Выбрать главу

– No więc, Nikki – pan Greer wyrwał mnie z osłupienia – robimy tu pięciominutowe ustne prezentacje, w których należy uzasadnić swój punkt widzenia na temat wybrany przez ucznia. Nie oczekuję, że przygotujesz coś w tym tygodniu, ale jeśli chcesz, możesz spróbować w przyszłym.

– Dobrze – powiedziałam szybko, odrywając spojrzenie od Christophera. Otworzyłam swój nowiutki zeszyt – cokolwiek, byle oderwać się od tego, co się stało z Christopherem i jego włosami, chociaż teraz, siedząc plecami do niego, już go nie widziałam.

Co mu się stało? Żywe Trupy go wchłonęły, tak jak moją młodszą siostrę? Jak to się mogło stać? Zdaję sobie sprawę, że nie było mnie miesiąc, no ale mimo wszystko! Jak on mógł ściąć te włosy? Tak długo stawiał opór Komendantowi…

A potem ja umieram i bach! Opór nagłe znika? Nie! Tak po prostu nie może być!

Nie, żeby w tej fryzurze wyglądał źle. W sumie wręcz przeciwnie. Nawet Frida musiałaby przyznać, że Christopher dobrze wyglądał. Naprawdę dobrze. Szkoda, że mnie nie uprzedziła o tym alarmującym rozwoju wypadków. No bo co, jeśli teraz, ze swoim nowym wyglądem, Christopher zaczął przyciągać damską uwagę? Znaczy, pomijając moją.

Nie, to niemożliwe. Jedyna damska uwaga, jaką kiedykolwiek na siebie zwrócił, to była moja uwaga, a on w dodatku nawet nie był tego świadomy (a przynajmniej tego, że ja w ogóle jestem płci żeńskiej).

Ale teraz wyglądał naprawdę bardzo dobrze. To znaczy, ja zawsze uważałam, że dobrze wygląda. Ale teraz wszyscy musieli to widzieć. Co, jeśli on z kimś chodzi? Och, dlaczego nie zapytałam Fridy, co się z nim dzieje od strony towarzysko – uczuciowej? Mnóstwo się może zdarzyć w ciągu miesiąca. No bo popatrzcie na mnie. Miałam zupełnie nowe ciało. Nie wspominając już o twarzy, nazwisku, numerze ubezpieczenia…

I jakby nie wystarczył fakt, że podejrzewam swojego najlepszego przyjaciela o to, że zdradza mnie z innymi dziewczynami (no, nie do końca, skoro on nigdy się nie dowiedział, że w ogóle mi się podoba, a poza tym uważał, że umarłam), ciągle miałam wrażenie, że cała klasa się na mnie gapi.

Pewnie tylko tak mi się wydawało.

Ale gdy poniosłam wzrok znad gryzmołów, które rysowałam w nowym zeszycie, przekonałam się, że niczego sobie nie ubrdałam… Wszyscy wytrzeszczali na mnie oczy, a kiedy podniosłam wzrok, wszystkie głowy szybko się ode mnie odwróciły.

Udałam, że upuściłam ołówek, i kiedy schyliłam się po niego, zerknęłam szybko w stronę Christophera.

A on nie odrywał wzroku od McKayli.

Nawet mnie nie zauważał! Co tu się działo? I w ogóle, dlaczego on nie spał? Zawsze spał na tej pierwszej lekcji. Christopher chodzi z McKaylą? Wykluczone. McKayla jest przewodniczącą licealnego klubu biznesowego. Klubu biznesowego. Nie ma mowy, żeby ją polubił. Przecież on potrafi mówić wyłącznie o tym, że kiedy już skończy Harvard, zrewolucjonizuje Wall Street. Nie mogła się spodobać Christopherowi. On nie mógł…

Wiedziałam, że nie zrobię większych postępów, jeśli będę dalej myślała w ten sposób.

Zirytowana zaczęłam jeszcze gorliwiej bazgrać. Narysowałam kolejny rysunek, tym razem Cosabelli, Wczoraj wieczorem Lulu obiecała mi, że się nią zajmie, kiedy ja cały dzień będę w szkole. Biedactwo wyło i szczekało, widząc, że wy chodzę z domu bez niej. Nie znam się zbyt dobrze na psach, ale miałam wrażenie, że to nie jest normalna reakcja. Czy rzeczywiście Nikki wszędzie ją ze sobą zabierała? Bo Cosy zachowywała się tak, jakby zostawianie jej w domu było jakimś przestępstwem federalnym.

Bardzo się bałam, co zastanę w domu po powrocie. Wątpiłam, żeby Lulu okazała się szczególnie odpowiedzialną opiekunką do psa. Byłam pewna, że wieczorem czeka nas poważne szorowanie wykładziny.

