O’Mara był na tyle uprzejmy, że nie ucieszył się otwarcie z rozterek Conwaya. Niemniej współczucia również nie okazał.
— Proszę przestać manifestować swoje cierpienie tak ostentacyjnym milczeniem — powiedział, witając Conwaya po powrocie. — Proszę wyrazić je jakoś i zapomnieć o nim. Im szybciej, tym lepiej. Gdyby miał pan z tym kłopoty, przypominam, że najlepsza jest terapia przez pracę, ja zaś w ramach uprzejmości mam dla pana nowy przypadek. Proszę spojrzeć. — Włączył umieszczony za biurkiem ekran. — Tę istotę znaleziono w jednym z nie zbadanych dotąd regionów. Padła ofiarą katastrofy, w trakcie której jej statek został dosłownie przepołowiony. Hermetyczne grodzie odcięty w porę ocalałą część, a pański pacjent zdołał wpełznąć do niej, zanim włazy się zatrzasnęły. Tyle że nie cały… To był duży statek wypełniony jakąś odżywczą glebą i pacjent ocalał, chociaż, powiedziałbym, tylko połowicznie. Niestety, nie wiemy, którą jego część udało się nam uratować. Rozumie pan problem?
Conway wpatrzył się w ekran, już teraz szukając w myślach sposobów na unieruchomienie pacjenta, by móc wykonać odpowiednie badania i podjąć leczenie. Należało też jakoś zrewitalizować glebę, która musiała być już prawie jałowa. Albo wyprodukować nową. Trzeba też będzie zbadać wrak statku, żeby ustalić typ i zakres zmysłowego odbioru istoty. Jeśli przyczyną katastrofy była eksplozja w maszynowni, a był to najczęstszy powód takich kłopotów, wówczas ocalała część pacjenta mogła być tą ważniejszą, zawierającą mózg.
Nowy pacjent nie przypominał dokładnie węża Midgardu, ale niewiele mu do niego brakowało. Jego zwoje wypełniały niemal cały pokład hangarowy, w którym tymczasowo go umieszczono.
— I co? — spytał ponownie O’Mara.
Conway wstał, ale nim wyszedł, spojrzał jeszcze na psychologa.
— Jaki on maleńki — powiedział z uśmiechem.