Выбрать главу

– Ten dostawca zaprosi mnie na randkę – oznajmiła stanowczo.

– Mówiłam ci, my, kobiety, mamy niesamowitą moc, którą musimy posługiwać się odpowiedzialnie. Więc to nie fair z mojej strony, bo wcale nie mam ochoty z nikim się umawiać, a poza tym najpierw muszę się skonsultować z moim astrologiem, żeby wiedzieć, z jakim następnym znakiem powinnam się spotykać. Ale zrobię to, żeby coś ci udowodnić. Czy wtedy mi uwierzysz?

– No dobra – zgodziłam się i roześmiałam się niepewnie. – Próbuj.

Drzwi windy otworzyły się i wyszedł z niej niczego niepodejrzewający dostawca, niosąc plastikową torbę.

– Należy się jedenaście pięćdziesiąt – powiedział do Kateriny, wręczając jej torbę.

– Ja nie płacę – odparła Katerina. – Ona płaci. – I wskazała Lulu.

Lulu wstała z kanapy, pociągnęła za pasek swojego puchatego szlafroka, żeby go zacisnąć w talii, i podeszła do dostawcy. Nie powiem, żebym zauważyła w niej coś innego niż zwykle, poza tym że na jej twarzy pojawił się zniewalający uśmiech.

A dostawca jakoś tak nagle się wyprostował.

– No cóż – odezwała się do niego Lulu. – Witamy. Jedenaście pięćdziesiąt, tak? Sekundkę, gdzieś tu mam portmonetkę. O rany, ty jesteś cały mokry. Na dworze leje? Chcesz ręcznik? Czekaj, dam ci ręcznik. Zimno się robi, prawda? Szkoda by było, gdybyś się przeziębił. Kto by mi wtedy przynosił ulubione desery lodowe? A ja uwielbiam te desery lodowe z bananami. Proszę, dwudziestka. Reszty nie trzeba. I tu masz ręcznik. Jak masz na imię?

– Roy – odparł oszołomiony dostawca i wytarł twarz ręcznikiem wręczonym mu przez Lulu.

– Roy? – powtórzyła, biorąc od niego ręcznik. – Jakie miłe imię. Czy to węgierskie?

– Nie wiem – powiedział dostawca. Nadal był otumaniony. A jak ty masz na imię?

– Lulu. Dwa L i dwa U.

– Ładne imię – stwierdził Roy. – Umówisz się ze mną kiedyś? Szczęka mi opadła.

– Jasne – odparła Lulu. – Bardzo chętnie! Ale tylko, jeśli mój mąż będzie mógł iść z nami.

– Twój mąż? – zgłupiał Roy.

– Chodź, facet – wtrącił się windziarz znudzonym tonem. Jedziemy.

– Pa, Roy – Lulu pomachała do niego. – Nie przezięb się. Drzwi windy zamknęły się za wciąż oszołomionym Royem. Gdy tylko zniknął, Lulu odwróciła się do mnie z triumfalnym uśmiechem i odtańczyła mały taniec zwycięstwa.

– No proszę! – wołała. – Widziałaś? Mówiłam ci. Pokręciłam głową z podziwem. Naprawdę ledwie wierzyłam w to, co właśnie zobaczyłam.

– To było niesamowite – powiedziałam. – Ale, jak ty to zrobiłaś? Jesteś w szlafroku! Nawet nie miałaś na sobie nic z dekoltem ani z prześwitami.

– Byłam dla niego zwyczajnie miła – odparła Lulu, kręcąc głową. – No i wykorzystałam pewność siebie i urok osobisty. Właśnie to próbowałam ci wytłumaczyć. Każda to potrafi. Nie liczy się, jak wyglądasz ani w co jesteś ubrana.

Przeszła do kuchni, gdzie Katerina otworzyła torbę z deserami lodowymi, i usiadła na stołku naprzeciwko jednego z plastikowych pojemników.

– Ja chyba nie dałabym rady – powiedziałam, w stając z kanapy i idąc za nią. – Nie mam tego rodzaju pewności siebie.

– Oczywiście, że dasz radę, Nikki – stwierdziła Lulu, atakując swój deser lodowy plastikową łyżeczką dodawaną do niego przez delikatesy. – Przed zamianą dusz zawsze ci się to udawało – chociaż czasami robiłaś to z czystej przekory i dlatego musiałam tłumaczyć ci, że wielkiej mocy towarzyszy wielka odpowiedzialność i tak dalej – więc poradzisz sobie z tym całym Christopherem bez problemu. Musisz tylko być pewna siebie. I, jak mówiłam, nawiązać z nim kontakt.

– No dobra – skapitulowałam. – Spróbuję.

