– Czy tutaj się umiera? – chciała wiedzieć Indra.
– Oczywiście – odparła Elena. – Są nawet kościoły, i to różne, bo wierzący nie potrafią się ze sobą porozumieć, wszystko ma wyglądać tak jak na Ziemi. Prawdopodobnie są też i cmentarze, ale nie wiem tego na pewno.
Przystanęły w pobliżu kina, z którego wypłynął właśnie strumień widzów. Na chwilę rozdzielili ich nieuważni młodzi ludzie.
Elena rozglądała się za Indrą, nigdzie jej jednak nie zauważyła, przesunęła się więc nieco w bok. Przy chodniku zatrzymał się samochód.
– Pięć stów – mruknął męski głos.
Elena, dorastająca w naiwności Królestwa Światła, niczego nie mogła pojąć.
– Co takiego? Co pan mówił?
Mężczyzna otworzył drzwiczki i szarpnął ją za rękę, żeby wciągnąć ją na miejsce obok siebie.
– Nie udawaj głupiej. Pięć stów, ale chodzi mi o coś specjalnego.
Elena znów przeżywała wewnętrzne rozdarcie. Jak zwykle starała się nie przeciwstawiać innym, chciała okazać życzliwość, ale ten człowiek był talu twardy i zimny.
– Indro! – zawołała niepewnie, wiedziała bowiem, że nie poradzi sobie z tą sytuacją.
Głos jej jednak rozpłynął się wśród rozmów kinowej publiczności i hałasu głośników. Wciąż usiłując zachować życzliwość, a jednocześnie stawić opór, przytrzymała się drzwiczek, lecz nie z całych sił, bo nigdy nie potrafiła się sprzeciwić, poza tym mężczyzna był od niej silniejszy.
– Nie udawaj trudnej, nie staje się na tym rogu bez określonego celu.
– Jakiego? – jęknęła żałośnie.
Nagle pojawił się jakiś cień, szybko wyzwolił Elenę z uścisku napastnika.
– Zostaw tę dziewczynę, ona nie jest stąd – rozległ się ostry głos.
Drzwiczki samochodu się zatrzasnęły, pojazd zniknął.
Elena zerknęła na swego wybawiciela i gwałtownie się zaczerwieniła. To ten mężczyzna w białej koszuli i w białych spodniach.
– Przepraszam – szepnęła. – Zawsze narobię tyle kłopotu.
– Nie powinnaś przychodzić tu na dół.
Poprzednio wydał jej się beztroskim młodzieńcem, teraz sprawiał wrażenie bardziej władczego. Jego wiek trudno było określić, włosy miał bardzo ciemne, niemal czarne, a oczy piwne, jakby pochodził z Południa, usta wyrażały coś w rodzaju urazy.
– Jak masz na imię?
– E-elena – wyjąkała. – A… ty?
– John. – Uśmiech uczynił jego twarz jeszcze bardziej czarującą. – Podobają mi się twoje włosy. Czy mogę odprowadzić cię do przyjaciół?
– Kim był ten człowiek w samochodzie, zauważyłam go już przy magazynie fajerwerków?
– Nazywają go Generałem, bo tak lubi wszystkimi dyrygować. Ale wcale nie jest wojskowym.
– Rzeczywiście było w nim coś władczego. Czego on chciał?
John zerknął na nią zaskoczony, nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo wszyscy ludzie wyszli już z kina i Indra zdołała sobie wreszcie utorować do nich drogę.
– Cześć – pytająco popatrzyła na Johna.
Elena przedstawiła ich sobie niezgrabnie, potykając się o słowa.
On jest mój, Indro, zaklinała w duchu zrozpaczona. Ty jesteś taka ładna, możesz mieć kogo tylko zechcesz, a jemu podobają się moje włosy, nigdy ich nie obetnę!
John wyprowadził dziewczęta z podziemnej dzielnicy, lecz teraz i on, i Elena milczeli. Mówiła głównie Indra, przeszkadzała im, on najwidoczniej również tak sądził, Indra jednak zdawała się tego nie zauważać.
Pożegnał się z nimi przy wyjściu na światło dzienne. Długo patrzył przy tym Elenie w oczy, a ona bliska desperacji uznała, że John pragnie jeszcze raz ją zobaczyć.
Przyjaciółki zjadły w końcu posiłek w barze, z którego wcześniej zrezygnowały.
Kiedy wróciły na miejsce wyznaczonego dyżuru, chłopcy czemuś się przyglądali.
– Co tam macie? – dopytywała się Indra.
Armas podniósł głowę.
