Выбрать главу

Nie osiągnął wtedy pełnego zadowolenia, musiał prędko skończyć, zabić ją, jeszcze zanim rozkosz na dobre się pojawiła. Potem wrzucił ją do bagażnika, sam wskoczył do samochodu i odjechał czym prędzej jakby sam diabeł go gonił.

Wtedy właśnie odkrył szopę, rozpadającą się, zapomnianą, ukrytą wśród ciernistych krzewów.

Doskonała kryjówka, nie będzie musiał kopać w ziemi, wystarczy ją wrzucić.

Doris…

Dzisiaj jej się udało, ta mała wariatka wbiegła do lasu, czyżby nie wiedziała, co dla niej dobre? Nie pamiętała, jak doskonałym był kochankiem? Nie chciała z nim spędzić cudownych chwil? A potem dosięgłaby ją kara.

Ogarnięty wściekłością raz po raz uderzał ręką w kierownicę. Doris zniknęła w lesie, którego tak nienawidził i do którego bał się wchodzić.

Ale w końcu przecież musi stamtąd wyjść. Ta myśl sprawiła, że serce zaczęło mu uderzać w normalnym rytmie.

10

Kiedy wyszli ze spotkania u burmistrza, Jaskari czekał na nich w holu ratusza. Na ich widok poderwał się i ruszył im na powitanie. Jasnowłosy bożek o imponujących mięśniach i niewinnych niebieskich oczach.

Ram natychmiast go zapytał:

– Gdzie Elena?

– Po obdukcji wyglądała na wykończoną – odparł beztrosko Jaskari. – Odesłałem ją bezpośrednio do gondoli, bo chyba wracamy już do domu?

Na twarzy Strażnika odmalowała się surowość.

– Nigdzie nie wracamy, ledwie rozpoczęliśmy wypełnianie naszych dzisiejszych zadań. I jak odważyłeś się puścić ją samą w tym śmiertelnie niebezpiecznym miejscu, jakim stało się teraz to miasto?

Uśmiech Jaskariego nieco przygasł.

– Phi! Chyba nikt nie zechce uprowadzić Eleny?

Ram wbił w niego wzrok.

– Nie? A dlaczego nie? Elena jest szczególnie zagrożona, przed chwilą właśnie powtarzaliśmy sobie, że na szczęście jest z tobą. Natychmiast idziemy na rynek!

Jaskari spuścił z tonu. Nie bardzo pojmował całą sytuację} rozumiał jedynie, że zachował się głupio i że Ram rozgniewał się na niego. W milczeniu powlókł się za Strażnikiem.

Jori i Armas szli za nimi, wszyscy maszerowali prędko, z lękiem w sercach. Elena jest wszak taka naiwna, taka łatwowierna i nie potrafi się bronić, nie umie wyznaczyć żadnych granic, ugina się pod wolą innych ludzi.

Jori powiedział cicho:

– Wydaje mi się, że pielęgniarstwo nie jest właściwym zajęciem dla Eleny.

– Ja także to zauważyłem – przyznał mu rację Armas, wysoki potomek Obcych. – Źle jej z tym. Na pewno wymagający, kwękający pacjenci i leniwe pielęgniarki będą ją tylko wykorzystywać. Od rana do wieczora czeka ją podawanie basenów.

– Sądzę, że powinniśmy pomówić z Danielle i Leonardem.

– Tak, i to jak najszybciej.

Gdy jednak dotarli na rynek i ujrzeli pustą gondolę, przestraszyli się, że nigdy nie dojdzie do rozmowy z rodzicami Eleny, dziewczyny bowiem nie było.

Przez chwilę stali bezradni, nie wiedzieli, co począć. Jaskari z żalu i ze strachu gardło miał jak zasznurowane.

– Może jeszcze nie zdążyła tutaj dojść – zauważył nieśmiało.

– Jak dawno temu się rozdzieliliście? – zapytał Ram.

Jaskari popatrzył na zegarek.

– To było… Ach, nie, na miłosierdzie, upłynęła już ponad godzina!

Nie na żarty się teraz zaniepokoił.

– Czy mogła pójść coś zjeść? – podsunął Armas.

Jaskari pokręcił głową.

– Wątpię, by była w stanie cokolwiek przełknąć.

Strach sparaliżował ich wszystkich. Co powinni teraz zrobić?

– Jakieś kłopoty? – rozległ się za nimi znajomy głos.

Nadszedł Marco razem z Mórim i Dolgiem.

Ulga, jaką odczuli, objawiła się niemal fizycznym bólem.

– Elena zginęła! – wykrzyknęli chórem.

– Możecie być spokojni – uśmiechnął się Dolgo. – Otrzymałem wieści od elfów, Eleną zajął się Tsi-Tsungga.

