Выбрать главу

– Najgorsze zostawiłem na koniec. Sprawdziliśmy i wszystko się potwierdza. Rosjanie dostarczają uran. Rozruch reaktora za trzy tygodnie od dziś.

Borg spoglądał na morze. Był bardziej rozbity, przygnębiony i zrezygnowany niż kiedykolwiek w całym swym nieszczęsnym życiu.

– Wiesz chyba, co to kurewstwo znaczy? To znaczy, że nie możemy odwołać akcji. Znaczy, że nie mogę powstrzymać Dicksteina. Znaczy, że Dickstein jest ostatnią szansą Izraela.

Kauasz milczał. Po chwili Borg spojrzał na niego. Oczy Arabii były zamknięte.

– Co robisz? – spytał Borg.

Milczenie trwało jeszcze kilka chwil. Wreszcie Kauasz otworzył oczy, spojrzał na Borga i przybrał swój uprzejmy uśmieszek.

– Modlę się – odpowiedział.

***

Tel-Awiw do m/s Stromberg

Osobiste Borg do wyłącznej wiadomości Dicksteina

Deszyfracji musi dokonać adresat

Potwierdzone Suza Ashford agentką arabską stop skłoniła Cortonego by zabrał na Sycylię ją i Hasana stop przybyli po twoim odpłynięciu stop Cortone nie żyje stop z tego oraz innych faktów wynika że prawdopodobnie zostaniesz zaatakowany na morzu stop z naszej strony brak możliwości dalszych działań stop sam to spieprzyłeś więc sam z tego wyłaź koniec.

Chmury, które już od paru dni gromadziły się nad zachodnią częścią Morza Śródziemnego, pękły ostatecznie tej nocy, wylewając na “Stromberga” strumienie deszczu. Zerwał się silny wiatr i rosnące fale rychło ujawniły wszystkie niedostatki konstrukcyjne statku, który rozkołysał się i zaczął podskakiwać.

Nat Dickstein nie zwracał uwagi na pogodę. Siedział samotnie w swej małej kajucie i wyposażony w ołówek, notes i książkę szyfrów, na małym stoliku przyśrubowanym do grodzi słowo po słowie w udręce rozkodowywał depeszę Borga. Przeczytał ją raz, potem drugi i trzeci, a wreszcie wbił wzrok w nagą stalową ścianę.

Nie miało sensu snucie przypuszczeń, dlaczego zrobiła to, co zrobiła, stawianie naciąganych hipotez, że Hasan zmusił ją siłą lub szantażem, fantazjowanie, że kierowała się mylnymi przesłankami bądź błędną motywacją: Borg pisał, że jest agentką, i miał słuszność. Była szpiegiem przez cały czas. Oto dlaczego wdała się z nim w romans. Ta dziewczyna ma w branży wywiadowczej wspaniałą przyszłość.

Dickstein ukrył twarz w dłoniach i przycisnął oczy palcami, ale wciąż ją widział – naga, tylko w pantofelkach na cienkich, wysokich obcasach, stała oparta o szafkę w maleńkiej kuchni i czytając poranną gazetę czekała, aż zagotuje się woda w czajniku.

Najgorsze było to, że wciąż ją kochał. Zanim ją poznał, był inwalidą, uczuciowym kaleką z pustym miejscem tam, gdzie w człowieku powinna mieszkać miłość; to ona uczyniła cud uzdrowienia. Teraz go zdradziła, odbierając swój dar; odtąd będzie bardziej upośledzony niż przedtem. Napisał do niej list miłosny. Dobry Boże, pomyślał, jak się zachowała po przeczytaniu? Wybuchnęła śmiechem? Pokazała list Hasanowi, mówiąc: “Tylko popatrz, jak się złapał na haczyk!”

Gdyby ktoś przywrócił ślepemu wzrok, a potem, po jednym dniu, w nocy, podczas snu znowu go oślepił, nieszczęśnik czułby się po przebudzeniu tak jak on w tej chwili.

Powiedział Borgowi, że zabiłby Suzę, gdyby była agentką, ale teraz wiedział, że kłamał. Nigdy jej nie skrzywdzi, cokolwiek by zrobiła.

Było już późno. Prócz kilku wachtowych załoga spała. W drodze z kajuty na pokład nie spotkał nikogo; nim doszedł od włazu do relingu, przemókł do nitki, ale nawet tego nie zauważył. Stanął przy relingu wpatrując się w ciemność, nie mogąc dostrzec, gdzie się kończy czarne morze, a zaczyna czarne niebo, pozwalając kroplom deszczu spływać po twarzy jak łzy.

