– Jak długo trwa taka kuracja?
– Wystarczy jeden zastrzyk. Działa już na całą wieczność.
Dziewczęta popatrzyły po sobie.
– Idziemy więc zaraz jutro – oświadczyła Indra.
– Ale nie do Jaskariego.
– Nie, nie – Indra zawtórowała Elenie ze śmiechem. Podskoczyła i wycisnęła na policzku Rama głośny pocałunek. Dostojny Strażnik cofnął się o kilka kroków, ale kąciki ust mu zadrżały. Zanim Indra zdążyła przystąpić do dalszego ataku, Dolgo prędko się pożegnał i trzej niezwykli mężczyźni odeszli.
– O co tam chodziło? – dopytywali się zaskoczeni chłopcy.
– O nic szczególnego – beztrosko odpowiedziała Indra.
– O nic szczególnego? – wrzasnął Armas. – I za to całujesz Strażnika? Chyba oszalałaś?
– Nie, na szczęście, nie.
Minęły ich trzy młode dziewczyny. Jaskari cicho gwizdał.
– Niebrzydkie – mruknął.
Panny popatrzyły na niego zaczepnie. Młodzi z Sagi wiedzieli, że w mieście nieprzystosowanych dziewczętom i kobietom nie wolno chodzić ulicami w pojedynkę, aby uwodziciel-morderca nie miał zbyt łatwego łupu. Dotychczas odnaleziono tylko jedną z zaginionych, prawdopodobnie pierwszą ofiarę, która zniknęła bez śladu już dawno temu. Zgłoszono jednak zaginięcie wielu innych, ostatnio także nastoletniej uczennicy, no i córeczki burmistrza, jedenastolatki. W mieście powoli rozprzestrzeniała się panika, strach było wychodzić samemu.
Jaskari zamienił kilka żartobliwych zdań z dziewczętami, wkrótce jednak odeszły.
Elena nie potrafiła się gniewać, należała do ludzi, którzy smucą się zamiast wpadać w złość. Jej zdaniem Jaskari zachował się idiotycznie, poczuła, że w piersi dusi ją płacz. Elena wiedziała przecież, że wokół tego przeklętego nabitego worka mięśni wielbicielki chodzą stadami, podziwiając właśnie jego muskuły i urodziwą twarz, nie zwracając w ogóle uwagi na sposób myślenia ani na życzliwe usposobienie. Nie wiedziały o jego trosce o ludzi i zwierzęta ani też o poczuciu humoru.
A teraz on zachowuje się w taki sposób! Podrywa trzy takie… kurze móżdżki, zajęte wyłącznie własnym wyglądem i chłopcami.
Myśli jej się trochę zamąciły, nie potrafiła dostrzec, że akurat teraz reaguje tak samo, jak te trzy dziewczyny, w sposób jakże typowy dla okresu młodości i całkiem przecież naturalny. Elena jednak podobnie jak wiele innych młodych dziewcząt uważała, że jej odczucia są znacznie głębsze.
Odwróciła się na pięcie i odeszła.
– Idę coś zjeść – rzuciła niewyraźnie przez ramię. – Mam prawo do przerwy.
– Tylko nie odchodź za daleko! – zawołał za nią Armas. – Tuż za rogiem jest jakiś bar.
– Wiem! – odkrzyknęła Elena, ale wcale nie zamierzała tam iść. Miała ochotę odejść gdzieś daleko.
– Pójdę z tobą – oświadczyła Indra i dogoniła przyjaciółkę.
Och, nie! Chciałabym zostać sama, pomyślała Elena, ale przecież nie mogła zaprotestować, nigdy tego nie umiała.
Wzburzyło ją i zasmuciło również co innego. Kiedy siedzieli, gawędząc podczas dyżuru, kolejny raz dali jej do zrozumienia, że powinna ostrzyc włosy, wszyscy byli co do tego zgodni.
Przecież tylko w kwestii fryzury ośmielam się mieć własne zdanie, myślała Elena ze łzami w oczach. Chcę mieć taką fryzurę jak mam, chcę mieć takie same piękne włosy jak Berengaria i moim zdaniem jest mi z tym ładnie. Dopóki stać mnie na to, by nie przyznać im racji, mam dla siebie samej szacunek. Potrafię powiedzieć „nie”, czy oni nie rozumieją, jakie to dla mnie ważne?
Tego dnia nic się nie układało.
Jedyny jaśniejszy punkt to to, że jakiś młody człowiek uśmiechnął się do niej. Na pewno spodobały mu się jej falujące bujne włosy.
Prawdą było oczywiście, że to Berengaria miała falujące włosy. Drobno kręcone kędziory Eleny opadały ciężko jak ołów.
