Выбрать главу

– Ooooo… – Trignon osunął się na podłogę, jego oczy wyrażały przerażenie, a nabrzmiała twarz wykrzywiał grymas. – Przez całe popołudnie… – wyszeptał – ludzie biegali tam i z powrotem, prowadzili nerwowe rozmowy na korytarzach, patrzyli na mnie dziwnie, omijali moje biuro, odwracali głowy. O Boże!

– Na pana miejscu nie traciłbym ani chwili. Wkrótce nadejdzie ranek, a z nim być może najtrudniejszy dzień w pana życiu. – Jason podszedł do drzwi wejściowych i stanął trzymając rękę na klamce. – Nie do mnie należy udzielanie panu rad, ale na pańskim miejscu niezwłocznie skontaktowałbym się z Madame Lavier. Zacznijcie przygotowywać wspólną obronę, bo może tylko to wam pozostanie. Niewykluczone, że czeka was publiczny proces.

Kameleon otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz; twarz owiało mu zimne nocne powietrze.

Znajdź Carlosa. Złap Carlosa w pułapkę. Kain to Charlie, a Delta to Kain.

Źle!

Znajdź numer w Nowym Jorku. Znajdź Treadstone. Odczytaj wiadomość. Odszukaj nadawcę.

Odszukaj Jasona Bourne’a.

Słońce wdzierało się przez witraże, gdy ogolony, starszy mężczyzna w staroświeckim garniturze przemierzał w pośpiechu nawę boczną kościoła w Neuilly-sur-Seine. Obserwujący go wysoki ksiądz stał obok rzędu świec nowennowych. Twarz starego mężczyzny wydawała mu się znajoma. Przez chwilę miał wrażenie, że widział go poprzedniego dnia, ale nie był pewien. Przyszedł tu wczoraj obdarty żebrak, mniej więcej tego samego wzrostu, tej samej… Nie, ten człowiek ma wyglansowane do połysku buty, jego siwe włosy są porządnie uczesane, a ubranie, choć niemodne, jest w dobrym gatunku.

– Angelus Domini – powiedział mężczyzna, rozsuwając kotarę w konfesjonale.

– Wystarczy! – szepnęła ukryta za drugą zasłoną postać. – Czego się dowiedziałeś na Saint-Honoré?

– Niewiele, szanuję jednak jego metody.

– Czy stosuje w ogóle jakieś metody?

– Raczej rzadko. Wybiera ludzi, którzy nie mają o niczym pojęcia i wprowadza przez nich zamęt. Nie radziłbym już żadnej działalności w „ Les Classiques”.

– Oczywiście – zgodziła się ukryta za zasłoną postać. – Ale do czego on zmierza?

– Poza wprowadzeniem zamętu? – zapytał mężczyzna. – Moim zdaniem chce wzbudzić wzajemną nieufność wśród tych, którzy coś wiedzą. Brielle się wygadała. Amerykanin kazał jej przekazać Lavier, że mają w swym gronie „zdrajcę”, co jest wierutnym kłamstwem. Kto z nich by się odważył? Wczorajsza noc była zwariowana, jak pan wie. Główny księgowy, Trignon, oszalał. Czekał do drugiej nad ranem przed domem Lavier, dosłownie rzucił się na nią, gdy wróciła z hotelu od Brielle. Wrzeszczał i płakał na ulicy.

– Nie lepiej zachowywała się sama Lavier. Z trudnością panowała nad sobą, gdy dzwoniła do Parc Monceau, a przykazano jej, żeby tego nigdy nie robiła. Nikomu nie wolno tam dzwonić… nigdy więcej. Nigdy!

– Otrzymaliśmy twoje polecenie. Ci z nas, którzy znają ten numer, już go zapomnieli.

– Lepiej byłoby dla was, gdyby tak stało się w istocie. – Niewidoczna postać poruszyła się nagle, zasłona zafalowała. – Oczywiście chce wzbudzić nieufność. Osiągnie to wywołując ogólny zamęt. Nie ma teraz co do tego wątpliwości. Dotrze do naszych ludzi, będzie starał się wydostać od nich informacje, a kiedy z jednym się nie uda, odda go w ręce Amerykanów i zajmie się następnym. Ale kontakty będzie nawiązywał sam. Nakazuje mu to jego umysł. Jest opętanym szaleńcem.

