Выбрать главу

– Dojedziemy, nie spiesz się tak. Po co ginąć na szosie?

Uzmysłowiła sobie, że nieświadomie wciska pedał gazu. Zmniejszyła prędkość, ale nie potrafiła wyhamować myśli. Jeszcze chwila, zobaczy go zaraz, dotknie jego twarzy, pocałuje na powitanie, poczuje na ramionach jego dłonie…

– Teraz skręć w prawo.

Przez otwartą bramę, po zarosłej zielskiem żwirowej alejce podjechali do wielkiej zrujnowanej willi z białego kamienia. Parkując przed kolumnowym portykiem, Suza miała nadzieję, że zaraz na powitanie wybiegnie Nat. Z tej strony domu nie widać było żadnych oznak życia. Wysiedli z auta i po wyszczerbionych stopniach doszli do głównego wejścia. Ogromne drewniane drzwi były zamknięte, lecz nie zaryglowane. Suza otworzyła je i weszli do środka. Znaleźli się w wielkiej sieni ze spękaną marmurową posadzką. Sufit był wybrzuszony, a na ścianach widniały plamy wilgoci. Pośrodku sieni urwany kandelabr rozpłaszczył się na posadzce jak martwy orzeł.

– Hej, jest tam kto? – zawołał Cortone.

Nikt nie odpowiedział.

To wielki dom, pomyślała Suza, Nat musi tu być, tylko nas nie słyszy, może wyszedł do ogrodu.

Przecięli sień, omijając kandelabr weszli do przepastnego, ogołoconego salonu, gdzie ich kroki obudziły głośne echo, i wydostali się na zewnątrz przez pozbawione szyb weneckie okno na tyłach domu. Nieduży ogród opadał ku krawędzi skały. Doszli aż do niej i ujrzeli wykute w kamieniu kręte schody, prowadzące w dół, do morza. Dokoła, jak okiem sięgnąć, nie było nikogo.

Nie ma go tutaj, pomyślała Suza; tym razem Święty Mikołaj naprawdę podrzucił mi kamienie.

– Popatrz – tłusta ręka Cortonego wskazywała morze. Suza spojrzała i zobaczyła statek i motorówkę. Motorówka szybko zmierzała w ich stronę, skacząc przez fale i tnąc wodę ostrym dziobem; siedział w niej jeden człowiek. Statek zostawiając za sobą szeroki pas piany, wychodził z zatoki.

– Wygląda na to, że minęliśmy się z nim o włos – powiedział Cortone.

Suza zbiegała po schodkach; krzyczała i machała rękami jak szalona, usiłując zwrócić na siebie uwagę ludzi ze statku, choć wiedziała, że to niemożliwe, że są za daleko. W końcu pośliznęła się, ciężko klapnęła na pupę, i wybuchnęła płaczem.

Cortone, podrygując całym swoim wielkim ciałem, zbiegł za nią.

– To bez sensu – powiedział i pomógł jej wstać.

– Motorówka – wyrzuciła z siebie z rozpaczą. – Może byśmy mogli dogonić statek motorówką…

– Nie ma cudów. Zanim tu dotrze, statek będzie daleko, o wiele za daleko, zresztą płynie szybciej niż motorówka.

Wprowadził ją z powrotem na schody. Suza zdążyła zbiec daleko, więc droga pod górę kosztowała go wiele wysiłku. Zrozpaczona Suza ledwie to zauważyła. Czuła pustkę w głowie, gdy wspinali się przez pochyłość ogrodu z powrotem do domu. Kiedy przeszli przez salon, Cortone powiedział:

– Muszę usiąść.

Popatrzyła na niego uważniej. Ciężko oddychał, a jego poszarzałą twarz pokrywały krople potu. Nagle pojęła, że było to ponad jego siły przy takiej nadwadze. Na chwilę zapomniała o własnym gorzkim rozczarowaniu.

– Te schody… – powiedziała.

Przeszli do zrujnowanej sieni. Suza zaprowadziła Cortonego do spiralnych schodów i posadziła na drugim stopniu. Siadł ciężko, zamknął oczy i oparł głowę o ścianę.

– Posłuchaj – powiedział. – Na statek można zatelefonować… albo zadepeszować… nie wszystko stracone…

– Niech pan posiedzi spokojnie – poleciła. – I nic nie mówi.

– Poproś moich kuzynów… kto tam jest?

Suza odwróciła się gwałtownie. Chwilę przedtem brzęknęły odłamki kandelabru i teraz zrozumiała, dlaczego. Przez sień zmierzał w ich stronę Jasif Hasan.

Cortone wstał nagle, z ogromnym wysiłkiem. Hasan zatrzymał się. Cortone spazmatycznie łapał powietrze. Szukał czegoś w kieszeni.

– Nie… – zaczęła Suza.

