Po zmroku włączyli reflektory stosowane przy pracach wiertniczych i zaczęli omiatać nimi okolicę. Tysiące kwiatów otwierało się gwałtownie, reagując na sztuczny świt, ale istota nadal nie podejmowała żadnych działań.
— Z początku była nas tylko ciekawa i paliła się, żeby zbadać każdy nowy obiekt czy zjawisko — powiedział Conway. — Teraz boi się i okazuje wrogość, ale ma dość łatwych celów gdzie indziej.
Ekrany pokazywały, że całe mnóstwo instalacji żywieniowych i punktów transfuzji ma nieustannie problemy z atakami narzędzi. Przybywało tam ciemnych plam na podłożu i nie były to bynajmniej ślady po oleju.
— Ciągle myślę, że gdyby udało się nam zbliżyć dostatecznie do jego mózgu albo chociaż do obszaru, gdzie wytwarzane są narzędzia, mielibyśmy więcej szans na nawiązanie bezpośredniego kontaktu — stwierdził w końcu Conway. — Gdyby zaś taki kontakt okazał się niemożliwy, moglibyśmy postymulować odpowiednie ośrodki mózgowe, tworząc iluzję, że jakieś większe obiekty wylądowały na powierzchni. To odciągnęłoby narzędzia od naszych instalacji. Gdybyśmy zaś zdobyli więcej informacji o samych narzędziach, wiedzielibyśmy może, jak je podejść…
Urwał, gdy Murchison pokręciła głową. Wskazała na ekranie przekrój przez trzydzieści kilka warstw dywanu, których badanie bez odpowiedniego sprzętu zajęło sześć miesięcy. Zrobiła przy tym minę doświadczonego wykładowcy, który wie, jak domagać się od sali nie podziwu, ale rzeczywistej uwagi.
— Próbowaliśmy już zlokalizować mózg, śledząc przebieg dróg nerwowych od korzeni w głąb ciała. Dzięki przypadkowo rozmieszczanym odwiertom badawczym i obserwacjom poczynionym przez ekipy drążące tunele ustaliliśmy, że dochodzą one nie do centralnego mózgu, lecz do warstwy korzonków nerwowych znajdującej się tuż nad dolną powierzchnią dywanu. Nie wrastają w nią przy tym, ale biegną równolegle wystarczająco blisko, żeby przekazywać impulsy indukcyjnie. Część tej sieci odpowiadała zapewne za kontrolę mięśni, przynajmniej jak długo stworzenie to nie osiągnęło tak gigantycznych rozmiarów i nie przestało wspinać się na swoich wrogów, żeby ich zniszczyć. Przypuszczenie, że rośliny wzrokowe i mięśnie muszą być połączone, wydaje się naturalne, jako że wczesne spostrzeżenie innego dywanu, który próbowałby przygnieść swojego przeciwnika, to warunek podjęcia działań. W tym wypadku byłoby to prawie odruchowe. Jednak czemu służy wiele innych, obecnych w tej warstwie dróg nerwowych, tego nie wiemy. Nie są oznaczane kolorami jak przewody, wszystkie są takie same, jeśli nie liczyć ich grubości, co też zresztą nie dziwi, skoro zależy ona od ilości minerałów pozyskiwanych ze skały pod dywanem. Ale wracając do rzeczy: doradzałabym stymulację tych nerwów. Szybko nauczylibyście się wywoływać skurcze mięśni, a lokalne trzęsienia ziemi nie przeszkadzałyby chyba aż tak bardzo Kontrolerom na powierzchni.
— Dobrze — powiedział Conway, zirytowany nieco trafnością uwag Murchison. — Jednak poszukiwanie mózgu albo ośrodka produkcyjnego wydaje mi się ciągle równie ważne i tym też będziemy musieli się zająć. Na razie wszakże czas nam się kończy. Gdzie, twoim zdaniem, najlepiej byłoby szukać?
Zamyśliła się.
— Jedno i drugie może się mieścić w dolinie pod brzuchem tego stworzenia. Byłoby w ten sposób dobrze osłonięte z boku, a z góry chronione całym masywem cielska. Może tam też absorbuje potrzebne jej składniki mineralne. Takie właśnie, dość rozległe zapadlisko znajduje się trzydzieści kilometrów stąd. Jednak jest jeszcze tuzin innych, podobnych miejsc. Owszem, taki mózg potrzebowałby stałego dopływu substancji odżywczych i tlenu, ponieważ jednak u tej prawie rośliny nośnikiem jest nie krew, lecz woda, zapewne nie byłoby problemów z odżywianiem nawet tak głęboko ukrytego mózgu.
Urwała na chwilę, tłumiąc z wysiłkiem ziewnięcie.
— To naprawdę ciekawe zagadnienie. Dlaczego się z nim nie prześpisz? — spytał Conway, nim zdążyła podjąć wątek.
— Już to zrobiłam — zaśmiała się. — Nie zauważyłeś?
Conway się uśmiechnął.
— A poważnie mówiąc, wolałbym wezwać śmigłowiec, żeby cię zabrał, nim zejdziemy na dół. Nie mam pojęcia, co może nas tam czekać, jeśli naprawdę znajdziemy to, na co liczymy. Możemy trafić do podziemnego pieca hutniczego albo na paraliżujące pole psychicznej emanacji. Rozumiem, że jesteś bardzo ciekawa tego wszystkiego i że jest to ciekawość czysto zawodowa, ale wolałbym, żebyś się z nami nie zabierała. Naukowa ciekawość to pewniejsza droga do piekła niż wszystkie inne.
— Z całym szacunkiem, doktorze — powiedziała Murchison niemal bez szacunku. — Gadasz bzdury. Nic nie wskazuje na to, by gdzieś tam, w głębi, panowała wysoka temperatura, a oboje wiemy, że choć niektórzy obcy potrafią się porozumiewać telepatycznie, zawsze dzieje się to tylko w obrębie ich gatunku. Narzędzia to całkiem inna sprawa. W pełni poddana myślom konstrukcja, która… — Urwała, wzięła głęboki oddech i dokończyła cicho: — Wiem, że jest jeszcze jeden taki pojazd jak ten. I jestem pewna, że znajdzie się na Descarcie jakiś oficer, a przy tym dżentelmen, który zgodzi się podążyć za wami.
Harrison westchnął głośno.
— Nie bądź pan aspołeczny, doktorze. Jak nie można kogoś pobić, należy się przyłączyć.
— Poprowadzę trochę — rzekł Conway, podchodząc do buntu na pokładzie w jedyny możliwy w tych okolicznościach sposób, czyli ignorując go. — Jestem głodny, a teraz pańska kolej na dyżur w kuchni.
— Pomogę panu, poruczniku — zaofiarowała się Murchison.
— Wiesz, doktorze, czasem mam ochotę napluć ci do talerza — mruknął Harrison, przekazując Conwayowi kierowanie pojazdem, i udał się do kuchenki.
Krótko przed północą dotarli do obszaru, pod którym leżała wspomniana przez Murchison dolina, ustawili pojazd dziobem w dół i wwiercili się w tkankę stworzenia. Murchison wpatrywała się w iluminator, notując od czasu do czasu uwagi na temat dróg nerwowych przebiegających w wilgotnym, przypominającym korek ciele dywanu. Nie trafili na żaden ślad typowych naczyń krwionośnych i w ogóle na nic, co sugerowałoby, że mają do czynienia ze zwierzęciem, nie zaś z rośliną.
Nagle przebili się przez strop jaskini żołądka i spłynęli wolno między okrytymi pęcherzami kolumnami, które ciągnęły się we wszystkich kierunkach, jak daleko sięgało światło reflektorów. Wiedzieli, że w głębi stworzenia są jeszcze inne komory, nie tak obszerne jak żołądki i nie biorące udziału w trawieniu, służące jedynie do przechowywania wody.
Tuż przed lądowaniem na dnie Harrison skierował pojazd pod kątem i ustawił przednie wiertła na maksymalne obroty. Poczuli łagodne uderzenie i ruszyli w dalszą drogę. Pół godziny później szarpnęło nimi w pasach, a miarowe dudnienie wierteł zmieniło się w przeszywający pisk, który ucichł dopiero wtedy, gdy Harrison wyłączył silnik.
— Albo dotarliśmy do skały, albo ta istota ma bardzo twarde serce — powiedział.
Wycofał nieco pojazd, ustawił go pod mniejszym kątem i osiedli gąsienicami na skalistym podłożu. Gdy znowu włączył świdry, zaczęli drążyć tunel pod brzuchem stwora. Tkanka wkoło przypominała mocno sprasowany i poprzerastany korek. Gdy ujechali kilkaset metrów, Conway dał znak Harrisonowi, by zatrzymał pojazd.
— To mi nie wygląda na komórki mózgowe, ale chyba lepiej będzie się im przyjrzeć — powiedział.