Выбрать главу

…i zobaczyłam Gabriela Lunę.

– To ty! – zawołałam.

Był chyba tak samo zdumiony na mój widok, jak ja na jego.

– Siedzisz mnie? – zapytał z tym swoim uroczym brytyjskim akcentem. Ale się uśmiechał, więc wiedziałam, że żartuje.

– To raczej ty śledzisz mnie – odparłam. – Co tu robisz?

– Mieszkam przy tej ulicy – powiedział. – Też mógłbym cię zapytać, co ty tu robisz, ale to chyba oczywiste. – Zawsze dżentelmen, wziął ode mnie wielkie pudła. – Pozwól, że ci pomogę. Znów szukasz taksówki? Na tym rogu nigdy jej nie złapiesz.

– Nie, mam samochód. Okrąża kwartał. Niemniej dziękuję.

– Aha. Więc doszłaś do siebie po poprzednim wieczorze?

Na myśl o tym, w jakich okolicznościach widziałam go po raz ostatni, zrobiło mi się głupio.

– To… – zaczęłam się tłumaczyć. – Ja nawet nie… Gabriel, przecież ja nawet nie piję. Poważnie, możesz zapytać każdego barmana. Następnym razem, kiedy będziesz w Cave, niech ci zrobią Nikki.

– Niech mi zrobią co? – wytrzeszczył na mnie oczy.

– Niech ci zrobią Nikki. To zwykła woda. Ja tylko próbowałam wyciągnąć stamtąd Brandona. To znaczy Brandon i ja… jesteśmy wyłącznie przyjaciółmi.

– Aha. – Gabriel spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Rozumiem.

– Nie jestem taka, jak myślisz – powiedziałam. Zobaczyłam limuzynę. Ruszyła spod świateł i nieubłaganie się do nas zbliżała. A ja musiałam jeszcze coś zrzucić z serca. – Kiedy chcę fajnie spędzić wieczór, gram w gry komputerowe. I w ogóle nie miałam zamiaru iść na miasto. Zrobiłam to tylko dlatego, że Lulu zorganizowała dla mnie imprezę z okazji powrotu do domu, a nie chciałam urazić jej uczuć, bo naprawdę jest dla mnie bardzo miła. Teraz zamierzam wrócić do domu i odrobić lekcje. Tak wygląda moje szalone życie. Naprawdę.

– Posłuchaj – rzekł Gabriel z nieprzeniknioną miną. – Nie gniewaj się. Wiem, że czasem wychodzę na sztywniaka. Ale… No cóż, to jak z tymi dziewczynkami, na które wtedy wpadliśmy i które za nami goniły. One biorą z ciebie przykład. Obawiam się, że nie zdajesz sobie z tego sprawy.

– Owszem, zdaję – przyznałam i rzuciłam mu podejrzliwe spojrzenie. – Tak przy okazji, co robiłeś w tym klubie o drugiej nad ranem?

– Och. – Gabriel nagle się zawstydził. – Dałem DJ – owi kopię nowej piosenki, którą napisałem ostatnio. Żeby zobaczyć, czy się sprawdzi jako miks do tańca.

– Aha – rzuciłam z uśmiechem. – I co? Podobała mu się?

W świetle padającym z okien trudno było to stwierdzić, ale wydawało mi się, że Gabriel się zarumienił.

– W sumie nawet bardzo. Od razu ją zagrał. Ludzie świetnie się bawili. Wszystkim się podobała.

Limuzyna wreszcie zatrzymała się przede mną, a szofer wyskoczył zza kierownicy.

– Przepraszam, panno Howard – powiedział. – Utknąłem za jednym z tych autokarów…

– Nic się nie stało – zapewniłam. – Może pan to zabrać? – Wzięłam wielkie pudła od Gabriela i przekazałam kierowcy, który schował je do bagażnika. A potem odwróciłam się znowu do Gabriela i powiedziałam: – No to ja jadę.

– Widzę – odparł Gabriel, przyglądając się długiej czarnej limuzynie spod uniesionych brwi. Zwróciła też uwagę przechodniów, bo zaczęli przystawać i gapić się na nią, a przy okazji na mnie.

– Jestem ci winna podwózkę – przypomniałam Gabrielowi. Więc jeśli chcesz, żeby cię gdzieś podrzucić…

– Nie dzisiaj – powiedział z szelmowskim uśmieszkiem. – Ale trzymam cię za słowo na przyszłość.

Pochylił się i pocałował mnie w usta – leciutko, zaledwie musnął je wargami – a potem szepnął:

– Nie chcesz wiedzieć, jaki tytuł ma moja nowa piosenka?

– A jaki ma tytuł? – wyksztusiłam z trudem, bo usta nadal mnie mrowiły po tym przelotnym pocałunku.