– Możliwe – odparł mężczyzna – lecz także fachowcem. Dopilnuje, żeby nazwiska trafiły do jego zwierzchników, w razie gdyby mu się coś przytrafiło. Tak więc niezależnie od tego, czy dostaniesz go, czy nie, oni i tak będą złapani.

– Raczej martwi – powiedział morderca. – Ale nie Bergeron. Jest zbyt cenny. Powiedz mu, żeby jechał do Aten; będzie wiedział gdzie.

– Czy mam rozumieć, że teraz ja będę pełnił rolę Parc Monceau?

– To niemożliwe. Na razie jednak przekazuj moje polecenia każdemu, kogo one dotyczą.

– A pierwszą osobą, z którą mam się spotkać, jest Bergeron. Do Aten.

– Tak.

– Więc los Lavier i tego z kolonii, d’Anjou, jest przesądzony?

– Owszem, przesądzony. Płotki rzadko uchodzą z życiem, więc i oni nie ujdą. Możesz przekazać jeszcze jedną wiadomość tym, którzy przejmą robotę Lavier i d’Anjou. Powiedz, że będę ich obserwował cały czas. Nie może być żadnych błędów.

Starszy mężczyzna milczał, dając tym samym znać, że prosi o uwagę.

– Na koniec zostawiłem, Carlosie, najlepszą wiadomość. Półtorej godziny temu na parkingu na Montmartrze znaleziono renault. Zostało postawione ubiegłej nocy.

W ciszy, jaka zapadła, mężczyzna słyszał powolny oddech siedzącej za zasłoną postaci.

– Rozumiem, że podjąłeś odpowiednie kroki, żeby je obserwowano i śledzono, nawet w tej chwili.

Niedawny żebrak roześmiał się cicho.

– Zgodnie z twoimi ostatnimi poleceniami pozwoliłem sobie zatrudnić przyjaciela, który ma dobry samochód. On z kolei zatrudnił trzech swoich znajomych i siedzą teraz przed parkingiem zmieniając się co sześć godzin. O niczym oczywiście nie wiedzą, poza tym, że mają śledzić ten samochód o każdej porze dnia i nocy…

– Nie zawodzisz mnie.

– Nie mogę sobie na to pozwolić… A ponieważ Parc Monceau już dla nas nie istnieje, nie mogłem im podać innego telefonu poza swoim, który jest, jak wiesz, w walącej się kafejce w Dzielnicy Łacińskiej. W dawnych dobrych czasach przyjaźniłem się z jej właścicielem. Mogę do niego dzwonić co pięć minut i odbierać wiadomości, nigdy nie ma nic przeciwko temu. Wiem, skąd wziął pieniądze, żeby utrzymać swój interes i kogo musiał zabić, żeby je zdobyć.

– Dobrze zrobiłeś, jesteś dla mnie cenny.

– Jestem także w kłopocie, Carlosie. Jak mogę się z tobą skontaktować, skoro nikomu nie wolno dzwonić do Parc Monceau? W razie gdy będę musiał. Powiedzmy, na przykład, w sprawie renault.

– Tak, rozumiem. Ale czy zdajesz sobie sprawę, na jakie niebezpieczeństwo się narażasz?

– Wolałbym tego uniknąć. Mam tylko nadzieję, że kiedy to się już skończy i Kain będzie martwy, nie zapomnisz o moich zasługach i zamiast mnie zabijać, zmienisz po prostu numer.

– Rzeczywiście umiesz przewidywać.

– W dawnych czasach tylko dzięki temu mogłem przeżyć.

Morderca wyszeptał siedem cyfr.

– Jesteś jedynym żyjącym człowiekiem, który zna ten numer. Nie można go oczywiście zlokalizować.

