Выбрать главу

Nijak się w tym nie widziałam, więc mówiłam mamie, że wolę zostać w domu i poczytać.

To jedna z zalet posiadania rodziców, którzy wykładają na uczelni. Rozumieją takie odczucia, bo oni też zawsze woleli zostawać w domu i czytać.

Christopher był inny. Od tego dnia, kiedy prawie osiem lat temu kręcił się przy ciężarówce, która przywiozła wszystkie jego rzeczy, wiedziałam, że się dogadamy.

Wiedziałam głównie dlatego, że zerknęłam do pudła z napisem „gry wideo Chrisa” i zobaczyłam, że lubimy te same gry RPG.

No i spędzamy ze sobą tyle czasu, że ludzie uważają, że ze sobą chodzimy, choć nic nie mogłoby być dalsze od prawdy (niestety).

Tak więc nie chodzimy ze sobą – i nieważne, jak bardzo bym chciała, żeby było inaczej – ale nie spodobała mi się uwaga Fridy, z której wynikało, że Christopher jest nieatrakcyjny. Fakt, w standardowej definicji fajnego faceta Żywych Trupów się nie mieści. Ma wprawdzie wymagane ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, jasne włosy i niebieskie oczy, tylko że usiłuje sprawdzić, jak bardzo może zapuścić włosy, zanim doprowadzi do totalnego szału swojego ojca (który wykłada nauki polityczne).

Sięgają mu już prawie do ramion.

I nie spędza czterech godzin dziennie na podnoszeniu ciężarów, więc nie jest mięśniakiem z obsesją siłowni, jak chłopak Whitney, Jason Klein.

Ale to, że Ż. T. nie mogłyby go uznać za atrakcyjnego, nie znaczy jeszcze, że nie jest fajny.

– Dzięki – warknęłam do Fridy. – Teraz sobie poczekasz, zanim Christopher znów przyjdzie, żeby ci przeformatować dysk.

– On ma dłuższe włosy niż ja – odparła. – A wczoraj w stołówce ty wrzasnęłaś na Jasona Kleina, żeby się zamknął, kiedy staliście w kolejce po ketchup przy stole z dodatkami.

– No cóż – powiedziałam, wzruszając ramionami – wczoraj miałam zły dzień. Christopher, jak będzie chciał, obetnie włosy. A Jason sam się o to prosił.

– Przecież tylko powiedział, że woli kostiumy czirliderek, z amerykańskim dekoltem od zimowych sweterków! – zawołała Frida.

– No cóż, to była seksistowska uwaga, Frido – wtrąciła mama. Rzuciłam Fridzie triumfujące spojrzenie znad swojego gofra. Ale ona i tak nie zamierzała odpuścić.

– Czirliderki też uprawiają sport, mamo – upierała się. – Kostiumy z amerykańskim dekoltem dają im większą swobodę ruchów niż sweterki, mniej je ograniczają.

– O mój Boże – jęknęłam. – Chcesz spróbować dostać się do czirliderek, tak?

Frida wzięła głęboki oddech.

– Nieważne. Po prostu nieważne. Poproszę tatę. On mi pozwoli iść samej.

– Nie, nie pozwoli – powiedziała mama. – I nie waż się go budzić. Wiesz, że wczoraj późno wrócił.

Tata w tygodniu mieszka w New Haven, bo tam wykłada na Yale, i wraca do domu tylko na weekendy (małżeństwom wykładowców nie jest lekko, jeśli nie znajdą pracy w tej samej uczelni). Ponieważ w związku z tym doskwiera mu poczucie winy, zwykle pozwala nam na wszystko. Gdyby Frida zapytała go, czy może jechać na weekend do Atlantic City z męską drużyną pływacką, żeby przepuścić w kasynie pieniądze na swoje przyszłe studia, pewnie powiedziałby coś w rodzaju:,,Jasne, czemu nie? Masz tu moją kartę kredytową, nie żałuj sobie”.

Właśnie dlatego mama nie spuszcza nas z oka, kiedy tata jest w domu. Doskonale zdaje sobie sprawę, że okręciłybyśmy go sobie wokół małego palca.

– O co chodzi z tym startowaniem do czirliderek? – spytała teraz. – Frida, musimy porozmawiać…

Kiedy zaczęła opowiadać, że do dziewiętnastego wieku kobietom nie wolno było uprawiać męskich sportów w szkołach i dlatego zostały zdegradowane do stania z boku i zagrzewania uprawiających sport mężczyzn, co zaowocowało narodzinami czirlidingu, Frida rzuciła mi spojrzenie, które mówiło: „Jeszcze mi za to zapłacisz!”

