I dlaczego nikt nie chce mi odpowiedzieć na pytanie, co się stało z moim głosem?
Doktor Higgins pomajstrowała coś przy moich przewodach i po chwili zrobiłam się jeszcze bardziej senna. Zamknęłam więc oczy, żeby się trochę zdrzemnąć.
Kiedy otworzyłam je ponownie, była noc, a na krześle obok mojego łóżka siedział najprzystojniejszy facet, jakiego widziałam w życiu.
5
Och, obudziłaś się! – ucieszył się, kiedy zauważył, że mu się przyglądam.
I uśmiechnął się.
A ja zrozumiałam, jak czuje się człowiek, który przeszedł na sześćdziesiąty poziom Journeyquest. Jakoś mi tak dech zaparło.
No i wcale się nie wkurzyłam, kiedy jedna z tych maszyn obok mojego łóżka zaczęła piszczeć jak wściekła w takt bicia mojego serca.
– O nie… – powiedział facet i z przestrachem zerknął na tę maszynerię. – Zrobiłem coś nie tak?
– Ależ skąd – uspokoiłam go tym swoim nadal dziwnym głosem.
Ten facet musiał być halucynacją. Ale taką, którą zamierzałam nacieszyć się jak najdłużej.
Odwzajemniłam uśmiech. Ulżyło mi, bo maszyna piszczała już w normalnym tempie (okropnie żenujące!).
– To dla mnie? – spytałam, patrząc na wielki bukiet czerwonych róż, który trzymał w dłoniach.
Jakby sama jego obecność nie była wystarczającą frajdą, jeszcze przyniósł mi kwiaty.
– Och… – Spojrzał na kwiaty takim wzrokiem, jakby zupełnie zapomniał o ich istnieniu. Położył je na łóżku obok mnie. – Tak, dla ciebie. Pamiętasz mnie? Jestem Gabriel Luna. Śpiewałem na wielkim otwarciu Stark Megastore w zeszłym miesiącu.
Nie miałam pojęcia, o czym mówił, chociaż jak przez mgłę pamiętałam coś tam o Stark Megastore i już na pewno pamiętałam jego. Przynajmniej tak mi się wydawało. Te ciemne włosy i te przenikliwe błękitne oczy wyglądały znajomo.
Tylko nie kojarzyłam nazwiska. Ani nie wiedziałam, skąd te włosy i oczy znam.
W głowie mi się nie mieściło, że taki totalnie seksowny facet odwiedził mnie w szpitalu. I naprawdę nie mogłam uwierzyć, że przyniósł mi kwiaty.
– Oczywiście, że cię pamiętam – skłamałam.
– Dobrze wiedzieć – powiedział Gabriel i znów się uśmiechnął. Tym razem tętno mi nie przyśpieszyło (dzięki Bogu), ale poczułam, że serce mi mięknie tylko troszeczkę. Bo, chociaż Gabriel był przystojny, nie był Christopherem. – Nie byłem pewien, czy będziesz pamiętała. To chyba nie był twój najlepszy dzień…
O czym on mówił? Nie miałam pojęcia.
– Ha ha – powiedziałam i oddałam uśmiech. Wyciągnęłam rękę, żeby dotknąć jedwabistych płatków szkarłatnej róży.
I wtedy zauważyłam, że moja dłoń……to nie moja dłoń!
Wyrastała z mojego przedramienia, ale wyglądała… inaczej. Zamiast poogryzanych, paznokci (nałogowo je ogryzam) zobaczyłam idealny – poza miejscami, gdzie należało poodsuwać skórki – francuski manikiur… Różowa baza i białe końcówki.
Dziwne. Poza tym moje palce wyglądały… jakoś tak szczupłej niż przedtem. Czy człowiekowi może schudnąć dłoń? Pewnie tak, jeśli wystarczająco długo leży nieprzytomny.
Ile czasu ja tak właściwie spałam? – przemknęło mi przez myśl.
I nagle zrozumiałam: dość długo, żeby Frida zdążyła mi ponaklejać sztuczne paznokcie, czym zresztą zawsze się odgrażała.
A potem dotarło do mnie, że Gabriel coś do mnie mówi.
– Wyglądasz dobrze. Mówili o tobie… No cóż, różne dziwne rzeczy. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Nikt nie chciał mi powiedzieć nic pewnego. Nie pozwalają na odwiedziny… Musiałem się tu zakraść…
Zakradł się tu, żeby mnie odwiedzić? Bardzo miło z jego strony…
– Jak się czujesz? – zapytał takim tonem, jakby naprawdę się o mnie troszczył.
– Dobrze – odparłam. – Tylko jestem trochę śpiąca…
– No to odpocznij – powiedział z nieco zaniepokojoną miną. Nie chciałem cię obudzić.
