Выбрать главу

Rozkazał, bo nigdy o nic nie prosił, zawsze wydawał polecenia, rozkazał jej więc pójść na spacer, tak aby mogli porozmawiać.

W pobliżu znajdowały się głębokie jamy w ziemi, bez dna, jak powiadano. Okolica była ogromnie niebezpieczna. Ten, kto dotarł tam zatopiony w myślach, zrozpaczony, bez trudu mógł wpaść w którąś z nich i nigdy nie zostać odnaleziony. Podpułkownik zamierzał jednak posunąć się jeszcze dalej: postanowił zepchnąć żonę w otchłań, a później napisać pełen wzburzenia list pożegnalny, podrabiając jej charakter pisma, co wydawało mu się wcale nietrudne, pisała bowiem jak dziecko. List miał wyrażać jej bezgraniczną miłość do męża i równie bezgraniczny żal z powodu jego zdrady. Żaden inny mężczyzna na świecie nie mógł go zastąpić. Zakończenie listu miało zapowiadać, że kobieta rzuci się w przepaść.

List zamierzał napisać po powrocie do domu, zanim zaczną jej szukać, łatwiej to zrobić, kiedy będzie sam.

Aby nie widziano ich razem, wyszedł z domu wcześniej, nakazując żonie stawić się na spotkanie pod wielkim dębem, samotnie rosnącym na niebezpiecznym terenie. Prowadziła tam ścieżka, nie musiała więc obawiać się jam.

Dla pewności zabrał broń i bardzo dużo amunicji.

W pośpiechu wyruszył w umówione miejsce. Zapadł już zmierzch, ale on dobrze znał okolicę.

Nie zdawał sobie jednak sprawy ze stanu swoich nerwów. Oślepiony wściekłością i żądzą zemsty, gnał przed siebie wielkimi krokami. Snuł wizje, jak później, oczywiście w inny sposób, zgładzi kochanka żony. Potem przyjdzie kolej na najgorszych oszczerców…

Nagle zorientował się, że zboczył ze ścieżki.

Przystanął. Gdzie, w którym miejscu wybrał zły kierunek?

Wszystko jedno, może pójść do dębu na skróty. Wielkie jamy, właściwie dwie głębokie rozpadliny w skorupie ziemskiej, łatwo było zauważyć nawet w półmroku. Długimi krokami kierował się ku potężnemu drzewu, rysującemu się ponuro na tle wieczornego nieba.

Kiedy ziemia usunęła mu się spod stóp, nie od razu pojął, co się dzieje. Czyżby trafił na jakiś rów? Runął w dół, za nim posypał się grad drobnych kamyków. Otoczyła go głęboka ciemność. Nie zdążył się nawet zorientować, że to nowa, nie odkryta jeszcze jama. Zaniósł się krzykiem bezradności, palcami usiłował o coś się zaczepić, to jednak okazało się niemożliwe.

Upadek zdawał się nie mieć końca. Momentami leciał w powietrzu i padał na kolejną stromiznę, szarpiącą mu na strzępy ubranie i skórę. Krzyczał z bólu. Zemsta… Żona! Teraz dostanie swojego porucznika.

Na koniec uderzył o ziemię z takiej wysokości, że stracił przytomność.

Ocknąwszy się pojął, że spadł potwornie głęboko, na pewno nie setki metrów, raczej tysiące. Bolało go całe ciało, jakby połamaną miał każdą najdrobniejszą nawet kosteczkę.

Znalazł się w sytuacji zaiste rozpaczliwej, prędko przekonał się, że nie zdoła się wydostać na górę. Echo jego krzyków świadczyło o niesłychanej wysokości otaczających go stromych, wręcz pionowych ścian. Mógł się posuwać w jednym tylko kierunku, wzdłuż szczeliny w ziemi. Być może nieco dalej zdoła wspiąć się pod górę, to jedyna możliwość ratunku. Dalej jednak wcale nie było lepiej, po pewnym czasie zorientował się, że wprawdzie podłoże nachyla się bardzo lekko, to jednak wciąż opada. Idąc w tę stronę, nie mógł liczyć na żadną pomoc. Pozostawało mu jedynie mieć nadzieję na cudowne ocalenie.

Nagle ziemia znów się przed nim rozstąpiła. Zmęczony, śmiertelnie przerażony zapomniał o zachowaniu czujności, nie wyczuł pustki przed sobą. Czekał go kolejny oszalały lot w dół.

Długi, bolesny, przerażający. Ze strachu i samotności płakał jak dziecko. Wreszcie zemdlał i nie poczuł nawet, kiedy się zatrzymał.

Tam znaleźli go Obcy.

Ponieważ był nieprzytomny, nie wiedzieli, jakiego człowieka ratują. Zabrali go do Królestwa Światła. Na początku zamieszkał w stolicy, nie potrafił się jednak podporządkować surowej dyscyplinie Strażników. Zażądał przeniesienia do miasta nieprzystosowanych. Tu z pogardą odnosił się do mieszkających tam prostych cywilów, lecz na kolejne żądanie przeniesienia Strażnicy się nie zgodzili. Dość mieli jego arogancji i egoizmu, nie chcieli go w Królestwie Światła.

Nie przestawała dręczyć go myśl o nie spełnionej zemście. Nie mógł zapomnieć żony, która nie poniosła kary. W jego już wcześniej chwiejnej osobowości wyzwoliła się nieposkromiona żądza odwetu, skierowana ku kobietom przypominającym jego żonę. Przede wszystkim kobietom lekkich obyczajów. To one ją uosabiały. W mózgu niemal mu wrzało, pojawiło się też przeświadczenie, że kiedyś ją odnajdzie, nawet tutaj.

To właśnie popychało go do działania. W każdej kobiecie, którą uwiódł i zabił, widział żonę. Ona także kiedyś tu trafi!

Nie brał pod uwagę upływającego czasu ani tego, że gdy w Królestwie Światła kończył się jeden rok, w świecie na powierzchni Ziemi mijało ich dwanaście.

6

Dolgo, Ram i Gabriel już odchodzili, kiedy Indrze wpadł do głowy pewien pomysł.

– Dolgo, ty potrafisz tyle dziwnych rzeczy, magicznych sztuczek – zaczęła Indra, upewniwszy się, że nie słyszą jej chłopcy. – Czy ty albo Marco nie moglibyście zrobić czegoś dla mnie i dla Eleny?

Elena stała niczym żywy znak zapytania. Co ta jej szalona przyjaciółka znów wymyśliła? Zapowiadało się co najmniej niepokojąco.

– Bardzo chętnie – uśmiechnął się Dolgo do Indry. – Chociaż nie nazywałbym tego magicznymi sztuczkami. A o czym myślisz?

– O, to takie niemądre, ale… Czy nie mógłbyś trochę poczarować, wypowiedzieć jakiegoś zaklęcia, tak abyśmy my dwie przestały tyć? Żebyśmy mogły jeść wszystko, na co tylko mamy ochotę, i wciąż pozostawały szczupłe?

Dolgo zaskoczony popatrzył na Rama i przeniósł spojrzenie z powrotem na dziewczęta. Gabriel ledwie słyszalnie mruknął: „Ależ, Indro!”, a Elena zaczerwieniła się jak piwonia, przeklinając pomysły przyjaciółki.

– Uważam, że wyglądacie świetnie, dziewczęta – odrzekł wreszcie Dolgo. – Elena być może kiedyś będzie miała z tym kłopot, ale ty, Indro, nie masz się na co skarżyć. Nie pojmuję, dlaczego kobiety za wszelką cenę chcą być takie szczupłe – ciągnął. – Elena podoba mi się taka, jaka jest, mogłaby przytyć jeszcze kilka kilogramów, tylko jej z tym do twarzy.

– Wy, mężczyźni, nic z tego nie pojmujecie, chce móc jeść nie cierpiąc przy tym na chroniczne wyrzuty sumienia – odparła Indra, a Elena przyświadczyła jej skinieniem głowy.

Do rozmowy włączył się Ram:

– Rozumiem, o co ci chodzi, Indro, ale nie potrzeba do tego czarnoksięskich zdolności Dolga. Czy widziałaś tu gdziekolwiek poza tym miastem jakieś otyłe osoby? Na pewno nie. Nie zapominaj, że w badaniach i w rozwoju wyprzedziliśmy znacznie świat na powierzchni Ziemi. Wystarczy po prostu pójść do lekarza, sądzę, że nawet Jaskari sobie z tym poradzi, i poprosić o zastrzyk zapobiegający temu, by komórki tłuszczowe absorbowały więcej ponad to, czego potrzebuje organizm.

– Co takiego? – wykrzyknęła Indra. – To naprawdę takie proste?

– Naprawdę.