Niestety teraz na obrazie pojawiła się czarna plama, na razie nie potrafił jej zlokalizować ani stwierdzić, co się za nią kryje.
Dolgo, choć otoczony przyjaciółmi, czuł się zdumiewająco samotny.
Zorientował się wreszcie, dlaczego. Jego myśli powędrowały do ostatnich dni spędzonych w Norwegii, tuż przed odnalezieniem wejścia do Królestwa Światła. Leżał w swoim łóżku w domu Gabriela, akurat zasypiał, gdy nagle usłyszał westchnienie i jakiś głos:
– Nie powiem, że jest mi z tobą łatwo, Dolgu Lanjelinie.
W półmroku dojrzał na brzegu łóżka drobną kobietę o miłej powierzchowności.
– Eliveva! – ucieszył się. – Mój duch opiekuńczy! Wspaniale znów cię widzieć! Tęskniłem za tobą.
– Rzeczywiście, od naszego ostatniego spotkania upłynęło sporo czasu – przyznała.
– Co masz na myśli, mówiąc, że nie jest ze mną łatwo? – spytał, unosząc się na łokciu. – Nigdy nie miałem zamiaru utrudniać ci życia.
Eliveva uśmiechnęła się z lekkim smutkiem.
– Opieka nad tobą, Dolgu, zawsze sprawiała mi wiele radości, ale jak wiesz, zmierzam dalej.
– Tak, kiedy przeprowadzisz już człowieka, czyli mnie, przez ziemskie życie, przeniesiesz się do wyższego wymiaru.
– Owszem, i moja dusza tego pragnie. I chociaż bardzo cię pokochałam, Dolgu Lanjelinie, to jesteś kłopotliwy. Przedłużasz mój pobyt na ziemi!
Wstrząśnięty musiał przyznać, że Eliveva ma rację.
– Dwieście pięćdziesiąt lat w królestwie elfów – powiedział słabym głosem. – A teraz… Do Królestwa Światła, gdzie można, zdaje się, żyć w nieskończoność. Poza tym ja… Ach, mój ty świecie, wszak ja jestem nieśmiertelny!
Eliveva z dość żałosną miną skinęła głową.
– Ależ tak dalej być nie może! – stwierdził wzburzony. – Musisz kontynuować z dawna wytyczoną wędrówkę przez kolejne wymiary. Ci, którzy wymyślili duchy opiekuńcze, nie brali pod uwagę, że Święte Słońce może zapewnić nieśmiertelność. To przecież straszliwie komplikuje całą sprawę. Czy nie mogę w jakiś sposób zwolnić cię z wyznaczonego ci zadania? Oswobodzić cię?
– Możesz, Lanjelinie, ty kłopotliwe dziecię sfer niebieskich – potwierdziła. – Jeśli odnajdziesz Królestwo Światła. Tam nie potrzeba duchów opiekuńczych i najwyżsi zostają zwolnieni z odpowiedzialności za ciebie. Proszę więc, postaraj się odnaleźć ukryte królestwo!
Obiecał, że uczyni, co w jego mocy.
W dniu, kiedy odnaleźli Wrota pod jednym z licznych kościołów w Oslo, Eliveva pojawiła się na chwilę.
Dolgo pamiętał ich wzruszające pożegnanie. Odbyło się bardzo prędko, tak aby inni niczego nie zauważyli. Kilka słów wypowiedzianych szeptem, delikatne muśnięcie jej miękkiego policzka, uśmiech. Widać było, że Eliveva jest szczęśliwa, choć jednocześnie z jej błyszczących od łez oczu bił smutek. Dolgo także przestał widzieć wyraźnie, spojrzenie nagle jakoś mu się zamgliło.
Wreszcie Eliveva zniknęła. Na zawsze.
Dlatego Dolgo odczuwał teraz żal. Dlatego wśród wspaniałości Królestwa Światła czuł się samotny. Miejsce u jego boku opustoszało.
Wiedział, że te uczucia przeminą, teraz jednak wciąż cierpiał.
– Siedzisz tutaj, Dolgo? I ty nie możesz zasnąć w tej przejrzystej jak kryształ nocy, rozjaśnionej łagodnym światłem?
Przy bramie stał Gabriel. Wszyscy nowo przybyli, a także cała rodzina czarnoksiężnika wraz z przyjaciółmi, Okiem Nocy, Tsi-Tsunggą i małą Siską z Królestwa Ciemności, wprowadzili się do Sagi.
Dolgo zaprosił Gabriela na werandę. Nero przywitał go przyjaźnie, poznał już Ludzi Lodu i bardzo ich polubił. Należeli do grona osób, na których widok nie warczał, przeciwnie – merdał ogonem. Każdy pies ma zwykle duży rejestr powitań, od wściekłego ujadania do nieprzytomnego zachwytu. Gabriel został przyjęty z umiarkowaną radością.
