Dante z resztą oddziału, transportującą komputer Moonsunga, zjawił się kilkanaście minut potem.
– Czemu ta pinda jest goła? – wrzasnął na przywitanie. – Strzeliła ukradkiem do Maybe Not.
– Co????
– Maybe Not dostała w brzuch. Już opatrzona – wskazała na ukrytą pod kocami i siatką Shainee. – Ale kiepsko to wygląda…
– Nie strzelałam do nikogo! – wrzasnęła Mobutu. – Stul pysk, krowo – rozkazał Hot Dog.
– Ona naprawdę nie strzelała – krzyknął-Clash leżący na trawie.
– No… – Hot Dog okazał się człowiekiem na poziomie. -I właśnie za to, że łżesz, tutaj leżysz, gnojku!
– Spisek? – Dante patrzył ciągle na nagą Murzynkę. – Maybe Not? Wyjdzie z tego?
– Wątpię… Zarobiła ze dwadzieścia igiełek, prosto w brzuszek. Cud, że jeszcze dyszy napakowana morfiną.
Dante skinął głową. Nawet nie spojrzał na postać okutaną kocami. Tak jak reszta oddziału gapił się na gołą, prześliczną Mobutu. I o to chodziło. O to chodziło, mniej więcej…
– Ona kłamie – wrzasnęła Murzynka. – Do nikogo nie strzelałam. – Hot Dog? – spytał Dante.
– Strzelała! A ci ją kryli… – wskazał na leżące postacie. Dante podszedł do Murzynki.
– Myślałem, że się przyjaźnisz z Maybe Not – szepnął. – Aż tak forsa Moonsunga zamieszała ci w duszy?
– Nie strzelałam!!! Maybe Not żyje! Leży tam w krzakach zakneblowana. Idź i sprawdź, Dante, proszę! Zrób te trzydzieści kroków i sprawdź, błagam!
Toy pokiwała głową.
– Idź, idź – usłużnie wskazała kierunek. – Tam właśnie leży Maybe Not… Aaaa… A ta tutaj – wskazała na okrytą kocami Shainee – to kto? Jeśli można spytać, oczywiście…
– To zakonnica, porucznik ichniej armii, w siódmym miesiącu ciąży!!! Toy zapaliła papierosa.
– Od jak dawna bierzesz narkotyki, Mobutu? – powiedziała.
Dante ryknął śmiechem. Toy zbliżała się do niego powoli. Żadnych gwałtownych ruchów. Przeciągnąć tę idiotyczną rozmowę. I podejść jeszcze bliżej. Żeby się nie zorientował.
– Ona mówi prawdę – jęknął Clash.
– No dobra- Dante ewidentnie im nie wierzył. Był jednak fachowcem. – Sprawdzimy…
Niestety. Toy była już obok niego. Prawą ręką wyszarpnęła Colta Springfielda i przyłożyła mu do głowy. Lewą wyjęła swojego Rugera i oparła lufę o własną skroń.
– Wszyscy stać! – zakomenderowała.
– Wszyscy stać – powtórzył za nią jak echo Dante. Najwyraźniej nie zamierzał tracić życia w tym piekielnym walcu. – O co ci chodzi, krówsko? – dodał ciszej.
Toy westchnęła.
– Pamiętam twoje słowa, kotek – szepnęła. – I nie chcę kończyć nakarmiona własnymi piersiami przez twój oddział. Pociągnę za dwa spusty jednocześnie. Zginiemy obydwoje.
– No to strzelaj – uśmiechnął się ciepło.
– Chcę ci po prostu powiedzieć, że zapracowałam na swoje dziesięć tysięcy.
– No?
– Słuchaj, kotek. Wynająłeś mnie, szlag jeden wie, dlaczego. Myślałam o tym cały czas i teraz już wiem.
– No to wal, malutka – Dante nie był zdenerwowany. Zachwiało to jej pewnością siebie. – Słucham.
– Po co ci głupia dziewczyna detektyw? Co we mnie zobaczyłeś? To, że byłam kurwą Triad, prawda? Że podejmę się każdego zadania bo nie stać mnie nawet na żarcie… Idealna osoba. Moonsung chce zlikwidować najemników po wyczyszczeniu szamba. Jak dostarczymy ten komputer, załatwią wszystkich. Wiem, że to nie pierwszy pracodawca, który chce cię zlikwidować. Przewidziałeś to. Myślałeś tak: kto niby mógłby nas załatwić w kosmosie? Przecież "Złomowisko" doleci do celu nawet samo, a Moonsung nie będzie urządzał strzelanin na Księżycu. Więc jak? A właśnie. Umieszczą zabójcę w naszym oddziale. Wiedziałeś o tym. Wiedziałeś nawet za dobrze, co?
– Do czego zmierzasz?
– To ty jesteś facetem Moonsunga. Ty masz nas zlikwidować. Nawet nie drgnęła mu powieka.
– Może jakiś dowód? – zaproponował.
– OK. Jednej, dwóm, a nawet trzem ludziom będzie strasznie trudno zabić trzydziestu ludzi w plutonie. Najemnicy mogą pokapować za wcześnie, mogą zobaczyć jakieś przygotowania… Są w końcu fachowcami w branży, nie?
