– Och! – zawołała jakaś ciemnowłosa dziewczyna, przesuwając na bok swoją tacę. – Tak się cieszę, że przyszłaś. Siadaj koło mnie! Koło mnie! Jestem twoją największą fanką!
Frida usiadła na miejscu zrobionym przez dziewczynę, ale najpierw rzuciła jej ostre spojrzenie.
– Mackenzie – rzuciła surowo. – Pamiętaj, co mówiłam.
– Przepraszam! – Mackenzie spąsowiała. – Jasne, żadnego rozpływania się nad nią. Przepraszam. Przepraszam.
Pozostałe dziewczyny przesunęły się, robiąc dla mnie miejsce. Poczułam się trochę niezręcznie. W głowie mi się nie mieściło, że jestem mile widziana przy stoliku dla Żywych Trupów.
Ale wkrótce się okazało, że to był najwłaściwszy stolik. Ledwie Frida skończyła nas przedstawiać (żadnych imion nie zapamiętałam, bo wszystkie jej koleżanki nazywały się albo Taylor, albo Tyler, albo Tory), jakiś znajomy głos zawołał:
– Tu jesteś!
Obejrzałam się i zobaczyłam Whitney Robertson, stojącą tam z tacą, na której miała sałatkę i napój. A tuż za nią stały Lindsey i kilka innych Żywych Trupów z trzeciej klasy. Oraz jeden z klasy czwartej, Jason Klein.
– O mój Boże! – krzyknęła Whitney. – Wszędzie cię szukałam.
I zanim się połapałam, już odganiała na bok czerwono – złote mundurki, żeby zrobić miejsce dla siebie, swojego chłopaka i najlepszej przyjaciółki.
– Wielkie dzięki – powiedziała do koleżanek Fridy, które nie tyle się posunęły, ile zostały zepchnięte na bok. – A więc, Nikki, jak ci się podoba pierwszy dzień w LAT?
– Bardzo jej się podoba, Whitney. – Frida, która najwyraźniej miano wała się moją rzeczniczką prasową, miała zadowoloną minę. Nie co dzień pierwszoklasistka zostaje zaszczycona obecnością najpopularniejszej dziewczyny w szkole przy swoim stoliku. – Prawda, Nikki?
Napiłam się mleka (tak, Nikki lubi mleko, dwuprocentowe; cierpi na zgagę, nie na nietolerancję laktozy), przełknęłam i powiedziałam:
– Tak.
– Mówiłam dzisiaj Nikki na przemawianiu publicznym… – zaczęła Whitney Robertson i dodała jako rodzaj uwagi na stronie do wszystkich przy stoliku: – Bo Nikki i ja mamy razem przemawianie publiczne…
– I ja też! – zawołała Lindsey. – Ja też jestem w jednej klasie z Nikki na przemawianiu publicznym! I na hiszpańskim. I na liście oczekujących na torbę od Marca Jacobsa…
– Taa – powtórzyłam, kiedy już przełknęłam kęs sałatki, którą wzięłam do kotlecika z tofu (smakował fantastycznie, wcale nie jak papier, czego się obawiałam).
– Szkoda, że nie powiadomiono nas wcześniej, że Nikki do nas przyjdzie – ciągnęła Whitney. – Bo moglibyśmy jej zgotować bardziej uroczyste powitanie.
Wszystkie dziewczyny zgodnie pokiwały głowami. Jason gapił się na mój biust. Serio. Wcale nie przesadzani.
– Dzięki – powiedziałam. – To naprawdę miłe. Ale czuję się zupełnie odpowiednio przywitana.
– No cóż – ciągnęła Whitney. – Na wszelki wypadek dam ci listę zajęć nadobowiązkowych, żebyś się mogła zastanowić, czy się nie przyłączyć do paru z tych fantastycznych klubów i komitetów, jakie działają w naszej szkole. Ja, na przykład, jestem przewodniczącą samorządu klas trzecich oraz kapitanem Drużyny Szkolnego Ducha.
– Drużyna Szkolnego Ducha? – powiedziałam. – A co to takiego?
Nie żebym nie wiedziała. Tylko chciałam się przekonać, czy Whitney opisze ją tak, jak kiedyś to robiliśmy z Christopherem: Stowarzyszenie Inteligentnych Inaczej.
– No cóż, Drużyna Szkolnego Ducha stara się szerzyć szkolnego ducha wśród uczniów za pomocą promowania i organizowania różnych imprez, takich jak zbiórki kibiców przed meczami, kiermasze zdrowia, zbieranie surowców wtórnych, wieczory z kasynem, weekendowe wyjazdy…
– Wieczory z kasynem – wtrąciła Lindsey.
