Выбрать главу

Dante spojrzał na Toy. Dzięki temu europejskiemu urządzeniu zupełnie nagle zobaczył, że ona nie żartuje i naprawdę pociągnie za dwa spusty, jak coś pójdzie nie tak. Nie przestraszył się. Ale w jednym jego oku, tym, które było wolne od wizjera, dostrzegła coś na ślad szacunku. Powoli opuściła broń.

– Zagraj to dobrze.

Dante odwrócił się szybko.

– Słuchajcie gnoje, ktoś z was ma tu dwa spusty w kieszeniach. Dwa śliczne Moonsungowskie urządzenia, dwie maszyny sądu ostatecznego. Teraz wszyscy… głośno i wyraźnie powiecie mi, że to nie wy. Kto nie odpowie, tego zastrzeli mój pies, Toy. A jak ktoś powie nieprawdę… ja to zobaczę… – Uśmiechnął się wrednie. – Hot Dog, Yellow, Mobutu, Bokassa. Zastrzelić każdego, kto nie otworzy gęby i głośno nie powie, że to nie on. No dobra. Po kolei…

Pierwszy odezwał się Clash. – Dante… to nie ja!

Drugi był Caddilac. Potem Oouroo. LeMoy, Greenie, Slade, Chrustschov, Winnie Winnie, Maiden, Coffee, Easy Now, Whiskey, Last Chance, Vanguard… A potem jeden z inżynierów wyszarpnął z kieszeni dwa joysticki. Toy zarobiła ładunkiem elektrycznym w brzuch i poleciała w tył.

– Spokojnie – wrzasnął inżynier. – Ta wasza broń jest dezaktywowana.

Klik – powiedział cicho zamek w karabinie Hot Doga. Klik, klik, klik – powiedziały zamki w karabinach Mobutu, Bokassy i Yellowa.

– A teraz… – inżynier podniósł drugi joystick. – Shainee!!! wrzasnęła Toy.

Wyostrzony jak brzytwa, aluminiowy nóż poszybował w przód, by wbić się w gardło inżyniera. Winnie Winnie, rosły Australijczyk, podskoczył chwilę później i złamał mu kark:

– Co wy robicie??? – zawył "pan Brown". – Jego też? – spytał Dante.

– Nie… za wielki sukinsyn, żeby wiedzieć, o co chodzi… – tylko na filmach ktoś, kto jest z wyglądu gnojem skończonym okazuje się gnojem naprawdę. "Pan Brown" był świnią, karierowiczem, ale wyglądał za brzydko, by być tajnym mordercą.

Toy uniosła się na łokciu. O kurde! Zsikała się po elektrycznym szoku. Szlag! Szlag, szlag!!! Kucnęła, osłaniając się rękami. "Pan Brown" pomstował, nie mając nawet pojęcia, że uratowała mu życie. Dwóch pozostałych inżynierów odsuwało się od nieruchomego ciała trwożliwie. Mobutu podbiegła do Shainee.

– Oddawaj mi moje ciuchy! – wrzasnęła.

Shainee na sam widok wielkiej dłoni Murzynki zaczęła się rozbierać bez słowa.

– Kto to jest? – spytał Dante.

– Pani porucznik, zakonnica, w siódmym miesiącu ciąży – powiedziała Toy.

Roześmiał się. – A jakbyś jej nie znalazła?

– To pod kocami leżałby Hot Dog. I wtedy nam by się nie udało… – Nie wiedziałaś, że mogą zdezaktywować broń?

– Przez myśl mi nie przeszło… – usiłowała zasłonić dłońmi obsikane spodnie. – Ale jestem głupia. Przecież Mobutu prawie mi to powiedziała…

Mobutu podeszła już w swoim mundurze:

– Myślałam, że cię zabiję – warknęła. Spojrzała w dół i zagryzła wargi. – Ale teraz trochę mi przeszło… Masz – rzuciła jej własne majtki. Przebierz się.

Maybe Not, już uwolniona z knebla i więzów, wracała biegiem. – Zabiję tę małą gnidę!!!

– Daj se na wstrzymanie – Bokassa zatrzymała ją ruchem ręki. – Co?

– Nie wiesz co? Dante ma nosa do swoich psów. Mobutu skinęła głową.

– No. Nie wiem, o czym tam pieprzyli, bo jestem za głupia – palnęła przyjacielsko Toy w głowę. – Ale jak zwykle… psa wynalazł dobrego! Dante podszedł z boku.

– Mówiłaś, że wiesz, kto ma załatwić nasz oddział – mruknął.

– Nie mówiłam niczego takiego. Ta wiedza już nam niepotrzebna. – Co?

– Nie uderzą- Toy wbiła swojego kałasznikowa lufą w ziemię. Rozpięła rzepy swojej kamizelki przeciwodłamkowej i pozwoliła jej upaść. Zdjęła hełm i odrzuciła w krzaki. – Na wszystkim są moje odciski palców.

– No to co?

