Dziwne, bo coś bardzo podobnego poczułam zaledwie parę minut wcześniej, kiedy Christopher stwierdził, że fajnie wyglądam. Przy chłopakach można się pogubić.
Oczywiście, nic nie powiedziałam. Mogłam tylko sterczeć tam i gapić się na niego, zachodząc w głowę, jak ktoś tak piękny może być prawdziwy, a nie stanowić produkt programu do obróbki zdjęć albo animacji komputerowej.
– Jak masz na imię? – zapytał Gabriel z tym swoim pięknym brytyjskim akcentem.
– Hm. – O Boże. On do mnie mówił. Co mam odpowiedzieć? Dlaczego to się w ogóle dzieje? Gdzie Frida? Gdzie, do diabła, jest Frida? – Em.
– Em? – Gabriel uśmiechnął się szerzej. – To skrót od Emily?
– Hm. – O Boże. Co się ze mną działo? Zwykle nie miewam problemów gadając z atrakcyjnymi facetami. Bo zwykle wszyscy atrakcyjni faceci, jakich spotykam – z wyjątkiem Christophera, oczywiście – to seksistowskie gady, którym trzeba co nieco utrzeć zadartego nosa. Żaden z nich nie był takim słodkim przystojniakiem z An – Anglii, z głosem anioła i niebieskimi oczami, które mogły mi zajrzeć w głąb duszy. – Nie…
– Masz kompakt, na którym chcesz autograf? – spytał Gabriel, spoglądając na moje puste ręce.
O, nie!
– Zaczekaj – powiedziałam z walącym sercem. – Moja siostra…
Obróciłam się na pięcie, żeby znaleźć Fridę, i wpadłam prosto na Christophera, który nadal gapił się na Nikki. Tylko że teraz miał zaniepokojoną minę.
– Em – odezwał się. – Popatrz…
Wszystko, co stało się potem, działo się jakby we śnie. Czy, mówiąc ściślej, w sennym koszmarze. Zobaczyłam, że moja siostra podchodzi do Nikki Howard i jej świty.
W tym samym momencie zauważyłam, że facet stojący w pobliżu nagle rozsunął poły płaszcza, pod którym miał koszulkę FWŚN… i pistolet na farbę. Ochroniarz z Megastore ze słuchawką w uchu zobaczył to w tej samej chwili co ja, złapał Nikki za nadgarstek i szarpnął ją do tyłu. Tymczasem Facet z Pistoletem na Farbę ze złowrogim uśmiechem wymierzył tę swoją broń i strzelił do plazmowego ekranu który wisiał dokładnie nad głową Nikki – zostawiając na nim wielką żółtą plamę tam, gdzie widniał biust Nikki. W sumie wyglądało to, jakby jadła hot doga z musztardą i poplamiła sobie przód bluzki… Coś, co mnie samej zdarza się całkiem często.
Tyle że plazmowy ekran zaczął się zrywać z kabli, na których podwieszono go pod sufitem. Najpierw pękł jeden. Potem drugi.
A dokładnie pod ekranem stała moja siostra, nadał wyciągając w stronę Nikki pisak, żeby dostać od niej autograf.
– Frida! Uważaj! – wrzasnęłam.
Rzuciłam się naprzód, żeby ją zepchnąć z drogi, a wtedy ostatni kabel podtrzymujący ekran pękł z brzękiem, który był wyraźnie słyszalny, nawet mimo muzyki lecącej z głośników na cały regulator.
I cały ten nabój zleciał.
Na mnie.
Zupełnie jak w Journeyquest, kiedy popełnię błąd i moja postać traci jedno życie, wszystko pociemniało.
4
Obrazy. To było pierwsze, co do mnie dotarło.
Zupełnie jak te, które widzisz pod powiekami, kiedy trzesz je grzbietem dłoni. Dziwaczne kształty unoszące się w przestrzeni.
Obserwowałam je, zastanawiając się, co widzę. Wyglądały jak jakieś ameby… Nie, jak włosy Christophera, w basenie, kiedy na wuefie kazali nam robić nawroty, a ja go obserwowałam spod powierzchni przez okulary do pływania…
Zaraz. Czy mam teraz wuef? I wpadłam do wody? Przecież nie jestem mokra. Przynajmniej tak mi się wydaje… Nie, raczej nie jestem mokra. A może jednak?
Jak to możliwe, że widzę włosy Christophera pod wodą, skoro nawet nie jestem mokra? Może ja mam zamknięte oczy? Czy mam oczy zamknięte, czy otwarte? Dlaczego nie mogę unieść ręki, żeby dotknąć twarzy i sprawdzić? Dłoń mam taką ciężką… Nie mogę nią nawet poruszyć…
Dlaczego jestem taka zmęczona?