– Co takiego? – z niedowierzaniem spytał Jori. – A co on tu robi?

Odpowiedział Ram:

– Las elfów skrawkiem sięga niemal do najstarszej dzielnicy miasta, to dość blisko stąd.

– Jakie to głupie z jej strony, że tam poszła – prychnął Jaskari.

– Jedyną osobą, która postąpiła głupio, jesteś ty – ostro przywołał go do porządku Ram. – Elena pewnie po prostu zabłądziła, w mieście nieprzystosowanych wcale o to nietrudno.

– Jakie to dla niej typowe, iść kawałek i zaraz się zgubić.

– Dość tego, co masz przeciwko tej miłej dziewczynie?

Dolgo starał się uspokoić ich wzburzenie.

– Tsi mówił elfom, że Elenę gonił jakiś czarny samochód, dlatego pobiegła do lasu.

– No tak, to wyjaśnia całą sprawę – stwierdził Armas. – Ale oznacza także, że Elena rzeczywiście jest w niebezpieczeństwie.

Ram tylko pokiwał głową.

– Przepraszam – westchnął Jaskari. – Nie mam nic przeciwko Elenie, dobrze o tym wiecie. Nie dają mi spokoju wyrzuty sumienia i dlatego wygaduję takie głupstwa. Irytuje mnie jej dobroć, dla wszystkich jest taka życzliwa i miła, brak jej iskry.

– Mnie się wydaje, że powoduje nią raczej strach niż dobroć – włączył się do rozmowy Marco. Jego melodyjny głos wszystkich ucieszył. – Lęk przed tym, że się nie sprawdzi, dlatego też jest taka przewrażliwiona. Na świecie żyje mnóstwo takich Elen, wiele z nich staje się ofiarami mężów, którzy lubią dręczyć żony. Mężczyźni wykorzystują ich gotowość do służenia im, a równocześnie ta cecha kobiecego charakteru niepomiernie ich irytuje. Brzmi to może dość zawile, ale tak jest naprawdę,

Jaskari miał wrażenie, że kurczy się w sobie. Wcale nie zamierzał być domowym tyranem, ale jego myśli podążały brzydkim torem, nie bardzo, tylko trochę, ale to już wystarczyło.

No a teraz okazało się, że Elena zniknęła.

Nie, nie zniknęła, jest z Tsi-Tsunggą.

O dziwo, Jaskariego ta myśl wcale nie uspokoiła.

Elena miała wrażenie, że zapachy w lesie elfów nagle się skondensowały. W powietrzu unosił się aromat świerków i sosen, usiłujących wyrosnąć na skalistych zboczach wśród liściastych drzew. Skapywała żywica i drzewne soki, ostry aromat ziemi wprawił dziewczynę w stan bliski oszołomienia.

Zmieszana i onieśmielona pogłaskała Czika.

– Miło cię znów zobaczyć, Tsi, jak się miewasz? – spytała zawstydzona.

Wzruszył ramionami.

– Chyba dobrze, a ty?

– Chyba też dobrze – odparła równie beztrosko i oboje wybuchnęli śmiechem.

W zielonym leśnym mroku ostre zęby Tsi połyskiwały biało.

W końcu elf spoważniał.

– Nie, tobie nie jest dobrze, Eleno. Mnie też nie. Co cię dręczy?

Westchnęła zniecierpliwiona. Siedziała z podwiniętymi nogami, Tsi klęczał przed nią i wyglądał wprost nieprzyzwoicie frywolnie, ale twarz miał zatroskaną.

– Nie wiem, przyjacielu, naprawdę nie wiem. Wszyscy mi tak dobrze życzą, to chyba ze mną jest coś nie w porządku.

Pogładził ją po ramieniu, Elena starała się ukryć dreszcz przyjemności, który przeniknął jej ciało, ale na próżno, gęsia skórka ją zdradziła.

– Z tobą wszystko jest w porządku, Eleno – powiedział w swym szeleszczącym języku, lecz wynalazek Madragów sprawił, że bez trudu rozumiała dźwięki. – Jesteś ciepłą, wspaniałą dziewczyną, zawsze byłaś dla mnie miła, ale podczas kilku naszych ostatnich spotkań sprawiałaś wrażenie, jakbyś się mnie bała. Dlaczego?

Co można odpowiedzieć na takie pytanie? Wyznać prawdę? Na pewno nie.

– No właśnie, dlaczego? – powtórzyła, udając obojętność. – Nie, Tsi, wcale się ciebie nie boję, przecież to ty ocaliłeś mi życie wtedy pod murem. Nie chcę mówić o moich dziwacznych reakcjach, to takie irracjonalne. A co z tobą, Tsi? Wyczułam pewne wahanie, kiedy cię spytałam o to, jak się miewasz. Czyżbyś nie był szczęśliwy?