– O, tyle osób nas mijało – stwierdziła Elena.
– Ale nie w miejscu, gdzie staliśmy – przypomniał Armas. – Tam przecież nie wolno się było nikomu zbliżać. Zaraz zobaczymy… Burmistrz. Szef policji i rewizor. I Rozalinda.
– O niej możecie zapomnieć, to sprawka mężczyzny. Zastanawiali się dalej.
– Pojawił się jeszcze Heinrich Reuss von Gera, ale jego dobrze znamy, przecież przybył z zewnętrznego świata z naszymi rodzicami…
Urwał. I on, i Elena przypomnieli sobie jednocześnie, że Heinrich należał kiedyś do zakonu złych rycerzy.
Było to jednak bardzo dawno temu, od tamtej pory zawsze zachowywał się bez zarzutu, chociaż w końcu postanowił przenieść się do miasta nieprzystosowanych.
– No i jeszcze Opryszek – wyrwało się Elenie. – On do nas podszedł.
– Opryszek? – zdziwił się Ram.
Młodzi opisali go.
– Ach, ten? – Strażnicy nie mogli powstrzymać się od uśmiechu. – Rzeczywiście przezwisko pasuje do niego jak ulał. Ale czy on nie jest na to za głupi?
– Czy do tego potrzeba inteligencji? – zastanawiał się Armas, wskazując na leżące w trawie zmasakrowane ciało. Ku uldze Eleny już je zakryto, lecz i tak oczyma wyobraźni widziała je pod materiałem. Taki widok niełatwo zapomnieć*
– No tak, masz rację, to dość toporna robota – przyznał Ram.
Rozejrzeli się dokoła. Znajdowali się na skraju miasta, właśnie tędy przebiegała droga do położonego nieco dalej lasu. Z lewej strony rozciągały się otwarte pola i łąki, z prawej odchodziła mniejsza dróżka. Las był tu nieduży, zaniedbany i zarośnięty, a wśród zarośli widzieli dach starej stodoły, a może kuźni. Budynek znajdował się jednak na tyle daleko, że nie przypuszczali, by miejsce, gdzie dokonano morderstwa, mogło mieć z nim jakiś związek.
– Czy to tutaj ją zamordowano? – zapytała Elena.
– Nie da się tego stwierdzić, równie dobrze mogła zostać po prostu wrzucona do rowu, a zabita w samochodzie czy w jakimkolwiek innym miejscu. Za późno już teraz na szukanie takich śladów.
Elena dobrze to rozumiała, z kobiety niewiele pozostało, jeszcze mniej z jej doczesnej godności. Szkielet, resztki skóry i włosów, trochę przegniłych strzępków ubrania, to wszystko.
Cóż za łajdak mógł to zrobić?
Polecono im przypomnieć sobie, kto przechodził obok nich poprzedniego dnia, na wypadek gdyby znaleziony nabój okazał się taki sam jak tutaj.
Powoli, z niezwykłą dokładnością, rozpoczęto przygotowania do transportu zwłok. Zanim się zakończyły, Jori w szumie powietrza powrócił swoją gondolą. Towarzyszył mu Jaskari.
No tak, Jaskari nie zdołał pohamować swojej ciekawości, pomyślała Elena z goryczą. Indry tego dnia z nimi nie było, nie miała najmniejszej ochoty oglądać znów tej przerażającej kopii zwyczajnego ziemskiego miasta.
Jaskari podał nabój Ramowi
Także inni Strażnicy przyjrzeli mu się z uwagą.
– Tak, to dokładnie ten sam rodzaj – stwierdził któryś. – Nie potrafimy zidentyfikować go bez wnikliwych studiów nad typami strzelb i pistoletów, doszliśmy jednak do wniosku, że pochodzi z końca dziewiętnastego wieku, na pewno nie z późniejszych czasów.
– No cóż, to eliminuje sporo osób – stwierdził Armas.
– Na przykład Heinricha Reussa, on przecież przybył tutaj w roku tysiąc siedemset czterdziestym szóstym.
– Masz rację, nie rozumiem tylko, kto i dlaczego miałby ze sobą ciągnąć naboje do Królestwa Światła.
– O, na świecie jest wielu lubiących sobie postrzelać typków – odparł Ram. – I wielu takich, którzy nie potrafią się rozstać ze swoją ukochaną bronią. Właśnie dlatego przypuszczamy, że mordercą jest zawodowy żołnierz,
– A czy nie jest możliwe, że ktoś, kto przybył tu wcześniej, kupił broń od któregoś z późniejszych przybyszy?
– Owszem, jeśli koniecznie chcesz, aby twój przyjaciel Reuss znalazł się w kręgu podejrzanych.
