Jego nagie uda, brunatne w zielone plamy… Wyglądały na takie ciepłe i żywe, zorientowała się, że się w nie zapatrzyła, i odwróciła oczy.
– Szczęśliwy? – w głosie Tsi zabrzmiała pustka. – Nigdy chyba nie było mi tak dobrze jak teraz, a mimo to…
– Czegoś brak – dokończyła Elena.
Czekając na jego odpowiedź odnosiła wrażenie, że śpiew ptaków rozbrzmiewa coraz głośniej, las zgęstniał wokół nich, a powietrze stało się dławiąco duszne. Nie mogła patrzeć wprost na niego, przed oczami coś jej nieznośnie wirowało, w uszach szumiało.
– Czegoś brak – powtórzył Tsi powoli. – Chociaż tak dobrze mi u elfów, są moimi przyjaciółmi, niemal pobratymcami, nie mogę tylko…
Urwał ze smutkiem, Elenie przyszła do głowy pewna myśl.
– Czy elfy nas teraz widzą?
Tsi roześmiał się.
– Ależ nie, odesłałem je stąd. „Idźcie się bawić, dzieci”.
– Powiedz więc, czego nie możesz.
Tsi po chwili wahania odparł wciąż niewzruszony:
– Nie, o tym nie będziemy rozmawiać.
Ale beztroskim tonem nie zmylił Eleny. Jej myśli jednak zajęły inne sprawy, kiedy Tsi pochylił się do niej, wsunął dłoń za jej ucho i podniósł włosy do góry. Elena nie zdołała zapanować nad gwałtownym drżeniem. Lekki dotyk jego gorących, silnych, a zarazem delikatnych palców był niesamowitym przeżyciem, jaskrawo zielone oczy leśnej istoty zalśniły tak blisko, tak oszałamiająco blisko.
– Chciałem tylko zobaczyć, jak naprawdę wyglądasz – powiedział wesoło. – Ten gobelin zasłania cały widok.
I on też? Elena poczuła ogarniającą ją rezygnację. Ale Johnowi podobały się jej włosy. John, wspaniały John!
Jaki on właściwie jest? Usiłowała wyobrazić sobie jego twarz, ale kiedy Tsi, ta obezwładniająca zmysły istota, znalazł się tak blisko, okazało się to niemożliwe. Podniecone serce Eleny zaczęło uderzać szybko, uznała, że źle się dzieje, nie mogła jednak oderwać wzroku od tych rozbawionych oczu. Jakże kusząca stała się jego twarz, śmieszny delikatny nos, zalotnie wygięte usta.
Jak gorąco w tym lesie!
Tsi obiema rękami uniósł jej włosy, odsłonił twarz i szyję.
– Zobacz, przejrzyj się w moich oczach, przekonasz się, jaka jesteś ładna.
Elena usłuchała, głęboko w jego źrenicach ujrzała własne odbicie, ale zobaczyła całkiem inną dziewczynę: o czystych regularnych rysach, zgrabnych łukach brwi, gładkim, niewinnym czole.
Wzdychając odwróciła głowę. Akurat teraz daleko jej do niewinności. Krew tętniła jej w ciele, widać było, jak pulsuje w żyłach na szyi, podbrzusze płonęło, a dłonie same wyciągały się w jego stronę, aż musiała je zacisnąć na kępkach trawy.
Tsi-Tsungga puścił ją, wzrokiem pytając, co się stało. Przez chwilę w milczeniu siedzieli obok siebie.
– Czego ci brak u elfów? – zapytała niemal szeptem.
Długo musiała czekać na odpowiedź.
– Nie wolno mi się z nimi spoufalać. Są niewidzialne, znajdują się w innym wymiarze, stanowią czystą rasę. Ja nie.
Elena milczała, bardzo długo. Czy starczy jej śmiałości, by coś mu powiedzieć?
– Czy moje słowa są u ciebie bezpieczne?
– Dobrze wiesz, że tak.
– Mnie także ostrzegano, moja rodzina to ludzie liberalni, oprócz matki i ojca, którzy są doić surowi, ale wszyscy dają mi do zrozumienia, że muszę się zastanowić. Czekaj, aż miłość na poważnie pojawi się w twoim życiu, tak mówi nawet Taran, ona, taka wyzwolona. I często słyszałam drobne zawoalowane aluzje, że już na pewno powinnam się trzymać z dala od ciebie, rozumiesz?
– Oczywiście – odpowiedział Tsi nie bez goryczy. – To przecież te same słowa, jakich przez cały czas muszą wysłuchiwać panny z rodu elfów od swoich krewniaków.