– Wszystkie nasze odciski są w odpowiednich kartotekach. Przynajmniej na dwóch lotniskach nam pobierali.

– Nam nawet wcześniej…

– No właśnie. Teraz walec wleci spokojnie w zasięg ziemskich radarów. Pojawią się setki komisji, niezależni specjaliści… I znajdą tu naszą broń, z naszymi odciskami. Będą wiedzieć, czyje to jest, prawda? Od razu! I co się stanie, jeśli przypadkiem okazałoby się, że ludzi od tych odcisków już nie ma wśród żywych? Co zrobi nasz kochany rząd Moonsungowi? Co zrobi mu opinia publiczna?

Dante uśmiechnął się. Zdjął swój hełm i upuścił na ziemię. – Zrzucać wyposażenie – rozkazał.

– Dante, mam jedną prośbę – Toy usiłowała zasłonić się kocem, żeby móc się przebrać.

– No?

– Shainee… Chcę, żeby wróciła ze mną na Ziemię. Wzruszył ramionami.

– Mamy jeden wolny skafander – zerknął na trupa inżyniera.

Odszedł, a Mobutu nachyliła się nad Toy. – Przebrałaś się? – powiedziała groźnie. – A wiesz, co ci teraz zrobię? Toy osłoniła się rękami. Mobutu chwyciła ją i posadziła sobie na karku. – Będziesz

– Będziesz jechać "na barana" – mruknęła. – Przynajmniej raz w życiu zobaczysz, jak wygląda świat widziany z góry, mała…

– Dobra – powiedział Hot Dog. – Masz u mnie piwo w najbliższym barze.

– Akurat… – Maybe Not splunęła na trawę. – Ona nie przechla tego, co jej są winni ci wszyscy ludzie w walcu.

– Nie zapłacą… – westchnął Hot Dog. – To świry…

"Złomowisko" wracało z zupełnie przyzwoitym przyspieszeniem jednego g. Na więcej nie było już ich stać. Monstrualny zbiornik paliwa, do którego ich dospawano, był prawie pusty. Całe miesiące podróży…

Dante wyprosił inżynierów ze sterówki. Przy jednym g nie trzeba było sterować – silnik Centaura dusił się, jakby był na jałowym biegu… Komputery radziły sobie doskonale same.

Dante skinął na Toy. Kiedy znaleźli się sami w sterówce, zaryglował drzwi i przysiadł na obudowie maszyny, którą zdemontowali w walcu.

– Mam dla ciebie dwie wiadomości. Dobrą i złą… Odskoczyła.

– Obiecałeś, że nie tkniesz mnie palcem!

– Ja zawsze dotrzymuję słowa – włożył wskazujący palec do ust i oblizał starannie. Drugą ręką wyjął z kieszeni papierową tutkę, rozerwał i umoczył swój palec w białym proszku.

– Nieeeee!!!

– Obiecałem, że nie dotknę – podszedł do niej. – To nie dotknę. Ale nie może tak być, żeby żołnierz mierzył w głowę swojemu dowódcy. Podetknął jej palec pod nos. Zwymiotowała gwałtownie. Podetknął jeszcze raz. Zwymiotowała momentalnie znowu. Opadła na podłogę i usiłowała się cofnąć. Znowu przysunął palec do jej nosa. Zwymiotowała, właściwie to już samą śliną.

– Nie… proszę… – telepało nią okrutnie. – Zabijesz mnie. – Znam ludzką wytrzymałość – powiedział spokojnie. Chryste! Po prostu ją wynicował.

Obudziła się po jakimś czasie zwinięta w kłębek w jakimś kącie, usiłując złapać choć jeden głębszy oddech. Podniósł ją bez trudu. Posadził drżącą i dygocącą na małej metalowej ławeczce. Sam usiadł obok. – A teraz dobra wiadomość.

Nie była w stanie odpowiedzieć. Telepało nią tak, że bezwiednie przytuliła się do jego ramienia, chcąc znaleźć gdzieś choć trochę ciepła, choćby miało to być po prostu ciepło ludzkiego ciała.

– Od dzisiaj jesteś moim prawdziwym psem – zapalił papierosa i zaciągnął się głęboko. – Jak będę miał jakieś poważne zlecenie; zadzwonię po ciebie, mała suko.

Nie mogła odpowiedzieć. Dygotała przyciśnięta do jego ramienia, nic nie widziała bez okularów, które leżały gdzieś na podłodze, tak bardzo chciała choć papierosa, ale nie była w stanie poprosić.

– Masz – położył jej na kolanach swój prywatny karabinek Mannlichera. – Na pamiątkę, małpo.

Chciała papierosa, a nie karabin!!! Ale nie mogła tego powiedzieć. Dante zaciągnął się znowu. Patrzył na gwiazdy migoczące na ekranach.

– Ale pięknie – westchnął. – Brakuje tylko muzyki.

Papierosa, papierosa, papierosa… Jak to powiedzieć przez zaciśnięte zęby?

– Zaśpiewaj mi coś, Toy. Toy?…