Jori zaśmiał się speszony.
– Wcale nie o to mi chodziło, lubię starego Reussa, on stanowi jakby część naszej rodziny. Czy wiadomo, kim była ta kobieta?
– Tak – odparł Ram. – Zidentyfikowano ją na podstawie resztek ubrania. Zniknęła jako pierwsza, miała na imię Doris. Ulicznica.
– Jak większość z tych, których nie możemy odnaleźć – wtrącił inny Strażnik. – Handel własnym ciałem w mieście nieprzystosowanych to, jak się wydaje, niebezpieczna profesja.
Elena nareszcie zdała sobie sprawę, czego poprzedniego dnia chciał od niej mężczyzna w samochodzie. Do tej pory przypuszczała, że sprzedawał narkotyki lub inny zakazany towar. Teraz jednak zapłoniła się tak, jak umiała tylko ona. Do jakiego właściwie stopnia można być głupim? Co prawda nigdy wcześniej nie słyszała o prostytucji, w Królestwie Światła było to nieznane pojęcie, i chociaż docierały do niej czasami jakieś wzmianki, nigdy nie zdołała pojąć, w czym rzecz.
Teraz wiele kawałeczków układanki trafiło na właściwe miejsca.
Co więcej: nic dziwnego, że jej młody, ubrany na biało bohater patrzył na nią z takim zdumieniem, kiedy pytała, czego chciał od niej kierowca.
O, cudowne Królestwo Światła, ze swą czystą naiwnością! Plugawe miasto i zniszczony świat na powierzchni skorupy ziemskiej. Jak to możliwe, by ktokolwiek naprawdę chciał mieszkać w osadzie nieprzystosowanych? Czy to dlatego, że ludziom nieobca jest skłonność poniżania się? Że pociąga ich to, co wulgarne, a brutalność wydaje się interesująca?
Elena nie potrafiła na to odpowiedzieć. Nie przybyła z zewnątrz, urodziła się w Królestwie Światła i kochała swoją ojczyznę.
Dotarł do niej głos Jaskariego.
– Czy wiemy w ogóle, jak nazywają się zaginione?
– Znamy kilka imion – odparł Ram. – A szef policji, którego mamy spotkać w laboratorium, przyrzekł dostarczyć możliwie pełną listę.
– Najważniejsze są, rzecz jasna, te dwie ostatnie – powiedziała Elena, chcąc pokazać, że i ona uczestniczy w wymianie myśli. – Uczennica, no i mała córka burmistrza.
Jaskari popatrzył na nią surowo.
– Wszyscy ludzie są ważni, powinnaś to wiedzieć, ty szczotko do zamiatania.
Czy on naprawdę stale musi wracać do kwestii jej włosów? Są przecież tacy, którym się one podobają. Ta myśl dodała dziewczynie odwagi.
– Ale tamte inne były takie… zdemoralizowane.
Przystojny ciężarowiec Jaskari przymknął oczy i westchnął:
– Wiemy, że mama Danielle i tatuś Leonard surowo wychowali swoją jedyną córkę, ale kochana, śliczna Eleno, ukryta za tą grzywą włosów, postaraj się zejść z chmur na ziemię. Rozejrzyj się po świecie szeroko otwartymi oczyma, zobacz, co napisano w „Kurierze carskim”, jednej z nielicznych książek, które trafiły tutaj z zewnątrz. Człowiek zawsze zachowuje swą wartość, nawet w najgłębszym upodleniu.
– Wiem o tym – odparła żałośnie. – Właśnie dlatego tak bardzo żal mi jest tej kobiety. Ten zwyrodnialec odebrał jej ludzką godność.
– A w następnej chwili nazywasz ją zdemoralizowaną? Co o niej wiesz? Co wiesz o przyczynach, które wygnały ją na ulicę? Jakim prawem ją osądzasz?
– Wcale jej nie osądzam. Ja… – Elena zorientowała się, że zapędziła się w kozi róg, i w końcu ze łzami w oczach odwróciła głowę.
Jaskari zaraz objął ją i uściskał.
– Uspokój się, kochana, rozumiem twój tok myślenia, chociaż trochę mi się on nie podoba. Ale teraz skupmy się na ważniejszych sprawach. Nadjeżdża samochód, który ma zabrać stąd tę nieszczęśnicę.
Elena wprawdzie wstydziła się własnych uczuć, lecz radowała ją myśl, że wkrótce powrócą do miasta nieprzystosowanych. Tam być może znów spotka swego bohatera w bieli, który ocalił ją od „losu gorszego niż śmierć”, jak to się kiedyś nazywało w staromodnych powieściach dla pań.