Pytanie, które padło, zostało zadane niechętnie, jakby wbrew woli dziewczyny.
– To znaczy, że byłeś zainteresowany?
– Jestem istotą płci męskiej – odparł po prostu. – Bardzo chciałbym wiedzieć więcej o tym aspekcie życia.
– Ale nie masz na myśli jakiejś konkretnej panienki z rodu elfów?
– Nie, wszystkie są jednakowo śliczne.
Elena poczuła, jak ogarnia ją nagła niechęć do elfów.
– Z kim więc wolno ci przestawać? – zapytała.
– No właśnie, moi dawni przyjaciele z ruin twierdzy traktowali mnie jak bastarda, nie chcieli mieć ze mną do czynienia. A Lemurowie… stoją zbyt wysoko. Wy, ludzie, jesteście zupełnie inną rasą.
Elena, nie zastanawiając się, objęła go za szyję.
– Musisz być bardzo samotnym…
Na końcu języka już miała „chłopcem”, w ostatniej chwili zmieniła to jednak na „mężczyznę”. Tsi-Tsungga wcale, ale to wcale nie był już dzieckiem.
Ujął ją za rękę i przytulił do swego policzka.
– Jesteś taka dobra, Eleno.
Nie, na Boga, znów to samo, przecież ona ma też inne cechy, jest nie tylko dobra. Sama sobie wykopała grób, okazując wszystkim bez wyjątku życzliwość. Tak, miła, życzliwa i dobra, aż do mdłości.
Tsi oparł się na łokciu odwrócony w jej stronę, Elena ułożyła się tak samo. Łączyła ich teraz wspólna tajemnica, wiedzieli o swej samotności i niejasnych tęsknotach.
– Masz jakiegoś przyjaciela? – spytał Tsi.
Elena westchnęła ze śmiechem.
– Nic mi o tym nie wiadomo. Nie jestem najbardziej interesującą osobą na świecie, ale i ja mam uczucia, tak jak i ty. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, że ten, kto nigdy nie będzie miał nikogo bliskiego, jest skazany na przeżywanie miłości. To ogromnie niesprawiedliwe i bezlitosne moim zdaniem.
– Dlaczego ty miałabyś nie mieć bliskiej osoby?
– Przecież ja jestem nikim, nic nie potrafię, nie warto na mnie nawet spojrzeć, Jaskari codziennie mi to powtarza, pracujemy razem i tak go irytuje moja niezdarność, że nie może już na mnie patrzeć.
– Wcale w to nie wierzę, Jaskari to dobry chłopak.
– O, ty go nie znasz – syknęła Elena przez zęby. – Wiesz, ale teraz mam chyba wielbiciela. No, może to za dużo powiedziane, nie powinnam przesadzać, ale on… On chce na mnie patrzeć, to takie cudowne wrażenie.
Tsi przyglądał jej się badawczo. Wyciągnięty swobodnie w ciepłej trawie, wyglądał nieodparcie pociągająco. Elena znów musiała odwrócić wzrok.
– Zakochałaś się w nim?
– Oczywiście, przecież mu się podobam.
– Ależ, Eleno!
– Co? Co takiego?
Pojęła wreszcie, o co mu chodzi.
– No, nie wiem, on mi się podoba, czuję się zaszczycona, jest dość młody, przystojny i…
Znów zabrnęła w ślepą uliczkę. Chciała dodać „i mnie lubi”.
Zawstydzona swą uległością, zaczęła bawić się źdźbłem trawy. Co też ten Tsi-Tsungga o niej pomyśli? Oskarży ją zaraz, że nie ma własnego zdania.
No, ale czy tak naprawdę je miała?
Zauważyła nagle, że Tsi drżącymi wrażliwymi palcami muska jej sukienkę. Z jego twarzy biła samotność, pragnienie, by móc dzielić życie z innymi, włączyć się do jakiejś grupy, nie być traktowanym jak odmieniec, mieć choćby jednego przyjaciela, doświadczyć związku z drugą istotą.
Elena popatrzyła na silną, pięknie ukształtowaną dłoń, na palce bawiące się delikatnym materiałem, i gorąca wilgoć zalała jej podbrzusze. Piękną sukienkę wybrała na ten dzień, za ładną na odpychającą pracę w ponurym mieście nieprzystosowanych, chciała jednak atrakcyjnie wyglądać dla Johna. Jaskari oczywiście nie powstrzymał się od złośliwego komentarza na temat jej stroju.