Gospodarz przyniósł orzeźwiające napoje i przez jakiś czas siedzieli gawędząc. Dolgo czuł, jak napływa spokój, Gabriel był miłym, skromnym człowiekiem, zatroskanym o swoje córki, lecz szczęśliwym, że znalazły się tutaj, z dala od niebezpieczeństw, jakie w świecie na powierzchni Ziemi czyhają na młode, nowoczesne dziewczęta.
Dolgo zwierzył mu się ze swej tęsknoty za Elivevą. Mógł się na to poważyć, wiedział, że Gabriel go zrozumie. I rzeczywiście, tak się stało.
– Ja także tęsknię – wyznał cicho. – Nigdy nie pogodzę się z utratą Gro i mego jedynego syna. To takie dziwne, Dolgo. Gro była taka drobna, sięgała mi ledwie do ramion, a chłopiec jeszcze mniejszy, dziecko. Jak tacy maleńcy ludzie, maleńcy także we wszechświecie, mogą pozostawić po sobie tak ogromną pustkę?
Dolgo ze smutkiem skinął głową.
– Dobrze wiem, co masz na myśli. Ale nie troskaj się o swoje córki. Są wspaniałe, obie, naprawdę.
Gabriel słuchał takich słów z przyjemnością. Roześmiał się nie bez czułości w głosie.
– Szkoda, że nie słyszałeś, jak kiedyś Miranda dyskutowała z Bodil. No tak, nigdy nie spotkałeś Bodil, och, ona była taka… Ech!
– Wiem – odpowiedział Dolgo. – Ojciec mi o niej opowiadał.
Gabriel nie chciał pamiętać, jaki okazał się głupi, o mały włos nie dając się omotać tej pięknej, lecz jakże wyrachowanej pannie. Podjął, siląc się na wesołość:
– No cóż, szkoda, że nie słyszałeś Mirandy. Dyskutowały… a raczej się kłóciły, to lepsze słowo… o to, jak kiedyś będą mieszkać, jakie będą mieć domy. Bodil wystąpiła ze wszystkimi wytartymi sloganami o luksusie i komforcie, a Miranda rozmarzonym głosem opowiadała o psach i innych zwierzakach, które z nią zamieszkają. Bodil warknęła na to, że ona do swego domu nigdy psa nie wpuści, bo to brudne stworzenia i robią tylko nieporządek. Owszem, mogłaby mieć jakiegoś eleganckiego charta, trzymałaby go na przykład w stajni. Miranda wpadła w furię. „Jeśli mój pies nie będzie mógł się swobodnie poruszać po domu, to nie chcę wcale żadnego domu!” krzyknęła ze złością. Nie powiedziała „nie chcę psa”, tylko „nie chcę domu”.
Dolgo odchylił się do tyłu i wybuchnął głośnym śmiechem.
– Jakie to typowe dla Mirandy – zachwycił się ciepło.
– Prawda? Różnica między nimi polega na tym, że, zdaniem Bodil, świat istnieje dla niej, Miranda natomiast uważa, że to ona istnieje dla świata.
Dolgo spoważniał.
– To wielka, zasadnicza różnica.
W łagodnym cieple nocy przeszedł go dreszcz. Po raz kolejny w jego wnętrzu zabrzmiała przestroga: „Uważaj! Coś się stało lub stanie się wkrótce. Ktoś znajdzie się w niebezpieczeństwie. Gdzieś czai się zło, oszustwo, zdrada”.
W Królestwie Światła? To nie do pomyślenia!
Gabriel obserwował syna czarnoksiężnika ze zdziwieniem. Patrzył na niemal niesamowitą w swej piękności twarz o bladości kości słoniowej i całkiem czarnych oczach, przywodzących na myśl przedstawiane niekiedy na obrazach stworzenia z podziemnego świata. To krew Lemurów, płynąca w żyłach Dolga, dała mu takie oczy. A Lemurowie odziedziczyli je po Obcych… Wszystko to czyniło zeń czarodziejską, lecz jakże kochaną istotę. Samotną. Na miłość boską, jakiż samotny jest ten chłopak, pomyślał Gabriel, zdjęty przerażeniem. Tak bardzo chciało się uczynić coś dla Dolga, ale co? Co można zrobić dla osoby obdarzonej nadludzką mocą, którą wykorzystuje wyłącznie w służbie dobra?
Jedyne, co można zaproponować temu niezwykle silnemu, a zarazem bezgranicznie samotnemu człowiekowi, to przyjaźń.
– Co z tobą, Dolgo? – cicho spytał Gabriel. – Wydajesz się taki zatroskany.
– Owszem – odparł syn czarnoksiężnika. – Coś się dzieje, Gabrielu. Coś niedobrego. I nie potrafię stwierdzić, co.