– I co?
– I wynająłeś mnie. Tylko po to, żeby mnie wystawić i… powiedzieć swoim ludziom, że ktoś na nich czyha. Wszyscy najemnicy jakoś tam znają się nawzajem. Któż więc pasuje najlepiej do obrazu mordercy? Obca! Ale przecież nie malutka Toy. Musiałeś przekonać ich, że jestem straszliwym fachowcem. Wiedziałeś, że moje tatuaże są autentyczne, że każda kurwa we wszechświecie powie mi wszystko, co chcę wiedzieć. I sam posłałeś jakiegoś inżyniera do burdelu, żeby wyśpiewał stek bzdur przygodnej prostytutce. A potem przyszłam ja i opowiedziałam tę historyjkę twoim ludziom. Odtąd mają mnie za twojego psa. Geniusza! Mają mnie za sukę, która w kilka godzin wywęszyła największe tajemnice firmy Moonsung. Wystawiłeś mnie kotek. No bo kto pasuje teraz do obrazu zabójcy w oczach tych ludzi? Obca. Taki superfachowiec jak mała Toy.
– Masz rację – potwierdził. – Oprócz jednego drobnego faktu. – Niby jakiego?
Uśmiechnął się. Ciągle pewny siebie, pewny jak cholera.
– Słuchaj… Jestem sukinsynem. Ochraniałem pola naftowe i kopalnie uranu. Robiłem przewroty w bananowych republikach, urządzałem akcje pacyfikacyjne, byłem do wynajęcia za pieniądze. Jestem mordercą i świnią, ale… Toy. Nigdy nie zabiłbym swojego oddziału.
Drgnęła. Było coś w jego wzroku… Szlag! Czy mogła się mylić? – A może jakiś dowód? – zakpiła.
– Nie mam żadnego dowodu – uśmiechnął się. – Poza swoim słowem honoru.
Jezu… Uwierzyła mu. A on to zobaczył w jej oczach.
– Widzisz Toy – powiedział cicho. – Jestem gnojem i świnią… ale nie aż taką świnią, żeby mordować ludzi, którzy mi zaufali.
– A ja?
– Ty jesteś obca – skrzywiła się lekko. – Przepraszam. Wierzyła mu. Teraz mu wierzyła.
– Słuchaj – kontynuował. – Nie przewidziałem, że jesteś aż tak sprytna. Myślałem, że jesteś dupą Iceberga. Byłą prostytutką z wypalonym przez kokainę mózgiem. I rzeczywiście wystawiłem cię. Przepraszam. Sam poszedłem na Księżycu do burdelu i naplotłem Tally-Ho wszystko, czego dowiedziałem się od Moonsunga. Ten wieczór, kiedy opieprzałem wszystkich… Chciałem cię też ochrzanić i wysłać z misją do burdelu. Zaskoczyłaś mnie. Zaskoczyłaś mnie tym, że sama dowiedziałaś się wcześniej. Potrzebowałem w oddziale obcej, którą wszyscy uważają za super psa. Chciałem, żeby mordercy uważali ciebie za główne swoje zagrożenie. Za mojego tajnego asa wyciągniętego z rękawa. Myślałem, że zabiją cię pierwszą, zrobią jakiś błąd i… i ja się dowiem, kim są. Przepraszam powtórzył po raz trzeci.
Toy uśmiechnęła się jakby wbrew swej woli. – Naciąłeś się, Dante.
– No – mruknął. – Nie doceniłem cię, mała.
– A ja nie o tym – roześmiała się głośno. Nie wiedziała, jak sprawić, żeby zęby nie szczekały jej ze strachu. – Chcę ci pokazać, jak się zarabia dziesięć tysięcy dolarów podczas jednej sesji z dwoma gnatami w dłoniach.
– Nie rżnij Marlowe'a, mała. Mówiłem, że ci nie idzie… – Nie czytasz gazet, Dante.
– Co?
– A ja czytam. Nie mam co robić w tym swoim zasranym biurze, nudzę się i czytam. Wyciągam sobie wszystkie z koszów na śmieci i czytam od deski do deski…
– No i?…
– Naprawdę uwierzyłeś we wszystko, co powiedzieli spece od Moonsunga? Pokoleniowa kapsuła, tysiąc lat podróży, dziwne zjawiska fizyczne, które sprawiły, że walec wrócił zbyt szybko…
Wzruszył ramionami.
– Pracodawcy często mówią mi tylko część prawdy. Ale… jak to wytłumaczyć inaczej. Tę regresję wokół Cholera wie, co się stało przez tysiąc lat, co spotkali u celu podróży, co sprawiło, że są wcześniej z powrotem…
Uśmiechnęła się ciepło.
– Dante… A ile znasz źródeł energii, które mogą działać przez tysiąc lat?
Najpierw zmarszczył brwi. A potem, po chwili wybałuszył oczy.
– Jezu… Jezu Chryste! – patrzył na nią ogłupiały. Dłuższy czas usiłował się skupić. Trafiła go i zatopiła. – Chryste…