— Dzień dobry, przyjacielu Conway — przywitał go mały empata, zwieszając się z sufitu na sześciu wyposażonych w przyssawki kończynach. Melodyjna mowa Cinrussańczyka trafiała do autotranslatora, który za pomocą centralnego komputera przekształcalną w bez namiętną angielszczyznę i przesyłał do słuchawki w uchu Conwaya. — Wyczuwam, że potrzebujesz pomocy, doktorze — dodał Prilicla z przejęciem.
— Zaiste — odparł Conway, a jego komunikat pokonał tę samą drogę, by pająkowaty mógł usłyszeć go w równie beznamiętnym cinrussańskim. — Chodzi o Mannona. Nie miałem wcześniej czasu wyjaśnić wszystkiego…
— Nie ma takiej potrzeby, przyjacielu. Słyszałem już dość pogłosek. Chcesz wiedzieć, co widziałem i czułem, gdy to się stało…
— Jeśli nie masz nic przeciwko — mruknął Conway przepraszającym tonem.
Prilicla oczywiście nie miał nic przeciwko. Niemniej należało pamiętać, że Cinrussańczyk był nie tylko najbardziej uprzejmą istotą w całym Szpitalu, ale także największym w nim kłamcą.
Fizjologicznie należał do klasy GLNO — zewnętrznoszkieletowych, przypominających owady stworzeń o sześciu cienkich odnóżach, parze przezroczystych, nieco już zredukowanych skrzydeł i wysoko rozwiniętym zmyśle empatii. Na jego rodzimej planecie panowało ciążenie równe jednej ósmej ziemskiego, co pozwoliło tej rasie owadów nie tylko osiągnąć wielkie rozmiary, ale też dało jej czas na rozwinięcie inteligencji i cywilizacji. Jednak z tego samego powodu Prilicla nie mógł się czuć w Szpitalu w pełni bezpiecznie. Poza kwaterą musiał nosić degrawitatory, gdyż panujące na korytarzach ciążenie natychmiast by go zmiażdżyło, a podczas rozmowy z innymi istotami odsuwał się na bezpieczną odległość, by przypadkowe trącenie gestykulującą ręką czy macką nie złamało mu nogi albo nie wgniotło chitynowej okrywy. Gdy szedł z kimś korytarzem, wolał więc raczej wędrować po ścianie albo po suficie.
Oczywiście nikt nie chciał zrobić mu krzywdy — za bardzo go lubiano. Dzięki szczególnym cechom umysłu zawsze wiedział, jak odnosić się do innych. Czynił to dla własnego dobra — jak każdy empata cierpiał, czując cudze cierpienie, pragnął zatem oszczędzić sobie bólu. Dlatego musiał nieustannie kłamać, żeby uniknąć nieuprzejmości i odbierania nieprzyjemnych bodźców z otoczenia.
Wyjątkiem były te chwile, gdy w ramach obowiązków zawodowych musiał znosić ból i gwałtowne emocje pacjentów. Albo gdy chciał pomóc przyjacielowi.
— Sam nie wiem, czego szukam. Jeśli jednak było coś niezwykłego w zachowaniach albo odczuciach Mannona czy towarzyszącego mu personelu… — rzekł Conway i zamilkł, czekając na relację.
Drżąc od wspomnień emocjonalnej zawiei, która dwa dni wcześniej przetoczyła się przez widoczną w dole salę operacyjną Hudlarian, Prilicla opisał, jak to wyglądało na początku. Nie przyjął hipnotaśmy fizjologicznej FROB-ów, nie mógł więc dogłębnie śledzić stanu pacjenta, jednak ten był znieczulony i nie przejawiał prawie żadnej aktywności umysłowej. Mannon i jego personel byli skoncentrowani na swoim zadaniu i nie myśleli prawie o niczym innym. A potem nagle starszy lekarz Mannon miał ten… wypadek. Właściwie zaś było to pięć osobnych incydentów.
Prilicla zaczął drżeć gwałtownie.
— Przykro mi… — mruknął Conway.
— Nie wątpię — odparł pająkowaty i podjął opowieść.