– Nie ma sprawy – zapewniłam, w obawie że on zniknie. Złudzenie takiego przystojnego faceta nie mogło skończyć się tak szybko!
Ale prawdę mówiąc, coraz trudniej mi było utrzymać otwarte powieki. Same mi jakoś opadały, zupełnie jak na lekcjach pana Greera.
– Nie idź jeszcze – powiedziałam. Od płatka róży, który gładziłam, do miejsca, gdzie oparł dłoń, był tylko centymetr. Zanim zdążyłam się powstrzymać, położyłam dłoń na jego ręce. Co ja wyrabiam? Łapię chłopaka za rękę? I to tak przystojnego, jak ten Gabriel Luna. Nie, żeby kiedykolwiek przedtem chłopak równie przystojny podszedł do mnie na tyle blisko, żebym go mogła złapać za rękę… No, był jeszcze Christopher, którego uważam za przystojniaka…
…ale cała reszta świata – przynajmniej Frida i pozostałe Żywe Trupy – raczej by się ze mną nie zgodziła. Chyba że najpierw poszedłby do fryzjera.
Chociaż z drugiej strony, Christopher nigdy nie przyniósł mi róż. Nie przyszedł do mnie do szpitala w odwiedziny (nie myślcie, że nie zauważyłam). Nigdy nie gładził mnie po grzbiecie dłoni kciukiem, jak przed chwilą zrobił to Gabriel. Parę razy dotknęłam dłoni Christophera, ale zawsze odsuwał ją z prędkością światła, pewnie myśląc, że to przypadek (akurat).
Rzecz w tym, że skoro to teraz nie działo się naprawdę, skoro była to tylko halucynacja… jakie to miało znaczenie? Miałam idealną okazję poćwiczyć trzymanie chłopaka za rękę, żeby, kiedy wreszcie trafi mi się taka możliwość z Christopherem – a przecież któregoś dnia musi do tego dojść, prawda? – wiedzieć, co robić.
W chwili, w której nasze palce się zetknęły, Gabriel przestał wyglądać tak, jakby chciał wstać i zebrać się do wyjścia. Głaszcząc mnie tak niesamowicie swoim kciukiem, odezwał się głębokim, kojącym głosem:
– Zostanę, dopóki nie zaśniesz.
Miło. Bardzo miło. Dokładnie coś takiego powinna powiedzieć halucynacja.
Miałam nadzieję, że kiedy przyjdzie co do czego, Christopher też się okaże taki miły.
Ale coś nadal było nie w porządku. Czegoś brakowało w tym scenariuszu z fatamorganą chłopaka z moich marzeń.
Po chwili dotarło do mnie, co to takiego.
– Zaśpiewasz mi tę piosenkę? – poprosiłam, patrząc na niego spod powiek tak ciężkich, że oczy miałam jak szparki. – Tę, którą śpiewałeś…
Gdzie? Nie miałam pojęcia, o czym właściwie mówię. Wiedziałam tylko, że kiedyś słyszałam, jak śpiewał… Tego byłam całkiem pewna.
– Nawet nie wiedziałem, że ją słyszałaś – odparł z uśmiechem. Myślałem, że przyszłaś, kiedy skończyłem już występ. Ale chętnie ci zaśpiewam.
Nie miałam pojęcia, o czym on mówi, kiedy jednak zaczął bardzo cichutko śpiewać, to już było bez znaczenia.
Słodkie dźwięki piosenki wkrótce ukołysały mnie do snu… Przedtem usłyszałam jeszcze gdzieś w najdalszym zakątku umysłu glos, który brzmiał bardzo podobnie do głosu tamtej lekarki z kokiem i mówił:
– Hej, ty! Co ty tu robisz? I śpiew się urwał.
Ale wtedy już spałam, więc było mi wszystko jedno.
Seksowny Gabriel Luna śpiewał mi do snu.
Seksowny Gabriel Luna przyniósł mi róże.
Seksowny Gabriel Luna trzymał mnie za rękę.
To wszystko musiało mi się przyśnić. Jeszcze nigdy nie miałam lak idealnego snu. To znaczy, byłby idealny, gdyby to był inny chłopak, nie Gabriel Luna.
Nie miałam najmniejszej ochoty się budzić.
Ale oczywiście tak się stało. To znaczy obudziłam się. Był dzień, a na krześle koło mnie siedziała jakaś dziewczyna. Potrząsała moją ręką i powtarzała:
– Nikki! Nikki, obudź się! Obudź się!
Kiedy zauważyła, że oczy mam otwarte, zawołała:
– No, dzięki Bogu! I w ogóle co oni w ciebie pompują, że tak mocno śpisz? Myślałam, że zapadłaś w śpiączkę, czy coś.