– Już to mówiłam. – Whitney rzuciła Lindsey miażdżące spojrzenie. – Tak naprawdę, chodzi o to, że… – zniżyła głos, jakby się obawiała, że ktoś ją podsłucha – niektórym ludziom w LAT nie podobają się różne świetne programy i komitety, jakie szkoła ma do zaoferowania. Więc Drużyna Szkolnego Ducha robi, co może, żeby wzbudzić entuzjazm dla różnych wydarzeń, takich jak imprezy sportowe, programy wspierania społeczności lokalnej… Takie rzeczy, które potem dobrze wyglądają na podaniu na studia.
Wytrzeszczyłam na nią oczy.
– Ale dlaczego mówisz szeptem?
Rozejrzała się i chyba do niej dotarło, że dwójki największych szkolnych malkontentów – Em Watts i Christophera Maloneya – nie ma w zasięgu jej głosu.
– Och, sama nie wiem. Niektórzy uważają, że taki szkolny duch to głupota. Ale moim zdaniem nie ma nic głupiego w tym, że ktoś chce w pełni skorzystać z tego, co przynajmniej dla mnie stanowi najlepsze lata życia!
Akurat! Jeśli szkoła średnia to mają być najlepsze lata mojego życia, to czeka mnie dość beznadziejna dorosłość.
– Wow – powtórzyłam. – Brzmi… świetnie.
– Starczy już tego gadania o szkole – powiedział Jason Klein i pochylił się tak, że te jego potężne – a dla mnie obrzydliwe – bicepsy uwypukliły się pod rękawkami różowej koszulki polo. – Do jakich klubów możesz nas wprowadzić?
– Jason! – Whitney zachichotała i trzepnęła go po ramieniu, – Przestań! Nie zwracaj na niego uwagi Nikki. Jest okropny.
Jason ją zignorował.
– Widziałem wczoraj wieczorem, jak wchodziłaś do Cave – powiedział. – Możesz nas wprowadzić do Cave?
– Nie wiem – odparłam. – Może.
– Może co? – dopytywał się Jason. – Możesz nas wprowadzić czy nie?
– Jeśli będzie chodziło o Klub dla Palantów, Którzy Przerywają Swoim Dziewczynom – powiedziałam – to chętnie cię tam zaproteguję…
Whitney aż sapnęła. Lindsey ryknęła śmiechem.
Ale największe wrażenie zrobiło na mnie to, że dziewczyny z drużyny czirliderek – juniorek popatrzyły po sobie i przybiły sobie piątki zadowolone, że przygadałam Jasonowi Kleinowi. Więc to w takim towarzystwie obraca się Frida. Dotarło do mnie, że naprawdę nie doceniałam tej drużyny czirliderek – juniorek – i być może czirliderek w ogóle. To były fajne laski.
Ale Frida tylko spiorunowała mnie wzrokiem. Szepnęłam bezgłośnie: „Co?” i wzruszyłam ramionami. Naprawdę nie wiedziałam, jakiej innej reakcji się po mnie spodziewała.
Jason nie stracił dobrego humoru.
– Dobra, dobra – powiedział potulnie. – Masz rację. Już się przymykam.
Co było kolejnym dowodem na to, jak zmienia się życie człowieka, kiedy zamiast normalnej ma twarz supermodelki. Gdybym powiedziała coś takiego do Jasona w czasach, kiedy byłam jeszcze w ciele Em Watts, dopiero bym się nasłuchała… Zwłaszcza od Whitney.
Ale ponieważ byłam Nikki, a nie Em, wszystko mi wybaczano Kiedy odnosiliśmy tace, tuż przed dzwonkiem, Whitney podeszła do mnie i, żeby okazać, że się na mnie nie gniewa, powiedziała cicho. tak żeby inni jej nie usłyszeli:
– Posłuchaj, Nikki, jeśli dzisiaj po szkole nie masz co robić, to zajrzyj do mnie, a ja ci pomogę z lekcjami. Pewnie ci się wydaje, że przy tym tempie nigdy nie zdołasz nadrobić zaległości, zwłaszcza, że jakiś czas nie chodziłaś do szkoły. Więc tak sobie pomyślałam…
– Dzięki – odparłam – ale dzisiaj mam sesję.
Nawet gdybym jej nie miała, nie zamierzałam tracić swojego cennego czasu na wizyty w apartamencie Whitney Robertson, żeby mogła mi źle wy tłumaczyć, jak się oblicza pole trójkąta. Albo wypróbowywać kolejne kolory opalizujących cieni do powiek czy czyni tam zajmują się Żywe Trupy po szkole.
– Może innym razem – dodałam z uśmiechem, kiedy zobaczyłam, że posmutniała.
A Whitney na widok tego uśmiechu od razu się rozpromieniła.
– Super! No to papatki.
Poważnie. Tak właśnie do mnie powiedziała. Papatki. Trochę żałowałam, że nie mam ze sobą Cosy, bo mogłabym popatrzeć na nią i powiedzieć: