Nie próbował specjalnie chronić się przed atakami. Zamierzał skoncentrować całkowicie myśli na jednym kształcie, mając nadzieję, że wszystkie narzędzia, które znajdą się w polu jego wpływu, od razu podporządkują się myśli przewodniej i stracą ostre krawędzie i szpikulce.
Nadanie obiektom pożądanego kształtu było proste. Po paru minutach w wodzie przed nim leżał wielki, srebrzysty kawał rozwałkowanego ciasta, miniaturowy model samego pacjenta. Jednak wymyślenie ust, gardzieli i żołądków było już znacznie trudniejsze. Jeszcze gorzej szło wprawianie modelu w ruch, tak by żołądki kurczyły się i rozkurczały, wciągając i wyrzucając bogatą w algi wodę.
Odwzorowanie pozostawiało oczywiście wiele do życzenia. Nie mogło się obejść bez ogromnych uproszczeń. Conway nie zdołał utrzymać naraz więcej niż ośmiu otworów gębowych i odpowiadających im żołądków, obawiał się więc, że jego dzieło w równym stopniu będzie przypominać pacjenta, jak ziemska lalka niemowlę. W końcu zdołał wszakże dodać jeszcze pełzanie, które zaobserwował u mniejszych dywanów, i pilnował tylko, by centralny, spoczywający w zagłębieniu obszar tkwił w bezruchu. Zostawało mieć nadzieję, że podobieństwo okaże się wystarczające. Pot wystąpił mu na czoło i zalewał oczy, mógł je jednak zamknąć, gdyż kształtował części modelu i tak niewidoczne z zewnątrz. Potem wyobraził sobie martwe łaty na ciele dywanu. Kazał im się rozrastać, aż cała istota przestała się ruszać, jakby umarła.
Po chwili zamrugał powiekami, żeby strząsnąć krople potu, i zaczął wszystko od nowa. Powtórzył demonstrację dwa razy, gdy nagle zorientował się, że towarzysze stoją obok niego.
— Przestały atakować — powiedział cicho Harrison. — Spróbuję naprawić gąsienicę, nim znowu je najdzie. Czego jak czego, narzędzi tu nie brakuje.
— Mogę jakoś pomóc? — spytała Murchison. — Byle nie wymagało to za wiele myślenia, oczywiście.
— Tak — odparł Conway, nie podnosząc oczu. — Zamierzam znowu powtórzyć pokaz, ale tym razem zatrzymam go na etapie odzwierciedlającym obecny stan pacjenta. Wtedy poproszę cię, żebyś naniosła miejsca planowanych cięć i rozwarła je, ja zaś będę czopował wyloty tuneli i dodam instalacje transfuzyjne i odżywcze. Przeniesiesz wycięty materiał gdzieś blisko i zadbasz, aby wyglądał na martwy. Ja tymczasem spróbuję pokazać, że po operacji dywan będzie żył i najpewniej wróci do zdrowia.
Murchison błyskawicznie zrozumiała, o co chodzi, jednak trudno było orzec, czy pacjent cokolwiek z tego pojmuje. Harrison pracował przy uszkodzonej gąsienicy, modelowi zaś przybywało szczegółów. Było już nawet widać miniaturowe zapory. Conway pokazał też, co się stanie, jeśli któraś z nich puści i dojdzie do zapadnięcia się żołądka. Ciągle wszakże nie otrzymali żadnego sygnału, że pacjent zrozumiał przekaz.
Nagle Conway wstał i zaczął się wspinać po pochyłym dnie.
— Przepraszam, ale muszę odsunąć się na chwilę i uspokoić myśli — powiedział.
— Ja też — stwierdziła kilka minut później Murchison i dołączyła do niego. — Patrz!
Conway wpatrywał się akurat w ciemny strop pieczary, żeby dać odpocząć oczom. Opuścił natychmiast głowę, sądząc, że znowu są atakowani, i zobaczył, jak Murchison wskazuje ich model. Nadal działał!
Oboje znaleźli się zbyt daleko, aby nim sterować, a jednak wszystkie detale trwały nie zmienione. Conway natychmiast zapomniał o zmęczeniu.
— Odpowiada nam w ten sposób, że nas zrozumiał. Ale to nie koniec. Musimy opowiedzieć więcej o nas. Poszukaj więcej narzędzi i wyobraź sobie model tej jaskini wraz z linami i tym wszystkim. Ja ukształtuję wehikuł i sylwetki nas trojga. Nie będzie to żadne arcydzieło, ale wystarczy, żeby pokazać, jak wrażliwi jesteśmy na ataki narzędzi. Potem odsuniemy się trochę i pokażemy wehikuł w działaniu oraz buldożery, śmigłowce i statki zwiadowcze. Nic równie skomplikowanego jak Descartes, przynajmniej na razie. Chwilowo wszystko musi pozostać proste.