Razem z Indrą minęły wskazany przez Armasa bar i ruszyły dalej ulicą, być może trochę zabawniejszą niż ta przy fabrykach, choć na pewno nie ciekawszą. W oddali ujrzały zejście do podziemnej części miasta.
– Mam ochotę się temu przyjrzeć – oświadczyła Indra. Zatrzymała się przed jakąś wystawą. – Spójrz, mają tu płyty Beatlesów! Czy oni nie wiedzą, że płyt gramofonowych już się nie używa? Teraz są przecież…
Elena ruszyła naprzód. Dźwięk głosu Indry zamilkł za jej plecami.
Chciałabym po prostu zostać sama, buntowała się w duchu Elena, czy ona tego nie rozumie?
Tuż pod krawędź chodnika podjechał jakiś samochód
– Nie powinnaś chodzić tu sama, panienko – rozległ się cichy głos.
Elena odwróciła głowę i spostrzegła za kierownicą księgowego o lisich oczkach.
– Wskakuj do środka – zaproponował. – Zawiozę cię tam, gdzie sobie życzysz, pewnie do jakiejś restauracji.
Elena odruchowo już chciała podziękować i usłuchać taką bowiem miała naturę, życzliwym propozycjom nie wolno odmawiać. Nadbiegła jednak Indra i Elena prędko powiedziała:
– Dziękuję, ale jesteśmy dwie i chciałyśmy się trochę rozejrzeć.
Oczy rewizora się zwęziły.
– Tylko się nie rozłączajcie.
Dodał gazu i zniknął w głębi uliczki.
– Czego on chciał?
– Uprowadzić mnie – oświadczyła Elena.
Indra wybuchnęła śmiechem.
– On? On ma między nogami tylko zaschłą mahoniową drzazgę. Chodź, poszukamy jakiejś podziemnej restauracji.
Elena nie podzielała zapału przyjaciółki Czuła się zdruzgotana. Kolejny raz omal nie dała się złapać na lep, pojechałaby z tym człowiekiem wyłącznie dlatego, że wszystkie jej instynkty nakazywały uprzejmość. Tylko interwencja Indry wyratowała ją z opresji Ten człowiek mógł ją uwieźć w siną dal. Oczywiście jej też się przypomniało, że jest z przyjaciółką, i zaraz by mu o tym powiedziała. Co będzie jednak, jeśli się coś takiego powtórzy? Ktoś podjedzie i zechce ją podwieźć? Przecież w ten sposób sama się może skazać na zatracenie.
Zamiast Elena powinna mieć na imię Beznadziejna. Jak można się tego było spodziewać, do jej cech charakteru zaliczała się również ta, którą obciążonych jest tak wiele kobiet, a mianowicie chroniczne wyrzuty sumienia. „To przeze mnie, wszystko, co dzieje się na świecie i w życiu, dzieje się z mojej winy, muszę spojrzeć prawdzie w oczy”.
Elena także obwiniała się o wszystko. Zatopiona w ponurych myślach, drepcząc za Indrą, zeszła na dół w podziemia miasta nieprzystosowanych.
Wcale nie najłatwiej było znaleźć odpowiednią restaurację. Pokonały brudny, lekko opadający w dół tunel ze zbyt wąskimi chodnikami i trafiły wprost do dzielnicy rozrywek.
Indra oniemiała, przystanęła wpatrzona w ostre kolory neonowych reklam, w pustkę rysującą się na obliczach młodych ludzi, leniwie włóczących się ulicami, prawdopodobnie bez pieniędzy. Tak, w mieście nieprzystosowanych funkcjonowały pieniądze, mieszkańcy potrzebowali jakiegoś celu, o który mogliby zabiegać, konkurować bogactwem, rozrzutnością. W innych częściach kraju nie słyszało się o podobnych zjawiskach. Owszem, w stolicy także istniały dzielnice rozrywki, lecz znacznie wyższej klasy, tutaj z głośników rozbrzmiewała nieprzerwanie ogłuszająca trywialna muzyka.
– O Boże! – jęknęła Indra. – I tak właśnie żyliśmy na Ziemi?
Tam, dokąd nie docierał blask neonów, uliczki leżały pogrążone w cieniu.
– To dzielnice mieszkaniowe – wyjaśniła Elena. – Tutejsi chcą mieszkać jak najbliżej wrzawy i tych potwornych dźwięków. Chcą być jak najbliżej ludzi, moim zdaniem chodzi im o złudne poczucie bezpieczeństwa.
Uliczkami jeździły samochody, wsiadały do nich damy w różnym wieku, w tym mieście bowiem nie działało prawo Słońca, tutaj ludzie starzeli się, tak jak wskazywał to kalendarz, może tylko trochę wolniej.