Выбрать главу

Nie przestawał schodzić jej z myśli.

Ten porywacz kobiet ściągnął tutaj Strażników, na dodatek potężnego Rama i ogromnie niebezpiecznego Dolga. Dzięki Bogu, że przynajmniej nie sprowadzili Marca, bo on przecież potrafi patrzeć przez człowieka na wskroś, dostatecznie źle jest już z tymi dwoma. Co mam z tym począć, ogromnie mi się to nie podoba, poważnie zakłóca moje plany.

Z drugiej jednak strony uwaga wszystkich skupia się teraz na zbrodni i dzięki temu nie zauważą, czym się zajmuję. Zresztą środki bezpieczeństwa zostały podjęte”. Wkrótce cała władza będzie należeć do mnie!

Zlewał go zimny pot. Dlaczego, u diaska, nie ukrył lepiej tej pierwszej kobiety? Zapomniał o niej, po prostu.

Napadając na nią, działał impulsywnie, najpierw chciał tylko skorzystać z jej zawodowych usług. Po długim czasie spędzonym w stolicy Królestwa Światła, gdzie sprawował się nienagannie, jak przystoi wysokiemu stopniem oficerowi, zatęsknił dość prymitywnie za kobietą. Wyzwolona wówczas żądza zabijania całkowicie go zaskoczyła. Ta kobieta miała włosy ciemnoblond tak jak jego żona, a ponadto coś w jej głosie bardzo mu ją przypominało. Kiedy w dodatku wymamrotała idiotycznie: „Bądź dobry dla małej Doris, to Doris też będzie grzeczna”, sprawa była przesądzona. Doris, tak brzmiało imię jego żony.

W jednej chwili zawładnęła nim wściekłość, w środku aktu rozpalona do białości nienawiść uderzyła mu do głowy, pożądanie nieznośnie rosło. Z początku nawet się nie zorientował, że jego ręce żelazną obręczą zacisnęły się wokół jej szyi, i dopiero kiedy spojrzał w wytrzeszczone, przerażone oczy, zrozumiał, co się z nim dzieje. Wszystko jednak było tak niesłychanie cudowne, tak niesamowicie podniecające, że nie mógł się już powstrzymać. Tak błogiego spełnienia nigdy wcześniej nie doświadczył.

Później poszukiwał podobnego zadowolenia, mogły mu je dać tylko kobiety podobne do jego żony Doris. Powtarzające się mordowanie tej niewiernej dziwki było dla niego niczym odwiedzenie raju. Zemsta, zemsta, a potem rozkosz spełnienia… Czy można chcieć więcej?

Teraz brakowało już tylko samej Doris. Zauważył ją, ale bał się, bał się niebezpiecznych mężczyzn przybyłych z Królestwa Światła, przestraszył się też, bo zgubił jeden nabój. Dawno temu, wtedy gdy wyszedł z zamiarem zabicia Doris i wpadł w tę przeklętą szczelinę w ziemi, miał pas z nabojami do swojej broni. Zabrał ze sobą cały ich zapas, powodowany nienawiścią postanowił załatwić całą sprawę porządnie. Broń zgubił, ale pas z nabojami zatrzymał.

Chyba wiedział, gdzie wypadł mu tamten nabój, musiało się to stać przy magazynie z fajerwerkami. Wyjął z kieszeni chusteczkę, podświadomość zarejestrowała, że coś zabrzęczało i potoczyło się po ziemi. Wówczas nie zastanawiał się nad tym dźwiękiem. Dopiero teraz zrozumiał, że to musiał być nabój, zawsze zabierał ze sobą przynajmniej jeden, kiedy wyruszał na łowy. Dodatkową przyjemność sprawiało mu zakończenie rytuału, wbicie naboju w martwą kobietę. Symboliczny akt, Doris miała zostać zastrzelona, no i swoim podbrzuszem upokorzyła go najbardziej.

Czy miał wybrać się na poszukiwanie naboju?

Nie, zapewne już go znaleźli, to najgorsze, co mógłby zrobić.

Niemożliwe, by go o cokolwiek podejrzewali.

Czuł się pewnie, był bezpieczny. Teraz została już tylko sama Doris.

Nareszcie tu przybyła.

8

Trzy panie z elity towarzyskiej miasta nieprzystosowanych stały niczym trzy przejrzałe gracje na środku wykładanej marmurem sali ratusza. Zwłoki kobiety przewieziono na obdukcję do laboratorium, natomiast Ramowi i jego młodym współpracownikom nakazano udać się do ratusza. Chcieli z nimi rozmawiać burmistrz i szef policji.

Wzdłuż ścian zebrały się grupki ludzi z miejskiej śmietanki.

