła druga w nocy – i w powszedni dzień klub wciąż jest zatłoczony (robiło się nawet coraz bardziej tłoczno). Znalazłam miejsce przy barze tylko dlatego, że jakiś szarmancki wielbiciel Nikki odstąpił mi stołek (w zamian za autograf, oczywiście. Kiedy pierwszy raz mnie o niego poproszono, chciałam napisać „Em Watts”, dopiero w ostatniej chwili zmieniłam to na Nikki Howard. Potem przez cały wieczór tak mnie napastowali łowcy autografów, że zdążyłam się już przyzwyczaić).

Ludzie na parkiecie wyginali się w rytm hipnotyzującego techno, a kolorowe światła i gęste chmury sztucznej mgły sprawiały, że nie można było nikogo rozpoznać. Ale wiedziałam, że gdzieś tam jest Lulu, a także Brandon, Justin i masa innych „najbliższych przyjaciół” Nikki Howard (w miarę upływu czasu, miała ich coraz więcej). Zaczęliśmy wieczór na poddaszu, potem przenieśliśmy się na kolację do restauracji Bobby'ego Flaya (szef Food Network, który akurat tam był, podszedł do naszego stolika i życzył mi – to znaczy Nikki – szybkiego powrotu do zdrowia po amnezji), i wreszcie trafiliśmy do Cave.