Zrozumiałam, że chce zemścić się na mnie później, na otwarciu Stark Megastore.

Nie myliłam się.

Tylko stało się to trochę inaczej, niż sobie wyobrażałam.

3

Co do jednego moja siostra miała rację: Gabriel Luna komponuje świetne piosenki.

I rzeczywiście, nie jest jednym z tych ślicznych chłopców z boys bandów, do których wzdychają Frida i jej przyjaciółki.

Nie obnosił się z żadnymi tatuażami ani nie poddał się najnowszemu trendowi wśród piosenkarzy, czyli modzie na eyeliner. O ile mogłam to stwierdzić (co nie było łatwe, bo od sceny, na której występował, dzielił nas spory tłum), makijażem i tatuażami się nie splamił.

Nawet ubrał się jakoś w miarę normalnie, w zapinaną na guziki koszulę i dżinsy. Włosy miał trochę postrzępione, nieco za długie (chociaż to jeszcze nic w porównaniu z Christopherem) i bardzo ciemne w kontraście z tymi dość przenikliwymi błękitnymi oczami (nie, żebym się jakoś gapiła), ale w sumie wyglądały całkiem nieźle. To znaczy, jego włosy.

Ale dopiero jego głos (o Boże, ten brytyjski akcent!) zrobił na mnie wrażenie. Głęboki, mocny i pełen wyrazu – ale i humoru, kiedy utwór tego wymagał – wypełniał Dział Muzyczny Stark Megastore. Ludzie, którzy chodzili alejkami, wypatrując zniżek na kompakty, odruchowo przystawali i zaczynali słuchać, bo głos Gabriela przykuwał uwagę, a jego obecności nie dawało się zignorować.

Zaczął od jakiegoś szybkiego tanecznego kawałka; pierwszego singla ze swojej nowej płyty. Muszę przyznać, że wpadał w ucho. Złapałam się na tym, że zaczynam przytupywać do taktu.

Ale tak, żeby Christopher nie zauważył, bo wiedziałam, że wtedy rzuci jakąś cyniczną uwagę.

Potem Gabriel zamienił elektryczną gitarę na zwykłą i wykonał kolejny numer, tym razem akustyczny, siedząc na stołku.

No cóż, Frida nie była jedyną dziewczyną, której mogło się zakręcić w głowie. Ja też parę razy musiałam sobie przypominać, że już nie jestem małolatą… chociaż właśnie brałam udział w imprezie dla małolat.

Dopiero kiedy stanęłyśmy w kolejce po autograf, rzeczywistość walnęła mnie między oczy, bo znalazłyśmy się w otoczeniu tłumu trzynasto – i czternastolatek, ubranych w takie same, nisko wycięte dżinsy, jakie nosiła Frida, i ściskających w dłoniach karteczki z imionami, którymi Gabriel miał podpisać płyty… I z numerami komórek, w razie gdyby poprosił je o numer telefonu.

– Wcale na ciebie nie patrzy – zapewniłam siostrę, gdy stałyśmy w długiej (wspomniałam już, że była długa?) kolejce.

– Owszem, patrzy – upierała się. – Patrzy prosto na mnie!

– Nie – wtrącił Christopher. Jak przystało na dobrego przyjaciela, Christopher poszedł z nami, żeby mi służyć moralnym wsparciem… no i zajrzeć do działu elektroniki, gdzie sprzedawano nowo wypuszczone na rynek, ręczne urządzenie do gier z wyświetlaczem na tyle dużym, że da się na nim grać w gry strategiczne i przy okazji nie oślepnąć. Co jeszcze lepsze, sprzedawali je w cenie poniżej stu dolców.

Christopher i ja nie popieramy sieci Stark Megastore z powodów etycznych… ale przecież trudno kręcić nosem na promocyjne ceny.

– On patrzy na nią. – Christopher wskazał plazmowy ekran telewizyjny nad naszymi głowami. Widać na nim było Nikki Howard, która wyglądała czadowo w zwiewnej wieczorowej sukience i szpilkach na śmiesznie wysokich obcasach.

W całym sklepie były dziesiątki – jeśli nie setki – podobnych plazmowych ekranów. Zwisały na grubych kablach spod stelażu pod sufitem, a na każdym widać było mniej lub bardziej rozebraną Nikki Howard zachęcającą klientów do obejrzenia nowej linii ubrań i kosmetyków, która będzie dostępna wyłącznie w ogólnoświatowej sieci Stark Megastore od przyszłego roku.