Kilka sekund później już spał, cicho pochrapując. Rzuciłam Lulu bezradne spojrzenie, które mówiło: „I co mam teraz zrobić?”
– Po prostu go zepchniesz, kiedy dojedziemy – powiedziała i wzruszyła tymi swoimi chudymi ramionkami. – Nie obudzi się. Tom zabierze go na Charles Street. Jutro rano niczego nie będzie pamiętał. Nigdy nie pamięta.
– Często mu się to zdarza? – spytałam, zerkając na przystojną twarz śpiącego Brandona.
Lulu spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
– Lubi imprezować – stwierdziła.
Widziałam, że nie ma pojęcia, o czym mówię, a poza tym też zaczynała przysypiać. Zrozumiałam, że sama będę musiała dotrzeć do sedna problemów Brandona.
Ale nie teraz. Teraz chciałam dotrzeć wyłącznie do łóżka.
I zrobiłam to natychmiast po wejściu na poddasze. Nastawiłam budzik Nikki na siódmą. Była trzecia, więc zostały mi tylko cztery godziny snu, jeśli chciałam dotrzeć do szkoły na czas.
No cóż, nikt nie twierdził, że łatwo pogodzić szkołę z karierą modelki pracującej na cały etat. Nie miałam pojęcia, jak sobie z tym poradzę.
Ale wiedziałam, że muszę, jeśli moje nowe życie miało wyglądać w miarę normalnie.
Życie z ciałem Nikki Howard i mózgiem Emerson Watts. Na szczęście do tej pory jedno z drugim dawało się jakoś pogodzić.
20
Kiedy następnego ranka taksówkarz wysadził mnie pod LAT, zobaczyłam, że Żywe Trupy mają się nieźle. Wszyscy opierali się o łańcuchy odgradzające plac budowy po drugiej stronie ulicy (bo gdzie umieścić liceum, jeśli nie naprzeciwko dawnej fabryki nici, która została zburzona, żeby zrobić więcej miejsca na apartamentowce?).
To znaczy wszyscy poza Whitney Robertson i Jasonem Kleinem. Ci dwoje się całowali.
Od samego patrzenia na nich śniadanie podeszło mi do gardła.
Ale to może przez francuskie ciastko, które kupiłam w delikatesach koło domu i zjadłam na śniadanie. Bo chyba układ trawienny Nikki Howard i francuskie ciastka nie pasują do siebie.
Nie miałam czasu na porządne śniadanie. Kiedy budzik się rozdzwonił, wydawało mi się, że dopiero co zamknęłam oczy. Byłam nieprzytomna, ale jedno wiedziałam na pewno – żadnych więcej imprez w dni powszednie. To nie dla mnie.
Kiedy tak leżałam, gapiąc się na gładkie białe ściany sypialni Nikki Howard – jakaś gosposia musiała tu sprzątać, bo róże od Gabriela zniknęły; pewnie wreszcie całkiem zwiędły – a Cosabella polizała mnie po twarzy, spragniona śniadania i spaceru, przyszło mi do głowy, że nie muszę nigdzie iść – Naprawdę. Przecież Nikki Howard jest prawnie samodzielną nieletnią. Nie musi chodzić do szkoły, jeśli nie ma na to ochoty. Mogłabym przewrócić się na drugi bok i spać sobie tak smacznie… Limuzyna zabierze mnie na sesję dla „Elle” dopiero o trzeciej. Mogę do tej pory leżeć w łóżku, jeśli mam taką ochotę.
To było kuszące, bardzo kuszące. Zwłaszcza że wczoraj w nocy wróciłam do domu za bardzo nakręcona, żeby od razu zasnąć, więc po wysłuchaniu wiadomości od mamy – siedmiu, a każda następna zdradzała większy niepokój niż poprzednia – poszłam do pokoju Lulu, która już spała, i sprawdziłam jej laptopa. Okazało się że, tak jak w komputerze Nikki Howard, zainstalowano w nim jakiś software śledzący uderzenia w klawisze.
Rozłączyłam oba modemy, a kiedy podłączyłam je ponownie. obie klawiatury działały jak należy.
To prawda, że miałam tylko ten komputer marki Stark… Ale skoro teraz działał bez szpiegowskiego software'u, po co w ogóle iść do szkoły? Musiałabym wymyślić dla Nikki jakąś zupełnie nową internetową tożsamość, bo wiedziałam, że rodzice skasowali wszystkie moje dawne konta (za duża pokusa, jak mi powiedzieli, zwłaszcza że podobno umarłam). Ale tak fajnie byłoby znów zajrzeć do sieci! Mogłabym pograć w Journeyquest i pogadać z Christopherem…
Oj, zaraz, nie. Nie mogłabym. Bo niby skąd Nikki Howard min łaby znać Christophera Maloneya? Żeby go poznać, musiałaby dzisiaj iść do szkoły…
Co, przyznam, było jedyną rzeczą, która kazała mi wygramolić się z łóżka. Ubrałam się, wrzucając na siebie pierwsze rzeczy, które wpadły mi pod rękę, czyli, jak się okazało, jakąś sukienkę o podwyższonej talii, którą miałam wkładać do czarnych legginsów, kowbojskich butów i mnóstwa długich naszyjników (Lulu wyłożyła je dla mnie wczoraj w nocy, chichocąc i tłumacząc, że pierwszego dnia w szkole muszę dobrze wyglądać).
