Oddział ruszył momentalnie dość wąskim, ciemnym korytarzem. – Coffee? Piłeś?
Rosły najemnik zaprzeczył ruchem głowy.
– Maybe Not? Co z twoją latarką, pindo? Nie sprawdziłaś przed wyjściem? Nie chciało się zerknąć na własny sprzęt? – Dante nagle ryknął głośniej. – Winni Winni! Jeszcze raz mi się potkniesz, to w ryj. Czyżbyś nie spał dobrze ostatnio?
Winni Winni powiedział bez głosu, samymi wargami: "Pierdol się!" LeMoy ryknęła śmiechem.
Oddział zatrzymał się przed wąskim tunelem prowadzącym do góry. Hot Dog przybiegł z meldunkiem.
– Caddilac melduje, że tam u góry jest siatka, folia i jakieś gówno! – Kał? – spytał jeden z inżynierów. -Ktoś tam defekował?
– Nie sądzę – mruknął Dante. – Oni tak mówią na wszystko, czego nie są w stanie określić innymi słowami.
Po chwili przybiegł Slade.
– Caddilac mówi, żeby przysłać psa! Wygrzebał dziurę, ale za wąska. – No, co tak stoisz? – ryknął Dante na Toy. – Zapierdalaj żołnierzu! Skołowana dziewczyna pobiegła od razu. Z trudem minęła Clasha, który ledwie mógł zrobić jej przejście. Drągala po prostu zablokowało ze sprzętem w ciasnocie. Dalej było trochę luźniej. Wbiegła na górę po wąskich schodkach i zobaczyła Caddilaca, całego obsypanego ziemią.
– Tędy spływała woda – wskazał na pordzewiałą wyrwę w suficie. – Podsadzę cię.
Zabrał jej chińskiego kałasznikowa i okulary. – Hej! Bez tego jestem prawie ślepa!
– Jak każdy zwykły kret – mruknął obojętnie. – Widać do czołgania się w ziemi to zupełnie niepotrzebne…
Owinął okulary w chustkę i włożył do wewnętrznej kieszeni jej kurtki. Do lewego przedramienia przykleił jej taśmą mały pistolet z prezerwatywą naciągniętą na lufę, a do prawej dłoni wetknął saperską łopatkę.
– Teraz słuchaj. Szlag wie, co tam można napotkać. Przeciskając się pod ziemią będziesz prawie bezbronna. Ale pokażę ci taki fajny sposób, który poznałem podczas wojny w bunkrach.
Wyjął z kieszeni granat, odbezpieczył i włożył jej do ust. O mało nie zemdlała.
– Trzymaj mocno łyżkę! – ostrzegł – Słuchaj, nie wiadomo, co tam spotkasz pod ziemią. A tak, wystarczy, że wyplujesz! – uśmiechnął się radośnie.
Jej oczy wyrażały nieme pytanie.
– No tak… – przyznał – Ty też wtedy zginiesz. No, ale lepiej chyba zginąć od razu, niż żeby na przykład coś cię tam powoli zjadało żywcem. Nie?
Drżącą ręką roztarła pot na czole. Gestami spytała, co ma zrobić z granatem, jak już będzie na górze. Wyjaśnił, że ma po prostu wypluć i odrzucić daleko. "A jak tam będą jacyś ludzie?" – Jezu, jak ciężko rozmawia się samymi gestami. Caddilac jednak zrozumiał.
– Będą mieć pecha – uśmiechnął się lekko.
Obwiązał ją w pasie liną, chwycił leciutko i wepchnął do dziury w suficie. Dłuższą chwilę nie mogła złapać punktu oparcia. Potem wbiła łopatkę. Najemnik na dole popchnął ją jeszcze trochę. Dalej jego ręce nie sięgały. Musiała się czołgać wąziutką szczeliną wyżłobioną przez wodę. Ataki klaustrofobii następowały jeden za drugim. Miała wrażenie, że się dusi. Jednak… Jednak pomysł z granatem był świetny. Nie, żeby mogła się obronić przed czymkolwiek, ale to odbezpieczone coś w ustach zdecydowanie dodawało jej motywacji do dalszej drogi. Parła do przodu po omacku, jak prawdziwy kret właściwie, z zamkniętymi oczami, usiłując rozkopać co węższe miejsca albo przecisnąć się przy użyciu siły woli. Na szczęście warstwa ziemi i skał nie była gruba. Najpierw poczuła przypływ ciepłego powietrza, a potem udało jej się przebić głową warstwę zaschłego błota. Zamknęła oczy, wypluła granat na dłoń i odrzuciła, chowając się na powrót w dziurze. Sekundę po eksplozji, wypluwając nadmiar śliny, wyczołgała się na zewnątrz, odkleiła pistolet z przedramienia, zębami zerwała prezerwatywę z lufy i zarepetowała. Potem włożyła okulary.