– Nazwałem ją „Nikki” – powiedział.

I rozpłynął się w tłumie ludzi, którzy stali na chodniku i przyglądali się mnie i mojej limuzynie.

23

Z pomocą Karla wytaszczyłam się z moimi pudłami z limuzyny i wjechałam windą na poddasze. Spodziewałam się, że będzie puste, bo było dopiero po dziewiątej. O tej porze Lulu na pewno jest na mieście, robiąc to wszystko, co lubi robić, kiedy się ją zostawi samej sobie.

Możecie sobie wyobrazić moje zdumienie, kiedy wyszłam z windy i usłyszałam, że mnie woła.

– Nikki! – Wołanie dobiegało z ust upiornej postaci wyciągniętej na stole do masażu na środku salonu. Lulu była przykryta od pasa w dół białym prześcieradłem, a jakaś kobieta w białym uniformie ugniatała jej ramiona.

– Cześć – powiedziałam bardziej zbita z tropu niż zwykle.

– Cześć. – Lulu uniosła głowę znad otworu na twarz w stole do masażu. – No właśnie, zapomniałam. Nikki, to nasza gosposia, Katerina. Katerino, to jest Nikki. Wiem, że wygląda jak ona, ale to nie ona. Zaszła wymiana dusz i teraz jest kimś innym. Ale możesz nadal mówić do niej Nikki.

Katerina przestała ugniatać Lulu i popatrzyła na mnie.

– Mówisz, że to nie panienka Nikki? – spytała z wyraźnym środkowoeuropejskim akcentem.

– Nie – odparła. – To znaczy tak. Ale właśnie nie.

– Tak, Lulu – sprostowałam z irytacją. – To ja. Tylko nikogo nie pamiętam. Bo mam amnezję, zapomniałaś? Witaj, Katerino.

Katerina przyglądała mi się jeszcze chwilę, a potem wzruszyła ramionami i wróciła do masowania Lulu.

– Ech, wy, dziewczyny – rzuciła, chociaż brzmiało to bardziej jak „dzieciny”. – Już dawno przestałam się przejmować wami i tymi waszymi niemądrymi zabawami.

– Wiem, że teraz jest twoja kolej na masaż, Nik. – Lulu znów schowała twarz w otworze w stole. – Ale właśnie wróciłam ze spotkania z moją wytwórnią i to było istne piekło. Kazali mi zaśpiewać takie dwie piosenki, które nie trafiły do albumu Lindsay Lohan – jeszcze czego! – a ja się wciąż fatalnie czułam po ostatniej nocy. Wypiłam chyba z piętnaście mojito i zjadłam paczkę milk duds. Wiedziałam, że tylko Katerina zdoła postawić mnie do pionu. A i jeszcze coś. Nik, Brandon wydzwaniał przez cały dzień. Mówi, że wyłączyłaś komórkę i wszystkie jego telefony trafiają na pocztę głosową. Co jest? Włącz tę komórkę. Poza tym totalnie cię przeprasza za wczorajszy wieczór. Na weekend weźmie odrzutowiec ojca i zabierze nas na Antiguę, a wiesz, że robi to tylko, kiedy ma ciężki atak moralniaka. Aha, i musiałam zamknąć Cosy w moim pokoju, bo ciągle na mnie skakała. Nie mogłam sobie z nią dać rady, była po prostu niemożliwa…

Odłożyłam pudła, poszłam na drugi koniec poddasza i otworzyłam drzwi sypialni Lulu. Cosabella wystrzeliła stamtąd jak z procy i zaczęła skakać koło moich łydek, szczekając radośnie. Wzięłam ją na ręce i usiadłam na kanapie, a ona lizała mnie po twarzy.

– Już była na spacerze. – Lulu znów uniosła głowę, żeby na mnie zerknąć. – Z Karlem. I nakarmiłam ją. O mój Boże, co ty masz na twarzy??

Popatrzyłam na nią znad kędzierzawego łebka Cosy.

– Ale gdzie?

Zanim się zorientowałam, Lulu zeskoczyła ze stołu, owinęła się prześcieradłem, podeszła do mnie zamaszystym krokiem i przejechała mi paznokciem po policzku.

– Auć! – zawołałam.

Lulu popatrzyła na swój paznokieć i powiedziała:

– Wiedziałam. Płatek martwego naskórka. Masz wysuszoną skórę. Coś ty na nią stosowała?

– Posłuchaj – odparłam, wciąż trzymając się za policzek – doceniam twoją pomoc, i to, że opiekowałaś się Cosy, kiedy byłam w szkole i na sesji. Ale nie możesz ot tak sobie mnie drapać…

– Coś. Ty. Stosowała. Na. Tę. Cerę? – powtórzyła Lulu, podsuwając mi pod nos paznokieć, na którym miała płatek martwego naskórka.