Выбрать главу

Wielka runa marzeń sennych, wyryta w srebrze lub na białej skórze w noc letniego przesilenia. Jego runa sporządzona była na białej niegdyś jak śnieg, teraz pociemniałej ze starości skórze, lecz rysunek pozostawał całkiem wyraźny. Należało na niej spać, a kiedy słońce stanie najniżej, człowiekowi przyśni się to, o czym śnić pragnie.

Móri uśmiechnął się, w Królestwie Światła trudno było powiedzieć, że słońce stoi wysoko czy nisko, przez cały czas bowiem znajdowało się w jednym i tym samym punkcie, tylko nocą jego światło było nieco bardziej przytłumione. Wziął jednak stary kawałek skóry i wsunął go pod poduszkę. Pozostawało teraz tylko mieć nadzieję, że Lea, ich gospodyni, nie zechce przed nocą zmienić pościeli, ale nie przypuszczał, by tak się miało stać.

Usiadł przy stole, zasłonił twarz dłońmi i skupił się wyłącznie na tym, co miało mu się przyśnić: na Misie. Chciał we śnie zobaczyć, gdzie jest i jak się miewa.

Dolgo działał najskuteczniej.

Rozmyślał o tym, co dotychczas nie przyszło do głowy nikomu innemu.

Poszedł do lasu rozciągającego się w pobliżu miasta nieprzystosowanych, do tego samego lasu, gdzie Tsi i jego wielka wiewiórka Czik uratowali Elenę.

Tsi w lesie teraz nie było, ale bo też i nie jego szukał Dolgo. Towarzyszył mu wierny przyjaciel Nero, który patrzył na swego pana ze zdziwieniem.

Dolgo znalazł w lesie niewielkie wzgórze pokryte soczystą zieloną trawą, rosły na nim smukłe brzozy. Norwegowie i inni mieszkańcy północnych krain rozpoznaliby białe, niekiedy pokrzywione pnie górskiej brzozy o drobnych listkach. Drzewa i trawa wyglądały tak przyjemnie, że Dolgo miał ochotę wyciągnąć się na ziemi, przymknąć oczy i tylko odpoczywać. Nie miał jednak teraz na to czasu, usiadł ze skrzyżowanymi nogami i zaczął cicho nucić. Brzmiało to jak wabienie. Nero nastawił uszu.

Po pewnym czasie w powietrzu rozległ się szum, Dolgo otworzył oczy i uśmiechnął się do tłoczących się wokół niego elfów.

– Kim jesteś, ty, który znasz nasze dźwięki? – spytał jeden z przybyszów głosem dźwięcznym jak dzwoneczek.

Dolgo opowiedział o swym wieloletnim pobycie w Gjáin, dolinie elfów. W gromadzie zapanowało poruszenie, rozległy się śmiechy, elfy podeszły bliżej, chciały go dotknąć, pieściły jego ludzką skórę, do ucha szeptały tajemnice. „Ty jesteś przecież Lanjelin, nasz Lanjelin”, a on śmiał się wraz z nimi. Zaraz jednak spoważniał.

– Dobre moce w Królestwie Światła potrzebują waszego wsparcia, przyjaciele. Wy, którzy krążycie wszędzie, szybciej niż przenosi się myśl, czy możecie poprosić kogoś, kogo znam, aby tutaj przybył?

Elfy bardzo chciały spełnić jego życzenie.

– Wezwijcie więc mego przyjaciela Cienia, on wywodzi się z rodu Lemurów i zapewne przebywa gdzieś w ich siedzibach. Pragnę też spotkać Lemurów, którzy niegdyś byli błędnymi ognikami. Znacie ich, przybyłyście tutaj wszak wraz z nimi. Proszę też, abyście powiadomiły duchy mego ojca Móriego, ale musicie je ładnie poprosić, nie stawią się na byle jakie żądanie. I… – zawahał się. – Tak, sądzę, że powinnyście przywołać także przodków Ludzi Lodu. To spora gromada, ale zmieści się na równinie pod tym wzgórzem. No i jeszcze bardzo proszę, abyście wszystkie tutaj wróciły. Wasza wiedza i zdolności są dla nas, ludzi, nader cenne.

Elfy przyjęły jego pochwały z zadowoleniem. Chwilkę rozmawiały między sobą, potem zniknęły.

Dolgo powrócił do bardziej ziemskich metod komunikacji, do jakich zaliczał się telefon komórkowy. Wezwał najpierw swego ojca czarnoksiężnika, który akurat zakończył medytację nad snem, mającym mu się przyśnić. No i Marca, uradowanego możliwością, opuszczenia dusznego pokoju w ratuszu. Obaj natychmiast wsiedli do swoich gondoli i wyruszyli do lasu w miejsce wyznaczone przez Dolga.