Ten strój okazał się zadziwiająco wygodny. Znaczy, jak na cos, co nie było parą dżinsów i tiszertką.
Kiedy umyłam zęby i twarz i wy szczotkowałam włosy (ostrożnie omijając nadal świeżą bliznę), zobaczyłam w lustrze, że w sumie. W sumie wyglądałam nawet nieźle.
Kto by się domyślił, że można jednocześnie wyglądać dobrze i czuć się w tym dobrze? No bo człowiek zawsze czuje się swobodnie w dresie, ale mało kto dobrze w nim wygląda (przynajmniej według Fridy). Nie żeby mnie to kiedykolwiek powstrzymało przed ubieraniem się tak do szkoły, chyba że Frida dorwała mnie wcześniej i kazała zawrócić, i przebrać się w coś innego.
Ale gdy tego nie robiła, Żywe Trupy często przystawały i zaczynały się na mnie gapić, bo tak odstawałam od ich mundurków złożonych z wyprasowanych spodni i koszul z kołnierzykiem… Coś z gumką w talii? Wykluczone!
Może dlatego, kiedy wysiadłam z taksówki i ruszyłam w stronę schodów prowadzących do sekretariatu, wszyscy stojący przed wejściem do szkoły przestali robić to, czym się wcześniej zajmowali, i zaczęli po prostu… gapić się na mnie.
A potem usłyszałam szepty: „Nikki Howard” i przypomniałam sobie, że to nie na mnie, Em Watts, się gapią, i nie chodzi też o to, że miałam na sobie nieco niestandardowe wydanie mundurka Żywych Trupów, ale o to, że w sumie mam na sobie ciało supermodelki.
No tak. Właśnie.
Zaraz potem jedna osoba oderwała się od reszty i podeszła bliżej. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to moja siostra, Frida. Aż tak zdążyła się już do tej całej reszty upodobnić.
– Nikki? – odezwała się, udając, że nie wie, że to tak naprawdę ja.
Stanęłam jak wryta i spojrzałam na nią. Bo miała na sobie czerwono – złoty mundurek czirliderek z LAT. I wyglądała z nim totalnie prześlicznie.
– Przebrałaś się w to po przyjściu do szkoły? – wypaliłam. To była pierwsza rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Na szczęście, stałyśmy na tyle daleko od reszty, że nikt nie mógł nas podsłuchać. – Bo mama nigdy by ci nie pozwoliła wyjść w czymś takim z domu. Czy ona w ogóle wie, że dostałaś się do drużyny?
– Przebrałam się tutaj – przyznała Frida. – I nie, mama nie wie. I podobno masz się zachowywać, jakbyś mnie nie znała.
– Nie znam cię – powiedziałam, przyglądając się tej krótkiej, plisowanej spódniczce. – Ale… wyglądasz… wyglądasz…
– Daruj sobie, Em – ostrzegła, mrużąc oczy.
– …ślicznie.
Fridzie opadła szczęka.
– Zaraz… Czy ty właśnie powiedziałaś to, co mi się wydaje?
– To chyba wpływ Nikki albo coś – odparłam, kręcąc głową.
– Zaczynam lubić wiele rzeczy, których wcześniej nie lubiłam.
– Na przykład Brandona Starka? – spytała. – Bo dziś rano na TMZ pokazywali wasze zdjęcie, jak cię wczoraj wynosił z Cave. I takie, na którym wrzucił cię do limuzyny, i siedzisz tam w rozkroku, i widać ci…
Krew w żyłach zamieniła mi się w lód.
– Mama tego nie widziała, prawda?
– Że niby ona co rano sprawdza, co napisał na swoim blogu Perez Hilton? Za bardzo jest zajęta wydzwanianiem do ciebie. Czy ty w ogóle oddzwonisz z tego telefonu, który ci dała? Mogę powiedzieć tylko jedno, dobrze że miałaś majtki. O mój Boże – jęknęła. – Nie odwracaj się, ale chyba wszyscy się na ciebie gapią. Wszyscy… Nie oglądaj się, mówiłam. Ale oni się gapią. Oni… Hej! Skąd masz to naszyjniki?