Pacjenta poddano częściowej dekompresji, żeby ułatwić dostęp do poła operacyjnego. Wiązało się to z ryzykiem zaburzeń tętna i ciśnienia krwi Hudlarianina, ale Mannon udoskonalił całą procedurę, aby maksymalnie zmniejszyć niebezpieczeństwo. Choć musiał pracować o wiele szybciej, z początku wszystko szło jak należy. Wyciął otwór w elastycznym pancerzu, który zastępował tym istotom skórę, i hamował właśnie drobne krwawienie, gdy popełnił pierwszy błąd. Zaraz po nim popełnił dwa następne. Na podstawie obserwacji Prilicla nie potrafił orzec, że były to błędy, mimo że pacjent obficie krwawił. To reakcja emocjonalna Mannona naprowadziła go na ślad. Rzadko zdarzało mu się odbierać równie intensywne i gwałtowne sygnały od operującego chirurga. Od razu pojął, że lekarz popełnił poważny, choć głupi błąd.
Następne dwa zdarzyły się później, gdyż od tamtej chwili Mannon pracował znacznie wolniej. Również jego technika przypominała bardziej niezdarne pierwsze próby praktykanta, całkiem jakby nie był jednym z najbardziej doświadczonych chirurgów w Szpitalu. Działał tak ślamazarnie, że sens operacji stanął pod znakiem zapytania, ledwie też zdążył skończyć i przywrócić właściwe ciśnienie krwi, zanim zmiany w organizmie pacjenta stałyby się nieodwracalne.
— To było takie… trudne do zniesienia — powiedział Prilicla, nie przestając drżeć. — Chciał pracować szybko, ale wcześniejsze błędy odarły go z pewności siebie. Dwa razy zastanawiał się nad najprostszym nawet cięciem, które chirurg z jego doświadczeniem powinien wykonać odruchowo.
Conway milczał chwilę, rozmyślając o grozie sytuacji, w jakiej znalazł się Mannon.
— A czy w jego odczuciach pojawiło się coś niezwykłego? — spytał w końcu. — Albo w odczuciach personelu?
Prilicla zawahał się.
— Trudno wyizolować cokolwiek, gdy główne źródło jest tak silne, ale odebrałem coś… ciężko to opisać… jakby słabe emocjonalne echo zaburzeń poczucia upływu czasu…
— To mógł być skutek oddziaływania hipnotaśmy. Często miałem po nich wrażenie rozdwojonego odbioru rzeczywistości.
— Owszem, to byłoby możliwe — odparł Prilicla, co u istoty, która zawsze i wszędzie zwykła żywiołowo zgadzać się z innymi, było najdrastyczniejszą formą zaprzeczenia.
Conway pomyślał, że może trafili na coś istotnego.
— A jak było z innymi?
— W dwóch przypadkach wyczułem połączenie strachu i niepokoju z lekkim szokiem. Chodziło o łagodnie traumatyczne przeżycie. Niedawne przeżycie. Byłem na galerii, gdy doszło do obu zdarzeń. Jedno z nich bardzo mnie zaskoczyło…
Najpierw kelgiańska pielęgniarka omal nie doprowadziła do poważnego wypadku, sięgając po tacę z instrumentami. Długi i ciężki hudlariański skalpel numer sześć, używany do rozcinania nad wyraz twardej skóry tych istot, ześliznął się z tacy. Trudno powiedzieć dlaczego. Dla Kelgian nawet najmniejsza rana jest zawsze bardzo groźna, toteż pielęgniarka przeraziła się, widząc ostrze spadające na jej odsłonięty bok. Jakoś zdołała je wszakże odbić, chociaż nie było to łatwe, jeśli wziąć pod uwagę kształt i brak wyważenia narzędzia. Nie została draśnięta, nawet jej futro nie ucierpiało. Kelgiance ulżyło i podziękowała dobremu losowi, ale napięcie pozostało.
— Wyobrażam sobie — mruknął Conway. — Zapewne siostra przełożona czytała im regulamin. Na sali operacyjnej nawet drobny błąd może zostać uznany za poważne uchybienie…
Kończyny Prilicli znowu zadrżały, co znaczyło, że w zasadzie niezbyt jest skłonny zgodzić się z tym zdaniem.
— To właśnie była siostra przełożona. I dlatego, gdy chwilę później inna siostra nie mogła się doliczyć narzędzi, bo wciąż jednego jej brakło albo było o jedno za dużo, otrzymała tylko łagodne upomnienie. W obu przypadkach wyczułem łagodną emanację emocjonalną Mannona, chociaż wtedy akurat było to echo odczuć pielęgniarek.