– Właściwie nic. Nabój z jakiejś broni. Próbowaliśmy zgadnąć, z której epoki na powierzchni Ziemi pochodzi, wygląda na dość starodawny typ. Miedziana łuska. Ktoś musiał go zgubić dzisiaj, bo rano jeszcze go tu nie było.
Dziewczęta obojętnie pokiwały głowami Broń nie mieściła się w obszarach ich zainteresowań,
Powrót do Sagi po zakończonym dniu służby wydał im się prawdziwym wejściem do nieba.
Wszystkim z wyjątkiem Eleny. Oczywiście wspaniały był ów luksus, prysznic, jedwabne prześcieradła, lecz pogardzane wcześniej miasto nieprzystosowanych wabiło ją teraz i kusiło. Przymówiła się już do Joriego i Armasa, by zgodzili się, aby im towarzyszyła następnego dnia. Jako pielęgniarka, na wypadek, gdyby coś miało się stać…
Czuwanie przy opuszczonym magazynie z fajerwerkami już się zakończyło, teraz chłopcy jako przyszli Strażnicy mieli pomóc władzom w tropieniu porywacza kobiet, a szczególnie tego, który uprowadził córeczkę burmistrza.
7
Elenie rzeczywiście przydało się jej wykształcenie pielęgniarki.
Odpowiedzialność za dochodzenie w mieście nieprzystosowanych przejął Ram. Szefowi tamtejszej policji oświadczył wprost, że wszyscy mieszkańcy są podejrzani tak długo, jak długo nie zostaną wyeliminowani.
Tłusty szef policji, nawet jeśli przyjął to z niezadowoleniem, nic po sobie nie pokazał, natomiast mieszkańcom miasta nie podobało się zakłócanie ich integralności. Ram jednak wcale się tym nie przejął.
Zabrał ze sobą trójkę młodzieży do miejsca, w którym znaleziono zamordowaną kobietę. Tam też Elena pożałowała swojej decyzji.
Przecież ja się o tym uczyłam, myślała zrozpaczona, powinnam znieść absolutnie każdy widok.
Sprawa okazała się jednak nadzwyczaj trudna. Zmarła leżała w rowie już od dłuższego czasu, może nawet rok, jak przypuszczano, bo właśnie wtedy widziano ją po raz ostatni. Rów wypełniała woda, co wcale nie polepszało sprawy. Elena musiała się odwrócić, odejść na bok niby przypadkiem, ale nikogo nie zdołała oszukać. Nawet Jori nieco pobladł, jedynie Armas zdawał się przyjmować wszystko ze stoickim spokojem.
Teren otoczono, w nocy czuwali tutaj inni Strażnicy. Teraz dochodzenie na miejscu już zakończono i zwłoki można było przewieźć na dalsze badania do laboratorium.
– Jakieś szczególne odkrycia? – spytał Ram kolegę Strażnika.
– Wygląda na to, że ją uduszono – odparł tamten. – Staramy się teraz ustalić, ile dziewcząt i kobiet właściwie zniknęło. To niestety trudne, mamy takie niejasne informacje, niektóre mogły się przecież wyprowadzić do innych części kraju. Ale robimy, co możemy.
– Słyszałem, że przypuszczacie, jakoby w sprawę zamieszany był jakiś wojskowy?
– Owszem, to prawda. Przykra historia. Ta kobieta miała wepchnięty do pochwy nabój.
Młodzi słuchali zaintrygowani.
– Nabój? Znaleźliśmy wczoraj nabój przy magazynie fajerwerków, dokładnie w miejscu, gdzie pełniliśmy straż. Ktoś musiał go tam zgubić w ciągu dnia, bo rano go jeszcze nie było – wyjaśnił Armas.
Strażnicy patrzyli na nich z zainteresowaniem.
– Co z nim zrobiliście? Wyrzuciliście go?
– Nieee – Jori i Armas zająknęli się niepewnie. – Nie bardzo wiemy…
Elena miała na to odpowiedź.
– Jaskari włożył go do kieszeni.
– Jori – poprosił Ram. – Weź swoją gondolę i przywieź go, natychmiast.
Jori pospiesznie się oddalił.
– Jak wyglądał ten nabój, Armasie? – pytał Ram.
– Przypuszczam, że to jakaś stara kula – bez przekonania odparł chłopak. – Miedziana łuska… Nie wiem, z jakiej broni, niczego podobnego tutaj nie mamy.
– Jeśli to taki sam rodzaj, oznacza to, że ten człowiek musiał wczoraj przechodzić obok miejsca waszego posterunku. Będziecie sobie musieli przypomnieć, kto tam był.