Lulu zachichotała i rzuciła we mnie kawałkiem lodów. Nie trafiła, a Cosabella zaatakowała tę kapkę, która wylądowała na podłodze.

– A to niby za co? – spytałam, patrząc na Lulu gniewnie.

– W głowie mi się nie mieści – znów zachichotała – że kochasz się w chłopaku z ogólniaka.

– Tak? – powiedziałam, mierząc do niej lodami z mojej łyżeczki. – A ty jesteś dziwadłem, które wierzy w zamianę dusz.

Lodowy pocisk wylądował na ścianie. Cosabella z radosnym szczekaniem pobiegła na drugi koniec kuchni, żeby ją zlizać.

– Swój pozna swego – powiedziała Lulu i rzuciła we mnie wisienką, która wieńczyła jej deser. Wisienka trafiła w szybę wielkiego okna za moimi plecami i powoli się po nim osunęła. Cosabella przez cały czas ujadała ze szczęścia.

– Dość tego dzieciny! – zgromiła nas Katerina. – Ja tu właśnie posprzątałam! Jak nie przestaniecie, nie będzie żadnych masaży.

Posprzątałyśmy po sobie i dopilnowałyśmy, żeby kuchnia aż lśniła.

24

Christophera znalazłam w pracowni komputerowej następnego dnia przed lekcjami.

Powinnam była zaczekać do lunchu i przynieść mu mojego nowego laptopa, ale wiedziałam, że nie wytrzymam tak długo. Kiedy człowiek zaczyna sobie zdawać sprawę, że musi z kimś nawiązać kontakt, czuje też, że musi to zrobić jak najszybciej, bo inaczej w ogóle straci do tego odwagę.

A mnie tylko taki sposób na nawiązanie kontaktu przychodził do głowy.

– Cześć – powiedziałam cicho, żeby go nie wystraszyć, bo był całkiem pochłonięty grą (jak się przekonałam chwilę później, znów Madden NLF).

Obrócił się na krześle i popatrzył na mnie. Lulu znów wybrała mi ciuchy, chociaż zaczynałam sama sobie z tym radzić. Miałam na sobie obcisłe dżinsy, aksamitne baletki, brązowy krótki aksamitny żakiet i tyle naszyjników, że dzwoniły przy każdym kroku. Z trudem wyperswadowałam Lulu dodanie beretu, bo czułam, że to było by przesadą.

– Cześćodparł bez uśmiechu. Był w koszulce polo z krótkimi rękawami, tym razem szarej, a włosy miał nadal wilgotne po porannym prysznicu.

Wyglądał tak dobrze, że chciałoby się go zjeść.

– Przyniosłam komputer. – Wyjęłam białego laptopa z torby od Marca Jacobsa. – Wczoraj powiedziałeś, że mógłbyś mi skonfigurować program pocztowy… Czy to dobra pora?

Christopher zerknął na zegar na ścianie. Został nam kwadrans do przemawiania publicznego.

– Chyba tak – powiedział i sięgnął po komputer.

Hm, jeśli kochał się we mnie, ale głęboko to ukrywał, jak sugerowała Lulu, to ukrywał to naprawdę głęboko. Dlaczego nie mogłam się zdobyć na trochę tego niesamowitego trajkotu Lulu, żeby ułatwić mu sytuację? Ona tak świetnie sobie z tym radziła, a ja byłam niezręczna jak… no cóż, niezdarna chłopczyca, której mózg wciśnięto w ciało supermodelki.

Podałam Christopherowi laptopa i usiadłam na krześle obok niego. Spojrzał na mój błyszczący – i ewidentnie nowy – biały komputer bez żadnego komentarza, otworzył go, a potem zaczął szybko pisać.

Próbowałam sobie przypomnieć, co mi mówiła Lulu. Mam być pewna siebie i… Co jeszcze? Nawiązać kontakt. Właśnie.

Tylko jak? Co Christopher Maloney i Nikki Howard mogli mieć wspólnego? Nic. Poza tym, że oboje chodzili do Liceum Autorskiego Tribeca.

Ach, no i Journeyquest. Racja.

– Jaki był twój najlepszy wynik w Journeyquest? – spytałam.

– Czterdzieści osiem – odparł krótko. To mnie zaszokowało.

– Kłamiesz – wypaliłam bezmyślnie. Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Co?

– Wykluczone, żebyś wyszedł poza poziom czterdziesty szósty – powiedziałam, zupełnie zapominając, że w żaden sposób nie mogłam tego wiedzieć. – Jak udało ci przejść obok Białych Smoków?

– Smoki unicestwiały nasze postacie za każdym razem, kiedy się do nich zbliżaliśmy, nieważne, z której strony, i nie pozwalały nam zaliczyć poziomu czterdziestego szóstego. Cały Internet przegrzebaliśmy, szukając wskazówek, ale na próżno.