Taka zmęczona…
Potem usłyszałam głosy. Te głosy mówiły różne rzeczy. Ale co konkretnie? Nie wiedziałam. Byłam za bardzo zmęczona, żeby je zrozumieć. Kto ciągle coś mówi? Dlaczego nie dadzą mi po prostu spać?
Zaraz. To chyba głos mamy. To mama cały czas coś mówi. Mama i… kto jeszcze? Tata. Tak, to na pewno tata. Mama i tata rozmawiają. Mówią różne rzeczy. Chcą, żebym się obudziła. Po co? Dlaczego nie miałabym spać dalej?
Wiedziałam, że powinnam ich posłuchać – ilekroć mama każe nam coś zrobić, Frida i ja zawsze to robimy. Wcześniej czy później.
Ale czułam, że nie jestem w stanie się poruszyć. Zupełnie jakbym skamieniała. Chciałam tylko tak spać do końca świata. Chociaż słyszałam w głosie mamy naleganie.
– Em! Em, jeśli mnie słyszysz, otwórz oczy! Otwórz oczy, Em. Po prostu otwórz na chwilę oczy.
Znałam tę starą sztuczkę. Kiedy tylko mama upewni się, że nie śpię, każe mi wstać i wyjąć naczynia ze zmywarki albo iść do szkoły, albo robić coś równie niefajnego. Nie miałam zamiaru dać się na to nabrać.
– Em! Proszę, otwórz oczy.
Mówiła tak, jakby się czymś niepokoiła. Może nasze mieszkanie się pali? Może powinnam zrobić, co mi każe. Otworzyć oczy, żeby się przekonać, czego ode mnie chce.
– Proszę, Em…
Właściwie brzmiało to tak, jakby płakała. Nie chciałam, żeby mama przeze mnie płakała. To ostatnia rzecz, na jaką miałam ochotę. Więc próbowałam otworzyć oczy. Naprawdę próbowałam. Ale one… nie chciały się otworzyć. Moje oczy nie chciały się otworzyć. Usłyszałam, że mama płacze, a tata pocieszają szeptem:
– Wszystko będzie dobrze, Karen.
– W takich przypadkach – dobiegł mnie jakiś obcy męski głos często zdarza się, że…
Nie dosłyszałam, co mówił ten facet, bo za bardzo koncentrowałam się na tym, żeby wreszcie otworzyć oczy. Ale nie byłam w stanie unieść powiek. Naprawdę nie mogłam. Zupełnie jakby były z ołowiu.
Więc spróbowałam otworzyć usta i powiedzieć mamie, żeby nie płakała, że nic mi nie jest, tylko jestem strasznie zmęczona. Może dadzą mi jeszcze trochę odpocząć…
Ale okazało się, że ust też nie mogę otworzyć.
To mnie trochę przeraziło. Tylko na chwilę, ale byłam naprawdę okropnie zmęczona. Chciałam znów zapaść w sen. Powiem mamie później… że jestem zbyt zmęczona, by zrobić to, o co mnie prosi. Wyjaśnię jej to wszystko, kiedy już nie będzie mi się chciało tak strasznie spać. Muszę odzyskać siły. Po kilku godzinach snu na pewno dojdę do siebie.
Nareszcie otworzyłam oczy. Nie dlatego, że ktoś wołał mnie po imieniu, nie dlatego że pod powiekami widziałam ameby. Moje oczy po prostu się otworzyły…
Same z siebie.
Ale kiedy już się otworzyły, a ja rozejrzałam się wokół siebie, zorientowałam się, że nie jestem w żadnym basenie ani nawet w domu, tylko leżę na szpitalnym łóżku.
Wiedziałam, że to szpitalne łóżko, bo chociaż było ciemno – musiała być noc – wszystko wyglądało obco. Ściany były beżowe, a nie w odcieniu Bieli Nawaho, na jaki pomalowałam je któregoś dnia w ataku szału, bo już nie mogłam znieść mdłego bladożółtego koloru ścian całej reszty naszego mieszkania.
Wszystkie moje plakaty z filmu Journeyquest - który był beznadziejny, wiem, ale plakaty były świetne – zniknęły. Tak samo jak wszystkie pocztówki z wycieczki do Metropolitan Museum. Widziałam wyłącznie przewody. Przewody te wychodziły ze mnie i były podłączone do jakichś maszyn obok łóżka, na którym leżałam. Maszyny cicho mruczały, a czasem wydawały z siebie jakieś brzęczenie.
Na szczęście nie przeraziłam się ani nic, bo na krześle obok tych maszyn siedział tata. Spał.