Oddział ruszył wzdłuż drogi. Mobutu zatrzymała Bokassę, a ta Clasha i Oouroo. Znaleźli się w środku, tuż przy Toy.
– Piesek coś wywąchał! – Co? – warknął Oouroo. – Wszyscy łżą.
– Nie pierwszyzna – mruknął Clash.
– Ale w tej sytuacji? – szepnęła Bokassa. – Zapierdolą nas na amen. – Dante też?
– Dante też? – Bokassa powtórzyła Toy. – Mhm.
– Jezu… Ja cię… No pięknie – żołnierze przyjmowali to różnie.
– Dobra – pierwszy otrząsnął się Clash. – Pinokio niech wali do szefa i trzyma się blisko. A ty – zwrócił się do Maybe Not – Przekaż wszystkim, że nasz pies wywąchał gówno. Pełna gotowość!
– Nie – powiedziała Toy. – Jest tu ktoś, kto nas załatwi, jeśli pokażemy, że wiemy. – Kto???
– Na mur… LeMoy. Nie wiem, kto jeszcze. – Pies! Jesteś świetna! – szepnął Oouroo. – Jest najlepsza – mruknęła Mobutu.
– Jest, zdaje się, naszą ostatnią szansą… – wtrąciła Bokassa.
– Dobra Maybe Not… – powiedział Clash. – Hot Doga jestem pewien. Służyłem z tym ciulem w bunkrach. Za głupi, żeby go ktoś wynajął na nas… Caddilac też pewny. Powiedz tylko im i morda w kubeł!
– Dobra… Toy, do szefa, psie – szepnęła Maybe Not. – Musisz węszyć dalej.
Pobiegła do przodu. Zdaje się, że część oddziału pokładała w niej przesadne nadzieje. Jezu… Przecież nie sprosta. Przypadkiem dowiedziała się na księżycowej stacji jakichś tajności wyciągniętych od kurew i teraz najemnicy uważają ją za super fachowca. Jezu… Zaraz. Przypadkiem? Naprawdę przypadkiem wyciągnęła takie tajemnice od przygodnej prostytutki? Tally-Ho była pewna. W pewnych kwestiach przeczucie ją nie myliło. Jeśli już kogoś polubiła, tak jak tą śliczną Żydówkę to, nawet bez europejskiej maszyny dnia sądu ostatecznego, dałaby sobie uciąć wszystkie palce, że tamta nie kłamała. Więc, co? Kto kogo rolował w tej akcji? I o co chodzi? Kto przygodnej dupie zdradza aż takie sekrety??? Inżynier z problemami wzwodu? Pogada sobie i wywrze przynajmniej wrażenie jak już do niczego nie dojdzie? Możliwe. Ale czy… Zaraz. Jeśli tamten był aż tak wysoko postawiony, że znał prawdę, to czy naprawdę paplałby wszystko śliczniuteńkiej Tally-Ho? Aha. Więc o to chodzi, panowie… Już wiedziała. Przynajmniej jeden mały drobiazg.
Tally-Ho Vixen była kluczem do wszystkiego. Jeżeli ktoś miał urządzenie, które pozwalało stwierdzić czy kto inny kłamał, to przecież, szlag, mogli stwierdzić też bez trudu, kogo Toy polubi odruchowo w burdelu. O taaaaaaak. Siksa z Triad miała do spełnienia inne zadanie niż to, o którym wiedziała oficjalnie. No dobra, chłopaki… Tylko się teraz nie dziwcie! Tally-Ho Vixen. Po pierwsze, Toy miała ją polubić, po drugie uwierzyć, po trzecie, wypaplać. Jawohl, herr general. Wypełniła już wszystko, do czego ją wynajęto. A teraz czekała ją już tylko cicha mogiła dwa metry pod księżycowym gruntem. Pewnie wybiorą ładne miejsce nawet. Gdzieś, gdzie jest prawdziwy spokój. Gdzieś, gdzie nikt nie przychodzi częściej niż raz na tysiąc lat… Niedoczekanie, sukinsyny: Nie po to przeżyła dwa lata w Sex Side, żeby teraz dać się jakiemuś Moonsungowi. O mamo, jak strasznie chciała kokainy! Troszeczkę kokainy bez wymiotów, błagaaaaaaaaaam!!! Zaczęła się trząść. Telepało nią tak, że nie mogła iść dalej. Moonsung jednak wygra. Była śmieciem. Była nic nie wartym gównem. Nie mogła myśleć o niczym innym niż o białym proszku. Mamusiu, troszeczkę w dziąsła albo w pochwę, albo w tyłek choćby nawet w oko, wszystko jedno… troszeczkę! Dajcie mi choć troszeczkę!!!
Dante podniósł ją za kołnierz., – Co cię tak telepie, Pinokio?
Rozdygotana nie była w stanie nawet odpowiedzieć. – Chcesz proszku, mała? – szepnął.
