Выбрать главу

– Przepraszam – odezwałam się ponownie. Kurczę. Pewnie powinnam była jakoś lepiej to zaplanować. I w ogóle po co Nikki przyszła do pracowni komputerowej? – Ja po prostu… zastanawiałam się…

– Sekretariat jest w głębi korytarza – powiedział Christopher, kiedy już przestał kasłać.

A potem, ku mojemu niebotycznemu zdumieniu, obrócił się na krześle i wrócił do gry. W Madden NFL.

No ładnie. Christopher Maloney właśnie dał mi kosza. Na rzecz gry komputerowej.

I to niezbyt dobrej. I nawet nie mnie się pozbył, tylko Nikki Howard. Właśnie dał kosza najsłynniejszej nastoletniej supermodelce świata.

Co jest? Przecież Nikki Howard mu się podobała. Sama widziałam, jak się na nią gapił na wielkim otwarciu Starka. Co się tutaj działo?

I dlaczego nie wymyśliłam wcześniej, o czym będę z nim rozmawiać? Dlaczego tak trudno jest gadać z ludźmi? Byłoby o wiele łatwiej, gdybym go po prostu zaczepiła na Instant Messengerze.

Zaraz… e – mail…

– Wiem, że to nie jest sekretariat – powiedziałam szybko. – W sekretariacie powiedzieli mi, że tutaj mogę sobie założyć szkolne konto mailowe.

Co w tym wszystkim najpiękniejsze, to nawet nie było kłamstwo.

– Och. – Christopher niechętnie oderwał wzrok od ekranu. Jasne. Mogę ci założyć konto, jeśli chcesz.

– Możesz? – Podbiegłam i usiadłam na sąsiednim krześle. To by było super. Dzięki.

I uśmiechnęłam się do niego.

A on ten uśmiech kompletnie zignorował.

To fakt, że jestem Nikki Howard dopiero od paru dni. Ale w tym krótkim czasie już się zdążyłam przekonać, jak działa na ludzi jej uśmiech. Zwłaszcza na facetów. Oni byli wobec niego zupełnie bez radni. Zamieniali się w totalną galaretę, kiedy Nikki się uśmiechała. Tylko jeden facet wydawał się odporny na uśmiech Nikki, mianowicie ojciec Brandona Starka.

A teraz jeszcze drugi, jedyny facet na całym świecie, na którym chciałam zrobić wrażenie: Christopher Maloney. Unikał nawet spojrzenia mi w twarz. Łącząc się ze szkolną bazą danych, nie odrywał wzroku od ekranu komputera stojącego przede mną.

Jak miałam zadziałać na Christophera – jako osoba, nie jako Nikki Howard – skoro nie mogłam nawet go zmusić, żeby mi spojrzał w oczy i przekonał się, że za tym całym tuszem jest coś w środku?

– No więc… – zaczęłam w desperacji. – Lubisz… gry komputerowe?

O mój Boże, głupiej już nie mogłam zagrać. Gdybym siedziała w tej pracowni (to znaczy, jako Em Watts) i słuchała rozmowy między Nikki Howard a Christopherem, śmiałabym się do rozpuku.

– Niektóre – odpowiedział, zawzięcie klepiąc w klawiaturę.

– Ja też – powiedziałam. – Grałeś kiedyś w Journeyquest? Tym zwróciłam jego uwagę. Nareszcie. Skierował na mnie spojrzenie zaskoczonych oczu.

– Ty grasz w Journeyquest? – spytał z niedowierzaniem.

– Jasne – powiedziałam, a serce zabiło mi radośnie, chociaż pewnie powinnam się poczuć urażona. No bo co w tym takiego dziwnego, że Nikki Howard lubi Journeyquest? Co, jest za głupia, żeby grać w taktyczną RPG?

Ale kto by się przejmował. On na mnie popatrzył! Popatrzył mi w oczy! Niedługo znów zostaniemy przyjaciółmi! Zaprosi mnie do siebie i będziemy jeść doritos, i oglądać seriale medyczne, i wysłuchiwać wrzasków Komendanta, zupełnie jak dawniej. Byłam taka szczęśliwa! Szczęśliwsza niż kiedykolwiek, odkąd spojrzałam w to lusterko wsteczne i zobaczyłam patrzące na mnie odbicie Nikki Howard.

– Ale udało mi się dojść tylko na czterdziesty piąty poziom – dodałam.

Czterdziesty piąty poziom, Christopher! To ja, Christopher! Spójrz na mnie, Christopher! Popatrz mi w oczy! Widzisz mnie? Cześć, to ja, Em! Patrzę na ciebie!

Christopher jeszcze chwilę mi się przyglądał i mogłabym przysiąc, że mnie zobaczył. Naprawdę tak mi się wydawało.

