– Pewnie próbuje zgadnąć, czy ma coś pod spodem – zażartował Christopher.
– Gabriel nie traktuje kobiet jak obiektów seksualnych – odparła Frida, nawet nie patrząc w stronę, w którą wskazywał. – Wiem, bo powiedział o tym w wywiadzie dla „CosmoGIRL!” On szanuje myślące kobiety.
O mało nie zakrztusiłam się darmową StarkColą na sugestię, jakoby Nikki Howard miała mózg.
Frida z miejsca przeszła na pozycje obronne.
– Właśnie że tak! – upierała się. – Znasz inną siedemnastolatkę, która podpisałaby tyle kontraktów na pokazy i reklamę różnych produktów, co Nikki? A zaczynała od zera. Od zera! No nie, jak możesz nie wiedzieć nawet tego? Ludzie, czy wy w ogóle robicie coś innego poza graniem w te wasze głupie gry wideo?
Na szczęście wywody Fridy o tym, że Christopher i ja kompletnie nie orientujemy się w zainteresowaniach naszego pokolenia, zagłuszała rockowa muzyka, która leciała na cały regulator (chociaż muzyka była w porządku, bo puszczali kawałki Gabriela)… Nie wspominając już o hordach ludzi przewalających się przez sklep.
Nie wszyscy przyszli posłuchać Gabriela Luny. Wiele osób pojawiło się, żeby narobić zamieszania. Co kilka minut jakiś ochroniarz wyciągał ze sklepu kolejnego protestującego. Podżegaczy łatwo można było odróżnić od normalnych klientów po bojówkach moro i pistoletach do paintballa, które mieli pod płaszczami. Celowali z nich w ekrany plazmowe; kilka (w różnych strategicznych miejscach) już oberwało wielkimi plamami żółtej farby.
Innymi słowy, cały ten sklep przypominał teraz istny cyrk. Frida była w swoim żywiole. Wysyłała esemesy do wszystkich swoich przyjaciółek, informując je, co tracą, i robiła mnóstwo fotek.
– Poza tym – oznajmiła, wymierzając komórkę w stronę Gabriela, chociaż był tak daleko, że ktoś, komu zamierzała to zdjęcie wysłać, zobaczyłby tylko białą plamę koszuli – on jest bardzo uduchowiony… I jest intelektualistą, tak samo jak ja.
Zakrztusiłam się kolejnym łykiem darmowej StarkColi.
– Bo jestem intelektualistką! – stwierdziła Frida. – Chociaż nie mam świra na punkcie matematyki i fizyki, jak co poniektórzy… A Gabriel uważa, że u kobiety liczy się rozmiar mózgu, nie rozmiar stanika.
– Jasne – prychnęłam. – Jestem pewna, że wolałby być z totalnym kaszalotem niż z Nikki Howard.
Christopher nieźle się obśmiał (chociaż mówiąc to, w gruncie rzeczy miałam nadzieję, że to prawda, ale Fridy wcale nie rozśmieszyłam.
– Nie jestem żadnym kaszalotem – powiedziała, rzucając mi gniewne spojrzenie.
– Daj spokój… – Próbowałam ratować sytuację. – Nie chodziło mi o ciebie.
– Może ty myślisz tak o sobie – odparła lodowatym tonem. – Ale mnie nie ściągaj do własnego poziomu. Ja przynajmniej się staram.
– A to co niby ma znaczyć? – żachnęłam się.
– No cóż, spójrz na siebie – burknęła. Spojrzałam.
No dobra, nie wyglądam jak Nikki Howard, nie noszę szpilek, bikini i sztucznej opalenizny, nie przypominam też Whitney Robertson z jej kusymi spódniczkami i seksownymi bluzkami.
Ale czego brak dżinsom, bluzie z kapturem i trampkom Converse?
Frida aż się rwała, żeby mnie oświecić.
– Wyglądasz jak facet – oznajmiła. – Może i masz niezłą figurę, ale nikt tego nie widzi, bo zawsze nosisz te workowate ciuchy. I czy kiedyś spróbowałaś zrobić coś z włosami? Wiążesz je z tyłu frotką, co jest kompletnie niemodne. Ja przynajmniej staram się wyglądać ładnie.
Poczułam, że w niezbyt korzystnym oświetleniu Stark Megastore suma dostaję wypieków. To okropne, kiedy cię zdisuje własna siostra.
Ale jeszcze gorsze, kiedy cię zdisuje przy facecie, w którym się potajemnie kochasz od siódmej klasy.