– Tak!!! N… n… nie… nie mogę… – zaczęła płakać. – Jestem uwarunkowana…
– Przestań się mazgaić! – usiłował ją ukryć przed oczami najbliższych żołnierzy. Zapalił papierosa i dał jej, ale miała tak roztrzęsione ręce, że upuściła na trawę. Podniósł i wetknął jej do ust. Pozwolił dziewczynie usiąść z boku i objąć rękami kolana. – Całość stać – zakomenderował. Piesek nam się trochę rozkleił…
Wyszarpnął manierkę i dał jej łyk wódki.
– B… b… b… bo… jak mnie najjjjjjdzie ttttto… – Stul pysk i nie szczękaj zębami.
Dał jej jeszcze łyk. Nie mogła go rozgryźć. Ale nie zaprzątała sobie głowy, w której było teraz tylko wyobrażenie białego proszku.
– Dać ci tego syfu? – spytał.
– N… nnnnn… nie… za… za… za… zabijesz m… m… m… mnie – jąkała się potwornie. Tak strasznie chciała. Tak strasznie chciała. Wbrew swym słowom tak strasznie chciała tego białego syfu!!!
– Długo to będzie trwało? – spytał znowu.
– Ppppp… ppp… pół… godziny… ja… ja… ja… jakieś…
– Jeeeeezu. Postój – zakomenderował zniecierpliwiony.
Ktoś litościwy nakrył Toy kocem. Żeby nie wszyscy przynajmniej widzieli jak strasznie się pociła, jak nią szarpało. Dante klął. "Pan Brown"
i inżynierowie przyglądali się ze zdziwieniem całej scenie.
– Czy z każdym żołnierzem pan się tak cacka? – spytał "pan Brown". – Nie widzisz co jej jest? – wrzasnął Dante. Wściekły kopnął Toy tak, że aż się przetoczyła na trawie zrzucając koc. Zwymiotowała na samą myśl o białym proszku. Ktoś, może Yellow, przykrył ją ponownie. Miała jakieś czterdzieści stopni gorączki. Drżała i pociła się bez przerwy. Kokaina!!! Błagam! Trochę kokainy… Prosiła o śmierć. Moonsung nie musiał nic robić. Była śmieciem. Była skończona. Żołnierze wokół odwracali głowy. Niby każdy miał jakieś doświadczenia z narkotykami. Marycha – każdy. Spid – każdy. LSD – co drugi. Kokaina – co drugi. Heroina – co dziesiąty. Ale… doprowadzić się aż do takiego stanu??? Jezu przecież… Nikt z nich nie brał końskich dawek dzień w dzień przez dwa lata… Nikt jej nie rozumiał. Nikt z nich nie miał wypalonego kokainą mózgu, nikt nie miał trwałego w Sex Side wytrzeszczu oczu, nikt nie doświadczył stanu, że przez dwa lata nie można było powiedzieć choć trzech powiązanych ze sobą słów! Kokaina!!! Proszę…
Ktoś wbił jej w tyłek, przez spodnie, igłę. Poczuła eksplozję w głowie. Benzedryna! Kowalskie rozwiązanie. Ulżyło jej. Zwymiotowała. Nowe uczucie ulgi. Wymioty. Przenicowało ją na lewą stronę. Jezu… Wymioty. Czy może jeszcze oddychać? Wymioty. Gorączka skoczyła jej na maksimum. Ile komórek mózgowych zabiła? Ile miliardów? Wymioty. Pierdolone uwarunkowanie! Z taką chęcią zaćpałaby się na śmierć. Moonsung nie musiał niczego robić. Wystarczyłoby ją cudownie odwarunkować i dać dwie garście białego proszku. Zjadłaby wszystko, dziękując im na kolanach. Niestety, Paul kazał uwarunkować ją na sztywno. Narkotyczne dziewictwo albo śmierć. To było nieodwracalne.
– No już, piesek. No już… – Mobutu waliła ją po twarzy. – Już, piesek. Przechodzi ci – jeszcze raz z pięści. – Pinokio, nie symuluj! Wyraźnie ci przechodzi…
– No dobra. Idziemy – zakomenderował Dante.
Mobutu zarzuciła sobie psa na plecy. Toy chyba zasnęła.
Obudziła się z bólem głowy. Najwyraźniej miała podpuchnięte lewe oko. Mobutu! Żeby cię jasny szlag trafił! Była naładowana po dziurki w nosie. Pieprzona Benzedryna! Mogła teraz iść zdobywać cały kosmos. Wiedziała jedno. Jak to się skończy… jak skończy się ten stan euforii znowu przypomni jej się stara znajoma… kokainka. Cześć, pani Kokaino, jak my się dobrze znamy, co? Jak dwie jednojajowe siostry bliźniaczki, prawda? Nie mam nikogo bliższego niż pani… Ale puść mnie,
proszę… przynajmniej na pół godziny, proszę. Ta młoda, zdrowa siksa, Benzedryna, przepędziła panią stąd teraz!!! Wiem, że tylko na chwilę. Wiem, że przyjdzie pani znowu. Ale póki co niech pani Benzedryna posprząta te wszystkie śmiecie…