– Chodźmy z tym do Marca – zaproponował Gabriel.
Dolgo zastanowił się.
– Tak, dobry pomysł. Ale nie teraz. Zaczekamy, aż nadejdzie ranek. Całe Królestwo Światła teraz śpi.
Nie było to prawdą, bo znalazły się co najmniej dwa nocne marki.
Zabawnie było zapraszać Indrę na późnowieczorną herbatę lub inny poczęstunek. Nikt nie zajadał ciastek z taką lubością jak ona.
Elena napiekła wiele wspaniałych smakołyków, nadziewanych i oblewanych słodką, lepką masą. Siedziały teraz we dwie w jej domu, zadowolone, zwinięte na sofie, kompletnie nieświadome tego, co się dzieje w ich wspaniałym kraju. Nie wiedziały o podłości, która czaiła się już od pewnego czasu, a teraz wypłynęła na powierzchnię niczym szlam w stojącej wodzie.
– Ci, co wmawiają ludziom, którzy powinni schudnąć, że „wystarczy tylko jeść mniej i więcej się ruszać”, nie mają zielonego pojęcia, o czym mówią – stwierdziła Elena, która od niedawna zaczęła walczyć z nadwagą.
Czasami bywała stanowcza, to znów, tak jak tego wieczoru, urządzała orgie jedzenia słodyczy. Człowiek wszak musi mieć od czasu do czasu jakąś przyjemność, nie można wciąż sobie wszystkiego odmawiać.
Podjęła myśclass="underline"
– Palacze, narkomani i alkoholicy mają prostszą sytuację. Mogą całkiem skończyć z używką, koniec i kropka. Czy sobie poradzą, czy nie, to już ich sprawa. Ale bez jedzenia obejść się nie można! Gdzie tu szukać miary? Ile i co należy jeść? Potrafię przez długi czas żyć o chlebie i wodzie albo jeść tyle, co wróbelek, ale to wszystko po prostu na nic. Ci chudzi szczęściarze, którzy stale człowieka dręczą, nie rozumieją tego. A tak w ogóle, to większość ludzi, mających kłopoty z wagą, lubi jeść wieczorem, nie da się temu zaprzeczyć.
– No właśnie – przyznała Indra, wciąż szczupła. Niedawno jednak, stając na wadze, przeżyła pierwszy szok. – Bez najmniejszego trudu da się nie jeść rano i przez wiele godzin w ciągu dnia, bo najzwyczajniej nie jest się głodnym.
– Tak, dopiero koło czwartej po południu głód rusza do ataku. A im bliżej wieczoru, tym bardziej smakuje wszystko, co jadalne.
– I w niczym nie pomaga słuchanie tych mędrków, którzy twierdzą, że najważniejsze jest solidne śniadanie.
– Bo tak wcale nie jest – zgodziła się z nią Elena, zmiatając okruszki ciastka ze stołu. Dyskretnie wrzuciła je za kanapę. – Tyle razy wypróbowywałam ten system. Pochłaniałam obfite śniadanie i lunch, i czułam się od tego kwadratowa. A i tak wieczorem byłam równie głodna jak zwykle!
– Ci chudzi jak patyki, którzy mogą zjeść absolutnie wszystko bez przybierania na wadze, zawsze wiedzą najlepiej, co ci obdarzeni mniejszym szczęściem mają robić, żeby schudnąć. „Troszkę przytyłaś”, zauważają ze źle skrywaną radością, tak jakby biedaczysko sam sobie tego nie uświadamiał! „Jesz tyle, co wieprzek, poruszaj się trochę!” Łatwo tak powiedzieć, zwłaszcza komuś, kto boi się nawet powąchać jedzenie. Nie mówię z własnego doświadczenia, ale w świecie na zewnątrz znałam niejedną osobę, która okropnie cierpiała, bo nigdy nie mogła się najeść do woli, a mimo to nie chudła.
– No właśnie. Ale muszę dodać, że w kręgu naszych znajomych nie spotkałam nikogo tak nietaktownego. Można ich za to znaleźć w mieście nieprzystosowanych, często miewam tam dyżury.
– Ja też nie słyszałam o takich nieprzyjemnościach tutaj, w Królestwie Światła. Presja odchudzania należy do zewnętrznego świata. Ale ku mojej złośliwej radości pewien chłopiec wyraził się przy mnie o bardzo chudej dziewczynie: „To musi być takie uczucie, jakby się kochało z paczką gwoździ”. Fajnie, prawda?
– Pocieszające – uśmiechnęła się Elena, lekko wstrząśnięta bezpośredniością przyjaciółki. – Tęsknisz czasami za tamtym światem?