– O rany, tak mi przykro – burknąłam ze złością. Naprawdę, po to mi to wszystko było? Wcale nie chciałam przychodzić do tego głupiego sklepu, stać w tej głupiej kolejce i spotykać tego faceta, który, no dobra, był fajny, ale do dzisiaj praktycznie nie miałam pojęcia o jego istnieniu. Równie dobrze mogłam spędzić ranek w domu, próbując z Christopherem przejść na sześćdziesiąty poziom Journeyquest. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebowałam w jeden z niewielu dni wolnych od piekła znanego jako Liceum Autorskie Tribeca, było właśnie to.
Nie wiedziałam, że mam się dostosowywać do standardu urody wyznaczonego przez jakąś królującą wśród modelek nastoletnią niunię. Christopher parsknął śmiechem.
– Nastoletnia niunia. Niezłe – powiedział.
Poczułam, że wypieki zamieniają mi się w rumieniec. Przyjemny. Bo Christopherowi spodobało się coś, co powiedziałam. Taa. Aż tak nisko upadłam. To żałosne, naprawdę.
– W każdym razie – ciągnął Christopher – moim zdaniem Em wygląda fajnie…
Fajnie! Christopher uważa, że wyglądam fajnie! Serce zabiło mi szybciej. Co prawda, „fajnie” to niekoniecznie największy komplement na świecie, ale w ustach Christophera zabrzmiało to jak „absolutnie wspaniale”. Byłam prawie pewna, że umarłam i poszłam do nieba.
– …a przynajmniej nie jest taką plastikową lalką jak ona – do dał, wskazując ekran nad naszymi głowami.
– Taa – powiedziałam, rzucając Fridzie triumfalne spojrzenie Fajnie! Christopher powiedział, że wyglądam fajnie!
Ale Frida zupełnie nas nie słuchała.
– Dla twojej informacji – rzuciła – Nikki Howard zdobyła szturmem świat mody i urody. Jest jedną z najmłodszych modelek, które kiedykolwiek odniosły taki sukces. Nikki i jej przyjaciółki…
– Oho, zaczyna się. – Przewróciłam oczami. – Wykład o PeeNach.
– Co to jest PeeN? – zaciekawił się Christopher.
– Przyjaciółka Nikki – wyjaśniłam. – Według „CosmoGIRL!” z zeszłego miesiąca snuje się za nią cały orszak SZTŻSS.
– SZTŻSS? – Christopher zrobił jeszcze bardziej zdezorientowaną minę. Jeśli coś nie dotyczy komputerów albo gier komputerowych, Christopher natychmiast się gubi. Dlatego w tak uroczy sposób odstaje od wszystkich innych facetów z LAT.
– No wiesz. Ludzie, którzy cały czas pojawiają się w mediach, ale są tylko Sławni z Tego, że Są Sławni – wyjaśniłam mu. – Nigdy nie zrobili niczego, żeby na sławę zasłużyć – nie mają w sumie żadnych osiągnięć. Zwykle to bogate z domu dzieciaki, jak ten chłopak, z którym Nikki raz jest, a raz zrywa, Brandon Stark… – Byłam w tak dobrym nastroju po tej uwadze o mojej „fajności”, że zniżyłam głos, naśladując prezenterkę telewizyjnych wiadomości: – Dziewiętnastoletni syn miliardera i właściciela Stark Megastore Roberta Starka. Albo celebrytki takie jak siedemnastoletnia córka Tima Collinsa, Lulu. Tego Tima Collinsa – ciągnęłam – który wyreżyserował film Journeyquest.
Christopherowi szczęka opadła.
– I kompletnie go przy tym spaprał?
– Właśnie o niego chodzi – powiedziałam. – Lulu to PeeN.
– Dlaczego jesteście tacy wredni? – pisnęła Frida. – Jak coś jest przyjemne, to zaraz się na to krzywicie.
– Nieprawda - zaprotestował Christopher, mnąc pustą torebkę po ciasteczkach Stark, której zawartość zdążył już pochłonąć, i wsuwając ją do kieszeni swoich obszernych dżinsów. Namierzył torebki ciasteczek, które w Stark rozdawali za darmo, i wcisnął do kieszeni tyle, ile się tylko dało, żebyśmy mieli co pogryzać później.
Komendant nie pozwala trzymać w domu żadnego śmieciowego jedzenia. – Wcale się nie krzywimy na Journeyquest. Znaczy na grę. Tylko film był beznadziejny.
– A właśnie że gra jest głupia – burknęła Frida, nachmurzona.