Niebawem skała wokół pojazdu zasłana była modelami, nad którymi pacjent przejmował kontrolę, ledwie zostały ukończone. Ze wszystkich stron nadciągały potulnie nowe narzędzia, gotowe poddać się kształtowaniu. Jednak szyby hełmów Conwaya i Murchison zaszły już mgiełką, a zapasy powietrza w skafandrach były na ukończeniu. Murchison uparła się, że zdąży jeszcze coś pokazać, i zaczęła ustawiać pionowo dwadzieścia narzędzi naraz, gdy Harrison wyłonił się wreszcie zza wehikułu.
— Muszę wejść do środka — powiedział. — W odróżnieniu od niektórych ciężko pracowałem i prawie nie mam już czym oddychać…
— Kopnij go ode mnie. Jesteś bliżej…
— Jednak wyciągniemy ćwierć szybkości. A gdyby znowu coś nawaliło, zdołamy wezwać pomoc. Zrobiłem nową antenę z narzędzia, szczęśliwie pamiętałem wymiary, będziemy więc mieli nawet kontakt na wizji…
Zamilkł nagle, dostrzegłszy, co Murchison robi z narzędziami.
— Jako patolog zdecydowałam się pokazać pacjentowi, jak wyglądamy i odczuwamy. To oczywiście uproszczony model, ale ma układ oddechowy, trawienny oraz krążenia. I wszystkie stawy, jak sami widzicie. Ponieważ siebie znam najlepiej, postać przedstawia kobietę. Żeby zaś nie mieszać pacjentowi w zwojach, nie biorę pod uwagę ubrania.
Harrisonowi zabrakło już tlenu, żeby odpowiedzieć. Chwilę później ruszyli za nim do wehikułu. Podczas gdy Conway nawiązywał łączność z powierzchnią, Murchison odruchowo uniosła rękę, aby pożegnać jaskinię z rozrzuconymi w niej modelami. Musiało to być dla niej bardzo ważne, bo jej model też uniósł rękę i zastygł w tym geście, gdy pojazd opuścił strefę wpływu ludzkiego umysłu.
Nagle wszystkie trzy ekrany ożyły i ujrzeli twarz Dermoda, na której odmalowały się troska, ulga i ciekawość, najpierw z osobna, a potem wszystkie razem.
— Witam, doktorze, już myślałem, że was straciliśmy — powiedział. — Operacja postępuje, ataki narzędzi ustały pół godziny temu. Wszyscy meldują, że kłopoty z nimi przeszły jak ręką odjął. Czy to tylko chwilowe?
Conway odetchnął rozgłośnie. Pacjent wprawdzie strasznie wolno reagował, ale jednak miał swój rozum.
— Nie będzie więcej problemów z narzędziami — odparł. — Lepiej nawet. Gdy wytłumaczymy im wszystko do końca, będą pomagać w naprawach sprzętu i operowaniu, tam gdzie nam będzie nieporęcznie. Nie trzeba już też będzie poszerzać rozpadliny. Pacjent jest wystarczająco mobilny, aby samemu odsunąć się od wyciętego materiału, dzięki czemu przydzielone do tego jednostki będą mogły pomóc przy zasadniczym zadaniu. Skończymy o wiele wcześniej, niż sądziliśmy. Jak pan widzi, pacjent zgodził się w końcu z nami współdziałać.
Najważniejszą część operacji wykonano w ciągu czterech miesięcy i Conway został wezwany do Szpitala. Oczywiście leczenie pooperacyjne miało trwać jeszcze wiele lat. Planowano połączyć je z dalszymi badaniami Drambo i występujących na planecie form życia oraz ich kultur. Niemniej przed odlotem naszły jeszcze Conwaya poważne wyrzuty sumienia w związku z tak licznymi ofiarami. Gotów był nawet kwestionować wagę tego, czego dokonali. Pewien dumny ze swej pracy specjalista od kontaktów próbował wyjaśnić mu wówczas dość prosto, że zrozumienie nieziemca zawsze jest ważne, niezależnie od tego, czy w grę wchodzą różnice kulturowe, fizjologiczne czy technologiczne. Wiele będzie można się nauczyć od dywanów i toczków, ucząc ich rzeczy, które dla nich będą nowe. Conway uznał w końcu ten punkt widzenia. Przyjął też do wiadomości, że jako chirurg zrobił już swoje na Drambo. Gorzej, że zespół patologii, a szczególnie jedna osoba z tego zespołu, nadal miała tu wiele pracy.