– Naturalnie. Zresztą kto mógłby podejrzewać, że zna go stary żebrak?

– Z każdą godziną zbliża się do jednej z kilku pułapek. Dostaniemy Kaina w swoje ręce, a ciało tego oszusta rzucimy zdumionym politykom, którzy go stworzyli. Liczyli na niezwykłą osobowość i nie zawiedli się. W końcu był jedynie marionetką przeznaczoną na straty. Nie wiedział o tym tylko on.

Bourne odebrał telefon.

– Słucham?

– Pokój czterysta dwadzieścia?

– Proszę mówić, generale.

– Telefony się skończyły. Nikt się już z nią nie kontaktuje, przynajmniej nie przez telefon.

– Co pan chce przez to powiedzieć?

– Nasza służba wyszła i telefon dzwonił dwa razy. W obydwu wypadkach żona poprosiła, żebym odebrał. Rzeczywiście nie była w stanie tego zrobić.

– Kto dzwonił?

– Aptekarz w sprawie recepty i dziennikarz proszący o wywiad. Nie mogła wiedzieć, kto dzwoni.

– Czy nie miał pan wrażenia, że próbuje pana zmylić, prosząc, by pan odbierał telefony?

Villiers zawiesił głos, w jego odpowiedzi wyczuwało się złość.

– Tak, i wyraźnie nie starała się być zbyt subtelna, wspominając, że może wyjść na lunch. Powiedziała, że ma zarezerwowany stolik w „Georges Cinq” i że mogę się z nią tam skontaktować, jeżeli w ogóle zdecyduje się pójść.

– Jeśli się mimo wszystko wybierze, chcę dotrzeć tam pierwszy.

– Dam panu znać.

– Mówił pan, że już nie kontaktują się z nią przez telefon. „Przynajmniej nie przez telefon”, tak się pan chyba wyraził. Co chciał pan przez to powiedzieć?

– Tak. Pół godziny temu do naszego domu przyszła kobieta. Moja żona nie chciała jej przyjąć, ale w końcu to zrobiła. Widziałem jej twarz tylko przez chwilę w saloniku, ale to wystarczyło. Była przerażona.

– Niech pan ją opisze.

Villiers zrobił to.

– Jacqueline Lavier – powiedział Jason.

– Tak też pomyślałem. Jej wygląd zdradzał, że plan się udał. Widać było, że nie spała. Idąc z nią do biblioteki, żona wyjaśniła, że to dawna przyjaciółka przeżywająca kryzys małżeński. Głupie kłamstwo: w jej wieku nie przeżywa się już kryzysów, można tylko pogodzić się z losem lub odejść.

– Nie rozumiem, dlaczego przyszła do pańskiego domu. Zbyt duże ryzyko. To wszystko nie trzyma się kupy… chyba że zrobiła to na własną rękę, wiedząc, iż nie będzie dalszych telefonów.

– To samo pomyślałem – powiedział generał. – Poczułem wtedy, że muszę zaczerpnąć powietrza i wyjść na mały spacer po okolicy. Towarzyszył mi mój adiutant. Wie pan, zgrzybiały starzec odbywający swój spacerek dla zdrowia pod czujnym okiem eskorty. Ale moje oczy także były czujne. Śledzono Lavier. Cztery domy dalej w samochodzie z nadajnikiem siedziało dwóch obcych mężczyzn. Nie byli stąd. Można to było poznać po ich twarzach, po tym, jak obserwowali dom.

– Skąd pan wie, że nie przyjechała z nimi?

– Mieszkamy na spokojnej ulicy. Kiedy przyszła Lavier, piłem właśnie herbatę w saloniku i słyszałem, jak wbiega po schodach. Podszedłem do okna i zdążyłem zobaczyć odjeżdżającą taksówkę. Przyjechała taksówką, a więc była śledzona.

– Kiedy wyszła?

– Jeszcze jest. A ci ludzie wciąż tkwią przed domem.

– Jaki mają samochód?

– Citroën. Szary. Trzy pierwsze litery na tablicy rejestracyjnej to N.Y.R.