Znajdowała się na dnie jakiegoś wyschniętego bajora. Wokół mgła, trawa, jakieś krzaki i drzewa. Zerknęła do góry. O mamo… Czy rzeka może płynąć nad głową???
– W porządku Toy? – usłyszała w słuchawkach. Podgięła mikrofon do ust.
– OK.
– Pytam, czy teren czysty!
Spojrzała na swój ubłocony mundur. Pewnie im chodziło, czy są tu wokół jacyś ludzie. Z tego, co widziała, nie było.
– Czysty – zameldowała. – To ciągnij linę.
Rozwiązała grube sploty z pasa i zaczęła ciągnąć. Co chwilę się blokowało. Tamci z dołu musieli "kontr ciągnąć", potem znowu ona. Trwało jakiś kwadrans, zanim zobaczyła swój automat w foliowym worku.
– Już? – usłyszała w słuchawkach. – Już.
– Dobra, weź broń i spadaj na 5to kroków. Do liny przywiązaliśmy ładunki wybuchowe.
Błyskawicznie rozerwała worek, wyszarpnęła swój automat i runęła biegiem do ucieczki. Świnie. Nie wiadomo, o jaką szybkość ją podejrzewali, ale nie zdążyła przebiec nawet połowy dystansu, kiedy eksplozja za jej plecami wyrzuciła w górę zwały ziemi. Zaczęła kląć, a potem wróciła do krateru na środku bajora. Caddilac wspinał się właśnie po metalowej rurze.
– No – ryknął na jej widok. – Teren zabezpieczaj, sikso!
– Te wszystkie psy… – westchnęła Mobutu, tuż za nim. – Są jakieś dziwne, nie?
– No! – warknął Oouroo, nie mogąc poradzić sobie z erkaemem na śliskiej rurze. – Maybe Not? Pamiętasz tego psa spod… – nagle Oouroo osunął się na rurze, zwalając Maybe Not, która wspinała się za nim.
– Daj se spokój ze wspominkami! – kobieta klęła, masując plecy. – Ale on walił owce!
– A ja mam okres i ktoś mi każe wspinać się z toną sprzętu na plecach… Oouroo, wpierniczę ci bagnet w dupę, co?
– Spadaj, Maybe Not!!! – erkaemista zaczął jednak wspinać się szybciej. – A pamiętasz, jak facet załatwił tego szefa brygady…
Przerwał nagle, bo był już na powierzchni Toy przystawiła mu do skroni lufę Colta Springfielda.
– Nigdy w życiu nie waliłam owiec – wysyczała.
– Pewnie, że nie – wzruszył ramionami. – Przecież jesteś dziewczyną. – Pociągnij spust! Pociągnij spust, piesek!!! – krzyknęła Maybe Not, gramoląc się na górę. – Zapłacę za gnojka do wspólnej kasy…
– Nie szczekać – następny był Dante. Rozejrzał się wokół. – Nagana, żołnierzu – warknął na Toy. – Nagana, żołnierzu – uśmiechnął się do Caddilaca. – Nagana… – opieprzył Mobutu. – Oouroo, chciałbym tu widzieć jakieś zabezpieczenie. Maybe Not, może byś się tak zajęła zwiadem, oczywiście jeśli nie masz akurat w planach wymiany podpasek. Hot Dog, ty "pratiwpołożno" -popisał się znajomością rosyjskiego.
Żołnierze rozbiegli się do swoich zadań. Nakładali w biegu chińskie noktowizory. Nie żeby tu było przesadnie ciemno, ale noktowizor można było przestawić na podczerwień, a to pozwalało szybko wykryć wszystko, co żyje.
– Pięć obiektów na godzinie szóstej! Jeden obiekt na godzinie czwartej, druga ćwiartka na górze, dużo obiektów na dwunastej, lewo góra, poruszają się… – posypały się meldunki. Strasznie ciężko było określić kierunek we wnętrzu gigantycznego walca.
"Pana Browna" i trzech inżynierów wyciągnięto na linie. – Gdzie teraz? – zapytał Dante.
Jeden z inżynierów usiłował wyzerować żyroskopowy system naprowadzania. Potem niezbyt pewnie wskazał kierunek.
– Dawać mi tu psa!!! – zawyła nagle Maybe Not do mikrofonu. – Dawać tu psa, szybko!!!
Toy runęła biegiem, nie czekając na rozkaz dowódcy. Nie wiedziała, co oznacza jej jedna dotychczasowa nagana, ale… chyba nie wysoką premię. – Niżej łeb!!! – opieprzono ją w słuchawkach.
Schyliła się, a potem zaczęła pełznąć przez spore pole dojrzałej pszenicy. Dotarła do Maybe Not i Mobutu leżących przed przydrożnym rowem. Nie wystawiały głów z pszenicy, dla noktowizorów nie była to przeszkoda.