Ale potem kompletnie mnie zdruzgotał, bo odwrócił wzrok.

– Już nie gram w tę grę – powiedział tylko i znów zaczął stukać w klawiaturę.

Zaraz, zaraz. Co się tutaj działo? Jak to, nie grał już w Journeyquest? Nikt nie przerywa gry w Journeyquest. To nie jest zwykła gra. To styl życia.

I co ze mną? Ze mną, z Em? Zauważył mnie czy nie? Nie zauważył. Na pewno.

Bo w przeciwnym razie nie odwróciłby wzroku.

– Twój nowy adres mailowy – powiedział – to będzie Nikki kropka Howard małpa LAT kropka edu. Powinien już być aktywny.

Co się działo? Dlaczego on mnie ignorował? Faceci nie ignorują Nikki Howard. Em Watts, owszem.

Ale nawet geje wypytują Nikki o to, jakiego kremu nawilżającego używa (nie, żebym znała na to odpowiedź).

– Okej – powiedziałam, nie wiedząc, co innego powiedzieć. – Dzięki.

Christopher nie chciał ze mną gadać. Znaczy z Nikki Howard. Pojęłam aluzję.

Nie. W sumie kompletnie nie mogłam tego pojąć.

– Wiesz, jak skonfigurować program pocztowy? – spytał mnie Christopher.

Wiedziałam, jak skonfigurować program pocztowy. Konfigurowałam sobie program pocztowy odkąd w piątej klasie dostałam pierwszy komputer.

Mama, wykładowczyni na studiach kobiecych, zawsze powtarzała Fridzie i mnie, żebyśmy nie udawały głupich gąsek, żeby zwrócić na siebie uwagę faceta.

Ale to był ten jeden przypadek, w którym chybaby się zdobyła na wyrozumiałość.

Bo nagle zdałam sobie sprawę, że mam pretekst, żeby jutro znów porozmawiać z Christopherem. A naprawdę bardzo go potrzebowałam. Bo nie zanosiło się na to, że w najbliższej przyszłości zaprosi mnie do siebie na doritos i seriale medyczne.

– Tak w sumie to nie bardzo wiem, jak konfigurować to coś – powiedziałam. I zatrzepotałam rzęsami, tak bardzo wczułam się w role bezradnego kobieciątka. Mama dostałaby zawału.

Christopher popatrzył na mnie w milczeniu.

– Nie umiesz? – zapytał wreszcie. Ale nie był zbyt zdziwiony.

– Nie – potwierdziłam. – Czy to trudne? Wiesz, jak to się robi?

– Tak – odparł. – To nic trudnego. Coś ci wpadło do oka?

– Nie. – Przestałam trzepotać rzęsami, rezygnując z pozy bezradnego kobieciątka. Cholera, czemu flirtowanie jest takie trudne? Dlaczego on nie może po prostu wziąć mnie w ramiona i pocałować jak Brandon i Justin? Z całowaniem sobie radzę! A przynajmniej Nikki sobie radzi. – Jeśli jutro przyniosę swojego laptopa, ustawisz mi to?

– Jasne – powiedział. W głowie mi się nie mieściło, że nie dał się złapać na ten numer z rzęsami. A tak, przy okazji, jestem pewna, że Justin Bay dałby się złapać. – Nie ma problemu.

– Super. – Posłałam mu uśmiech, przy którym Raoul, dyrektor artystyczny, powiedział wczoraj: „Nikki, możesz to nieco stonować? Nie sprzedajemy tu używanych samochodów”.

Ale teraz wcale nie chciałam tonować uśmiechu. Chciałam zrobić wszystko, co się da, żeby zmusić Christophera do jakieś reakcji.

Niestety to nie podziałało, bo nadal patrzył na mnie, jakby nic do niego nie docierało.

– Mam na imię Nikki, tak przy okazji – rzuciłam, nadal z uśmiechem. – To znaczy wiem, że to wiesz, ale… – I wyciągnęłam do niego rękę.

Nie uśmiechnął się w odpowiedzi.

– Jestem Christopher – przedstawił się i uścisnął mi dłoń. Maloney.

Uścisk miał mocny, a jednak dziwnie bezwładny. Nie wiem, jak to opisać, ale…

To było zupełnie tak, jakby ściskać dłoń zmarłego. Kogoś, kto tak naprawdę już nie żyje i tylko z rozpędu jeszcze chodzi po świecie.

Co przecież było bez sensu, bo to ja byłam taką osobą.

Rękę miał ciepłą jak ja. Wiedziałam, że jest żywy. Ale to było tak, jakby coś się w nim wewnętrznie… poddało. Tak jak z tą walką z ojcem o włosy. On po prostu… skapitulował, po tych wszystkich latach. Zachowywał się, jakby było mu kompletnie wszystko jedno.