Nigdy nie zabije Suzy, ale Jasif Hasan to zupełnie co innego. Nie miał większego wroga niż Hasan. Pokochał Eilę tylko po to, by ujrzeć ją w objęciach Hasana. Teraz zakochał się w Suzie – znów, aby się przekonać, że ją także zdołał już uwieść dawny rywal. Hasan posłużył się też Suzą w swej walce o odebranie Dicksteinowi ojczyzny. O tak, jeśli tylko będzie mógł, zabije Jasifa Hasana, i to gołymi rękami. A także pozostałych. Ta myśl zagłuszyła rozpacz i wprawiła go w furię: chciał słyszeć trzask łamanych kości, widzieć osuwające się ciała, czuć zapach prochu i przerażenia, zapragnął wokół siebie śmierci.

Borg sądził, że zaatakują ich na morzu. Statek pruł niespokojne fale, a Dickstein zaciskał dłonie na balustradzie relingu. Wiatr wzmógł się na chwilę, smagnął mu twarz zimnym, ostrym deszczem. Niech się stanie – pomyślał Dickstein i z całych sił krzyknął na wiatr: – Chodźcie… Chodźcie, skurwysyny!

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Hasan nie wrócił do Kairu ani wtedy, ani później.

Kiedy samolot startował z Palermo, poczuł wręcz uniesienie. Niewiele brakowało, ale znów przechytrzył Rostowa! Nie wierzył własnym uszom, gdy Rostow powiedział: “zejdź mi z oczu”. Był wtedy pewien, że zaciągną go siłą na pokład “Karolinki” i w rezultacie ominie go napad fedainów. Lecz Rostow uwierzył bez reszty, że Hasan to po prostu nadgorliwy, impulsywny i niedoświadczony amator. Nawet mu do głowy nie przyszło, że może być zdrajcą. Bo niby dlaczego miałoby przyjść? Hasan był przedstawicielem wywiadu egipskiego w zespole Rostowa i Arabem. Nawet gdyby Rostow miał jakieś podejrzenia co do jego lojalności, mógłby jedynie przypuszczać, że Hasan pracuje dla Izraelczyków, gdyż oni byli wrogami. Palestyńczyków, gdyby się w ogóle pojawili na scenie, należało uważać za. “swoich”.

To było cudowne. Przebiegły i arogancki, protekcjonalny pułkownik Rostow, wraz z całą potęgą sławnego KGB – wystrychnięty na dudka przez nędznego palestyńskiego uchodźcę, człowieka, którego uważał za zero.

Ale to jeszcze nie był koniec. Hasan musiał dołączyć do fedeinów.

Z Palermo przyleciał do Rzymu, gdzie usiłował dostać połączenie z Annabą lub Constantine, leżącymi u wybrzeża Algierii. Najbliższe jednak połączenia proponowane przez linie lotnicze to był wyłącznie Algier lub Tunis. Wybrał Tunis.

Na miejscu znalazł młodego taksówkarza z dość nową renówką i machnął mu przed nosem plikiem amerykańskich dolarów, większym niż facet normalnie zarabiał przez rok. Za nie taksiarz przewiózł go przez stumilowy pas Tunezji, za granicę z Algierią, i wysadził w malej rybackiej wiosce z niewielkim naturalnym portem.

Czekał na niego jeden z fedeinów. Hasan odnalazł go na brzegu, pod uniesionym pontonem, gdzie chroniąc się przed deszczem grał w tryktraka z rybakiem. Wsiedli we trzech do łodzi rybaka i odbili. Morze było wzburzone, gdy wypływali w świetle kończącego się dnia. Hasan, szczur lądowy, bał się, że mała motorówka się wywróci, ale rybak przez cały czas pogodnie się uśmiechał. Płynęli niespełna pół godziny. Gdy się zbliżyli do wyniosłej bryły statku, Hasan znów poczuł triumf. Statek… mieli statek.

Kiedy mężczyzna, z którym się spotkał, rozliczał się z rybakiem, Hasan wspiął się na pokład. Na pokładzie czekał Mahmud. Uściskali się i Hasan powiedział:

– Musimy zaraz podnieść kotwicę…sprawy nabrały tempa.

– Chodź ze mną na mostek.

Hasan podążył za Mahmudem. Statek – zupełnie nowy i dobrze utrzymany – był małym kabotażowcem o wyporności tysiąca ton. Smukły, prawie bez nadbudówek, miał tylko jeden luk ładunkowy. Zbudowano go z myślą o szybkich przerzutach towaru i konieczności manewrowania w małych północnoafrykańskich portach. Przystanęli na chwilę na pokładzie dziobowym i rozejrzeli się.

– Idealny dla naszych potrzeb – stwierdził radośnie Hasan.