– Zwariowałaś? Tutaj mogę być sobą. Oczywiście brak mi czasami pewnych, jak to powiedzieć, elementów związanych ze środowiskiem, jak jutrzenka o poranku czy zachody słońca albo wiosenne zmierzchy o barwie indygo, ale wtedy myślę zawsze, że gdybym wróciła do tamtego świata… Ach, jakże bym tęskniła za tym!
Elena zamyślona pokiwała głową. Nigdy nie widziała świata na powierzchni Ziemi i nie bardzo potrafiła go sobie wyobrazić.
Indrze zebrało się na zwierzenia. Zachichotała.
– Wiesz, że kiedy tam mieszkałam, pisałam opowiadania, wiersze i inne drobiazgi? Naprawdę, w dodatku, moim zdaniem, z całkiem niezłym rezultatem. Popełniłam jednak głupstwo i pokazałam je jeszcze komuś, koleżankom, nauczycielce. Niektóre mnie wyśmiały, profesorka się zakłopotała i zaczęła mi tłumaczyć, że skoro w innych rzeczach jestem dobra, to dlaczego biorę się za pisanie? Inni nie pojmowali absolutnie nic
– Daj mi coś przeczytać – poprosiła Elena.
Indra zamyślona pokiwała głową,
– Zaczęłam potem fantazjować, wymyślać, że kiedyś, w nieokreślonej przyszłości, istoty z planet odległych od nas o lata świetlne przybędą na zgasłą, wymarłą Ziemię. Znajdą na niej jedynie moje bazgroły i stwierdzą: „Stworzenia zamieszkujące to ciało niebieskie wcale nie stały tak nisko. Potrafiły myśleć, przecież to jest naprawdę niezłe!” – roześmiała się. – W ten sposób i mnie czeka kiedyś uznanie.
– Tak nisko się oceniasz? – uśmiechnęła się Elena. – Nie masz żadnego powodu. Ale powiedz mi, dlaczego zdecydowałaś się przenieść do Królestwa Światła?
Indra zastanowiła się:
– Myślę, że większość ludzi stamtąd ma jakąś własną wizję idealnego świata. Utopię, marzenie o miejscu, gdzie wszystko jest dobre i piękne. Powstało już całe mnóstwo książek o takiej krainie bez zła, śmierci i innych nieprzyjemnych rzeczy. James Hilton pisał o Shangri La, Aldous Huxley odwrócił to trochę i stworzył satyrę na ten temat „Nowy wspaniały świat”. Tomasz Morus wymyślił Utopię, idealną wyspę na Oceanie Spokojnym. Można to ciągnąć w nieskończoność. Odwieczne ludzkie marzenia o idealnym świecie inspirowały także wielu poetów.
– A czy wspominano także o środkowym punkcie Ziemi?
– Och, tak! Zupełnie fantastyczne książki. Juliusz Verne stworzył „Podróż do wnętrza Ziemi”. Halley, wiesz, ten od komety… (Elena nie wiedziała, komety nie należały do jej świata), Edgar Allan Poe, Lytton pisał o vrilu, tajemniczym cudownym pierwiastku, który miał się tu znajdować, i jeszcze wielu innych plotło na ten temat, ale jeden, Emerson, był bardziej konkretny. Opisał Norwega, Olafa Jansena, który miał odnaleźć wejście. A współcześni pisarze science-fiction prześcigają się w opowieściach o wydrążonej Ziemi. Natomiast „wszystkowiedzący”, uczeni, stanowczo odrzucają takie pomysły.
Nie przerywały pogawędki. Elena zwierzyła się Indrze, że z początku wcale nie miała ochoty przeprowadzać się z Zachodnich Łąk do Sagi, lecz zdecydowano za nią, a ona się na to zgodziła. Teraz bardzo się z tego cieszyła. Radowała się też ogromnie, że znalazła przyjaciółkę w Indrze, bo Berengaria trzymała ostatnio raczej z bliższymi jej wiekiem Siską i Sassą.
Miranda natomiast nie przyjaźniła się z nikim, chadzała własnymi ścieżkami i nie miało sensu nawet pytać, dokąd one prowadzą.
– Ludzie przestawiają mnie to tu, to tam – westchnęła Elena. – A ja im na to pozwalam, bo na coś innego brakuje mi odwagi.
– Co za głupstwa! Nie wolno ci być taką słabą!
– I tak źle myśleć o sobie? – uśmiechnęła się Elena. – Ale ja przecież nie jestem… Ojej, przepraszam, telefon dzwoni, muszę odebrać.
Telefonował Jaskari, który studiował medycynę. Właściwie chciał pracować jako weterynarz, lecz w Królestwie Światła więcej było chorych ludzi niż zwierząt. Zawód lekarza i tak dawał dobre podstawy, gdyby później postanowił przekwalifikować się na specjalistę od zwierząt.