Kiedy czekał na nich, pojawił się zdziwiony i nieco urażony Tsi-Tsungga ze swoją wiewiórką na ramieniu.

– Czy my na nic ci się nie przydamy?

Dolgo wstał.

– Ależ mój drogi, zaliczyłem cię do elfów, spodziewałem się, że przybędziecie wszystkie. A może potrzebne ci specjalne zaproszenie? – dokończył z uśmiechem.

Tsi wysunął język, krzywiąc się ironicznie.

– Nie, po prostu nie wiedziałem, ja sam nie uważam się za elfa, jestem z nimi tylko spokrewniony.

– Dobrze w każdym razie, że się pokazałeś. Nadchodzą też ojciec i Marco, niemal równocześnie.

Nero powitał ich z radością.

Obaj przybyli nie mogli się pogodzić z tym, że sami nie wpadli na ten pomysł. Dolgo naprawdę postąpił mądrze, przywołując wszystkich, którzy mogą im pomóc Dlaczego oni…?

– Cień! – uradował się Dolgo na widok kroczącego przez las starego przyjaciela i obrońcy.

Rosłemu Lemurowi towarzyszyło wielu jego krewniaków.

– Zła krew pojawiła się w Królestwie Światła – rzekł Cień, kiedy już się przywitali. – Słusznie postąpiłeś zwołując nas tutaj.

– Zrobimy wszystko, co w naszej mocy – obiecał inny Lemur.

Zaczęli się teraz schodzić całymi gromadami. Elfów było znacznie więcej niż poprzednio, a Lemurowie to naturalnie błędne ogniki, które Dolgo jako dziecko ocalił od samotności.

Przybyło osiem dostojnych, dumnych duchów Móriego. Zwierzę, którego dawne rany w pełni się już zagoiły, po przyjacielsku przywitało się ze swym dawnym kompanem Nerem. Inne duchy, niegdyś przerażająco szpetne, budzące grozę swym wyglądem, tu, w Królestwie Światła, odzyskały dawną urodę. Móri wzruszony powitał je wszystkie, a Nidhogg zaraz spytał o Tiril. Móri powiedział mu, że żona miewa się jak najlepiej, i zaprosił, by kiedyś ich odwiedziły.

Duchy najwyraźniej nie miały nic przeciwko temu.

Pojawiły się też duchy Ludzi Lodu, przodkowie Marca. Tengel Dobry, Sol, Villemo, Heike, Shira, Mar, Ulvhedin, Ingrid i jeszcze kilkoro. Ucieszyli się ogromnie, że mogą w czymś pomóc. Marco pojaśniał z radości.

Elfy jednak ostrzegły:

– Nikt z tych, którzy się tu zgromadzili, z wyjątkiem Marca, Móriego i Dolga, nie może wejść do miasta nieprzystosowanych.

– Ależ dlaczego? – zdziwił się Dolgo.

– Ponieważ Obcy pragną, aby nasze czyste dusze przyrody pozostały nie splugawione – odparł Tsi-Tsungga. Mocno trzymał swoją wiewiórkę, wyraźnie przestraszoną obecnością Nera i wilka. Dolgo poradził mu, aby pozwolił im obwąchać zwierzątko, i kiedy tak się stało, znów zapanował spokój.

Móri jednak nie mógł pogodzić się z tym, co powiedziały elfy.

– W mieście nieprzystosowanych nie jest aż tak źle. Większość mieszkańców to na ogól porządni ludzie.

– No widzisz, sam to powiedziałeś – zauważył Cień. – Na ogół. Są wśród nich złe indywidua, a zwykli ludzie… No cóż, większość z nich rzeczywiście nikomu nie wyrządzi krzywdy, ale normalni ziemianie nas nie akceptują. Zdarzyło się, że niektóre z istot przyrody zostały ukamienowane, a to dlatego, że były inne i budziły strach wśród zwyczajnych ludzi. My możemy się z wami stykać, ponieważ jesteście wyjątkowi, wyrozumiali, akceptujecie nas, lecz inni, szczególnie ci z miasta nieprzystosowanych? O, nie, dziękujemy. Ale co możemy dla was zrobić? Słyszeliśmy, że jedno z Madragów zniknęło. Z wielką chęcią zajmiemy się odszukaniem tak miłej i dobrej istoty. Kto jeszcze zaginął?

Marco opowiedział o dziewczynce, a Dolgo o złym człowieku, który zabijał kobiety, ostatnio zaś zgładził Opryszka i dyrektora personalnego ratusza.

Obiecali przeszukać całą krainę, od końca do końca, z wyjątkiem miasta nieprzystosowanych. Samo przez się rozumiało się także, że nie zapuszczą się do północnej części kraju, należącej wyłącznie do Obcych, ani też na południowe krańce. Młodzież zawsze interesowało, co się tam znajduje, ale nikt nigdy niczego się nie dowiedział.