Kobiety odwróciły się ku nowo przybyłym. Jedna miała zapłakaną twarz, druga pytająco pustą, a trzecia kompletnie pozbawioną wyrazu, wprost zimną i wrogą.

Przystojna kobieta, ta ostatnia, elegancka, ciemnowłosa, o dość ostrych, wprawnie podkreślonych makijażem rysach, Elenie przywiodła na myśl dumnego rasowego rumaka, którego kopnął inny koń. Zapłakana pani była do niej bardzo podobna, trochę tylko niższa, bardziej okrągła, znacznie też sympatyczniejsza.

Trzecia z pań wyglądała na bezbarwną gospodynię domową, której zainteresowania ograniczają się wyłącznie do usuwania z domu każdej drobiny kurzu i do chęci posiadania bardziej luksusowych sprzętów niż mają sąsiedzi.

Ach, jakże Elena potrafiła się mylić! Na pewno nie dało się o niej powiedzieć, że zna się na ludziach.

Ram przedstawił sobie zebranych.

Żoną burmistrza, tą, która tak bardzo chciała przenieść się do miasta nieprzystosowanych ze względu na wysokie stanowisko męża, okazała się, jak można się było tego spodziewać, owa chłodna elegantka. Łagodną zapłakaną kobietę przedstawiono jako jej siostrę, a tę, którą Elena w duchu tak niesprawiedliwie oceniła, jako siostrę rewizora.

Podczas gdy panie zajęły się rozmową z drugim ze Strażników, Elena szepnęła Ramowi:

– Tyle sióstr, czy to znaczy, że ani szef policji, ani rewizor nie są żonaci?

– Tak, podobno rewizor nie chce się ożenić, ugania się za spódniczkami, ale nie daje się złapać w sieci. O miłosnym życiu tego drugiego nic nie wiemy, utrzymuje je w tajemnicy.

Jeśli w ogóle je ma, pomyślała Elena, zerkając ukradkiem na grubego, świecącego od potu szefa policji. Widać jednak było po nim ślady dawnej urody, musiał być kiedyś przystojny, zanim zaczął za dużo jeść w czasie pracy.

Znów dopuściła się uogólnień, miała w zwyczaju odgadywanie charakteru ludzi, na ogół niestety bez powodzenia.

Ram zwrócił się do prostej jak trzcina burmistrzowej:

– Zapewniam, że bardzo wielu ludzi wyruszyło na poszukiwanie waszej zaginionej córeczki.

– Mam taką nadzieję – odparła surowo. – Odnalezienie dziecka jest obowiązkiem korpusu Strażników, powinni to zrobić już dawno temu.

Elena nie posiadała się ze zdumienia. Na miłość boską, pomyślała, przecież to jej zginęło dziecko, a nie jej zapłakanej siostrze. Jak może tak pouczać Strażników co za zimna ryba!

Kolejna omyłka, żalu i strachu wcale nie trzeba okazywać łzami, takie uczucia mogą znaleźć ujście w postaci agresji.

Elena nie myślała wcale o zaginionej dziewczynce, wiedziała bowiem, że naprawdę szuka jej mnóstwo ludzi. Po prostu nie dostrzegała tutaj swego ubranego na biało młodzieńca i wobec tego stwierdziła, że dalszy pobyt w tym miejscu jest pozbawiony sensu. Chciała wyjść, sprawdzić, czy nie ma go gdzieś na ulicach, może jej wypatruje?

Nie, pewnie raczej zajmuje się poszukiwaniem zaginionego dziecka. Akurat kiedy doszła do tego deprymującego wniosku, wydarzyły się jednocześnie dwie rzeczy. Ram polecił jej i Jaskariemu, by nie czekając na niego udali się do laboratorium, oboje wszak zajmowali się medycyną, a jednocześnie w kolejnej grupie osób do sali ratusza wszedł wyśniony książę Eleny.

Dziewczyna gotowa była wydrapać Ramowi oczy.

– Chodźmy, Eleno – przynaglił ją Jaskari.

– Dobrze, zaczekaj moment, ja…

Zobaczyła, że spojrzenie Johna ją odnalazło. Uśmiechnął się do niej tajemniczo, jak gdyby byli sprzysiężonymi. Nieśmiało skinęła mu głową.

Ku jej bezgranicznej uldze Ram zawołał:

– Zaczekajcie chwilę, jeszcze nie odchodźcie! Może lepiej będzie, kiedy pozostaniecie tu na czas omawiania szczegółów zniknięcia dziewczynki.

Oczywiście Elena nie zgłaszała żadnych sprzeciwów. Stała jak przyklejona do marmurowej posadzki. Kątem oka zauważyła, że John przemierza salę, chyba raczej jej nie opuścił, po prostu przeszedł na przeciwległy koniec.