Och, nieważne. Rękom Nikki przyda się trochę ćwiczeń. Były praktycznie bezużyteczne. Nic nimi nie umiałam narysować… Nawet nagryzmolić marnego pieska. I w ogóle, czym ta Nikki przez cały dzień zajmowała ręce? Przecież lakieru do paznokci można położyć tylko jakąś skończoną liczbę warstw, prawda?

– Pst.

Obejrzałam się przez ramię z nadzieją, że to Christopher na mnie psyka. Ale nie. Uśmiechała się do mnie Whitney Robertson.

Taa. Whitney. Uśmiechała się. Do mnie.

I zanim się połapałam, w moją stronę poleciała zwinięta karteczka. Złapałam ją odruchowo.

A kiedy ją rozwinęłam, zobaczyłam, że to liścik.

Liścik od Whitney.

Nie wiedziałam, co zrobić. Whitney jeszcze nigdy nie rzuciła na liściku. Zobaczyłam, że jej kumpelka z Żywych Trupów, Lindsey. macha do mnie. Zupełnie, jakby chciała powiedzieć: „cześć”. I też się do mnie uśmiechała.

Zanim zdążyłam się powstrzymać, odwzajemniłam uśmiech Zaraz. Co ja wyrabiam? Uśmiecham się do Żywych Trupów?

Pochyliłam głowę, żeby włosy Nikki zakryły mi twarz, i spojrzałam na karteczkę.

„Cześć!”

Pismo Whitney było pełne zakrętasów, a kropkę pod wykrzyknikiem przerobiła na kwiatek.

„Witaj w LAT! Strasznie się cieszymy, że tu jesteś. Ja jestem Whitney Robertson. Wiem, że pewnie każdy ci to mówi, ale serio, jestem twoją najwierniejszą fanką. Na pewno wielu ludzi tak twierdzi. ale w moim przypadku to naprawdę prawda. Podziwiam twoje do konania odkąd zaczęłaś się pojawiać w reklamach.

W każdym razie, na pewno dziwnie się czujesz, zaczynając w nowej szkole i tak dalej. Więc chciałam się po prostu przywitać! A jeśli masz lunch na przerwie B, to przy naszym stoliku totalnie czeka na ciebie miejsce! Jadamy obok baru sałatkowego. Buziaki, Whitney”.

A niżej zapisała numer swojej komórki.

Gapiłam się na karteczkę i mnóstwo myśli przelatywało mi przez głowę. Miałam ochotę zwinąć ją z powrotem w kulkę i cisnąć Whitney w twarz.

A potem pomyślałam, żeby odpisać, że mnóstwo już o Whitney słyszałam, i o tym, jaka zawsze była wredna, i że nie usiadłabym przy lunchu z nią i z jej przyjaciółmi nawet, gdyby była ostatnią osobą na ziemi.

Ale nie zrobiłam żadnej z tych rzeczy. Bo – i wiem, że to zabrzmi dziwnie – naprawdę uważałam, że Nikki Howard żadnej z tych dwóch rzeczy by nie zrobiła.

Nie, żebym próbowała postępować jak Nikki Howard, ani nic. A przynajmniej, nie w szkole.

Ale skoro byłam nią, to po prostu… Sama nie wiem. Nie mogłam sobie wyobrazić, żeby Nikki Howard – z tego, co o niej wiedziałam w ogóle się przejmowała, co jakaś durnowata dziewczyna imieniem Whitney pisze do niej w jakimś liściku.

Pewnie dlatego, że kiedy zaglądałam w głąb własnej duszy, po prostu nie mogłam się już przejmować Whitney i tymi jej głupimi próbami udowadniania własnej wyższości. Miałam zbyt wiele innych problemów.

Na przykład taki, że mój najlepszy przyjaciel unikał najmniejszego kontaktu wzrokowego ze mną.

Ale wiedziałam, że jeśli w ogóle nie zareaguję, Whitney poczuje się zlekceważona. A nie potrzebowałam nowego wroga od pierwszego dnia. Nawet jeśli w sumie nie byłaby nowym wrogiem.

Więc odgarnęłam włosy, odwróciłam się i uśmiechnęłam do niej.

I wtedy zdarzyło się coś niesamowitego.

Whitney Robertson się zarumieniła.

Poważnie. Nigdy nie sądziłam, że dożyję takiego dnia. Ale jej policzki zaróżowiły się z zadowolenia i uśmiechnęła się do mnie, i pomachała ręką, a siedząca za nią Lindsey też zaczęła machać.

Whitney szepnęła bezgłośnie: „Zadzwoń!” i udała, że trzyma telefon przy uchu.

Skinęłam lekko głową żeby dać znać, że rozumiem, a potem odwróciłam się z powrotem. Tak właściwie łatwiej było być Nikki, niż myślałam.

W tej samej chwili, w której zadźwięczał dzwonek, Whitney podbiegła do mnie. Niestety, bo miałam zamiar obrócić się do Christophera i rzucić jakąś niezobowiązującą uwagę, na przykład: „Ta lekcja zawsze jest taka nudna?”