Cortone wyszarpnął pistolet. Hasan zamarł jak przykuty do miejsca. Suza krzyknęła. Cortone zachwiał się, pistolet w jego dłoni zatoczył w powietrzu łuk. Nacisnął spust. Pistolet wypalił dwa razy ze strasznym, ogłuszającym, podwójnym hukiem. Strzały zostały oddane na oślep. Cortone z twarzą ciemną jak śmierć osunął się na ziemię. Pistolet wypadł mu z ręki i stuknął o popękany marmur podłogi. Jasif Hasan zwymiotował. Suza uklękła obok Cortonego. Otworzył oczy.

– Posłuchaj – powiedział ochryple.

Jasif Hasan zawołał:

– Zostaw go, idziemy!

Suza odwróciła się do niego i wrzasnęła, ile sił:

– A ty się odczep! – i znów pochyliła się nad Cortonem.

– Zabiłem wielu ludzi – powiedział Cortone. Suza pochyliła się niżej, żeby słyszeć, co mówi. – Jedenastu, własnoręcznie… łajdaczyłem się z mnóstwem kobiet… – głos mu się załamał, oczy zamknęły, po czym z wielkim wysiłkiem znów przemówił: – Całe swoje cholerne życie byłem złodziejem i bandytą. Ale umarłem dla przyjaciela, nie? To się chyba liczy, musi się liczyć?

– Tak – powiedziała. – To się naprawdę liczy.

– Okay – powiedział.

I umarł.

Suza nigdy nie widziała, jak ktoś umiera. To było straszne. Nagle nie pozostało nic prócz ciała. To dlatego – pomyślała – śmierć wywołuje płacz. Uświadomiła sobie, że po jej twarzy płyną łzy. A przecież nawet go nie lubiłam – pomyślała – aż do tej chwili.

– Świetnie się spisałaś – przerwał milczenie Hasan – ale znikajmy stąd.

Suza nie pojmowała. Spisałam się świetnie? – pomyślała. Potem zrozumiała. Hasan nie wiedział, że powiedziała Alowi Cortonemu, iż są śledzeni przez Araba. Z punktu widzenia Hasana zrobiła dokładnie to, czego od niej oczekiwał: doprowadziła go tutaj. Teraz, dopóki nie znajdzie sposobu, by skontaktować się z Natem, musi zachować pozory, że stoi po stronie Hasana. Nie mogę dłużej kłamać i oszukiwać, nie mogę, mam dość, jestem zmęczona, pomyślała.

A potem: Cortone mówił, że na statek można zadzwonić albo zadepeszować. Wciąż mogła ostrzec Nata. O Boże, kiedy się wreszcie wyśpię? Wstała.

– No, to na co czekamy?

Wyszli przez wysokie zniszczone drzwi frontowe.

– Pojedziemy moim wozem – powiedział Hasan.

Wtedy przyszło jej na myśl, by spróbować ucieczki, ale była to myśl niemądra. Hasan wkrótce pozwoli jej odejść. Czyż nie zrobiła tego, co chciał? Teraz odeśle ją do domu.

Wsiadła do samochodu.

– Poczekaj – powiedział Hasan. Podbiegi do auta Cortonego, wyjął kluczyki ze stacyjki i cisnął je w krzaki. Wrócił do swego wozu.

– Żeby ten z motorówki nie mógł za nami pojechać – wyjaśnił.

Kiedy ruszyli, oświadczył:

– Rozczarowałaś mnie swoim zachowaniem. Ten człowiek pomagał naszym wrogom. Powinnaś się cieszyć, nie płakać, kiedy umiera nieprzyjaciel.

Zakryła oczy dłonią.

– Pomagał przyjacielowi.

Hasan poklepał ją po kolanie.

– Sprawiłaś się doskonale, nie powinienem cię krytykować. Zdobyłaś informacje, której potrzebowałem.

Popatrzyła na niego.

– Zdobyłam?

– Jasne. Ten wielki statek, który wypływał z zatoki… to był “Stromberg”. Wiem, o której wyszedł w morze, i znam jego maksymalną prędkość, wiec mogę teraz wyliczyć czas najwcześniejszego spotkania z “Coparellim”. I mogę tam mieć swoich ludzi dzień wcześniej. – Znów poklepał Suzę po kolanie, tym razem zatrzymując dłoń na jej udzie.

– Nie dotykaj mnie – powiedziała.

Cofnął rękę.

Zamknęła oczy i próbowała pomyśleć. Jej działania przyniosły rezultat najgorszy z możliwych: doprowadziła Hasana na Sycylię, ale nie zdołała ostrzec Nata. Musi się teraz zorientować, jak wysłać telegram na statek, i uczynić to natychmiast po rozstaniu z Hasanem. Oprócz tego pozostawała tylko jedna szansa – steward, który obiecał, że zadzwoni do izraelskiego konsulatu w Rzymie.