– Jakieś miejsce, gdzie do Misy można dotrzeć wyłącznie za pośrednictwem galdrów Móriego – powtarzał zamyślony Marco. – Musi się znajdować w jakimś nadzwyczajnym odosobnieniu.
Z naprzeciwka nadciągnął Heinrich Reuss.
– Ach, to wy, kochani przyjaciele! – zawołał już z daleka.
– Ten człowiek ma jakieś problemy – westchnął Ram, kiedy Reuss uczepił się Dolga. – Czy nie ma w waszej rodzinie kogoś z bardziej współczesnej epoki, kto mógłby z nim porozmawiać?
– Nataniel – odparł Marco po chwili namysłu. – Sądzę, że Nataniel jest najbardziej odpowiedni. A może powinien porozmawiać również z jeszcze jedną osobą z tego miasta?
– Wiem, kogo masz na myśli – prędko zapewnił Ram. – Ale jeszcze nie teraz. Wyjaśnijmy najpierw te straszne zbrodnicze historie. Dowiedzmy się, kto się za tym kryje. Przecież nienawiść do kobiet nie usprawiedliwia napaści ani morderstw dokonanych na kobietach. Chociaż nienawiść to chyba zbyt mocne słowo, jeśli chodzi o tych dwóch, których mamy na myśli.
Heinrich Reuss dołączył do grupy, okazało się bowiem nagle, że ma jakąś pilną sprawę w ratuszu. Słowa lały się z jego ust niczym wodospad, rozmawiał z Dolgiem, który w odpowiedzi tylko łagodnie się uśmiechał. Dolgo był na tyle mądry, że zwolnił kroku razem ze swym gadatliwym towarzyszem, tak aby przynajmniej inni mogli swobodnie wymieniać myśli.
– Znaleźliście kulę, która trafiła Jaskariego? – dopytywał się Jori, ogromnie dumny z tego, że wraz z Armasem został dopuszczony do grupy ekspertów.
– Owszem – odparł Ram. – Pochodziła z pistoletu służbowego, który zwykle znajduje się w ratuszu. Teraz niestety zniknął.
– To znaczy, że każdy mógł go pożyczyć?
– Tylko ci, którzy wiedzieli, gdzie leżał, a takich osób jest niewiele.
Jori się nie poddawał.
– A ten, który zastrzelił Johna, dyrektora personalnego? Znaleźliście chyba złoczyńcę w ratuszu?
Ram, którego rysy twarzy wskazywały na lemuriańskie pochodzenie, zmarszczył wysokie czoło.
– Z budynku jest kilka wyjść, nie zdążyliśmy zamknąć wszystkich. W dodatku w środku przebywało wielu urzędników, przesłuchaliśmy ich oczywiście, niestety bez rezultatu. Nie odnaleźliśmy też broni, z pewnością tej samej, z której strzelano do Jaskariego, chociaż przeczesaliśmy cały ratusz.
– Gdybyśmy tylko mogli odkryć jakiś schemat – denerwował się Armas, przystojny potomek Obcych. – Ale on wciąż pozostaje niewiadomą.
– Tak, ponieważ mamy do czynienia z dwoma przestępstwami – oznajmił Ram. – Tak nam się przynajmniej wydaje.
Jori usiłował wlać im w serca trochę otuchy.
– W każdym razie cieszę się z jednej rzeczy, którą powiedział Móri.
– Tak?
– Z tego, że osoba, która przetrzymuje Misę, owija się w coś, bo to znaczy, że się przed nią ukrywa.
– Może ich być dwóch.
– To niczego nie zmienia. Właśnie ten szczegół wskazuje, że nie chcą, aby zobaczyła ich oblicza, żeby dowiedziała się, z kim ma do czynienia. I w takim razie dla Misy jest jakaś nadzieja.
Zatrzymali się.
– Masz rację, Jori – skinął głową Marco. – Gdyby nie dbali o ukrycie swoich twarzy, oznaczałoby to, że i tak mają zamiar ją zabić, kiedy już będzie po wszystkim.
– Dobrze pomyślane, Jori – pochwalił go Ram.
Znów ruszyli. Z daleka ujrzeli burmistrza i jego żonę, którzy właśnie wyszli z ratusza i wsiadali do samochodu. Ram zawołał do nich i zatrzymał ich ruchem ręki.
– Ja myślałem o czymś innym – włączył się do rozmowy Armas. – Ta surowa dama, burmistrzowa, odniosłem wrażenie, że bardzo nie lubi Johna, może to ona…?
– Zastrzeliła go? No cóż, to stara historia, nie wiem kto i co zrobił, poszeptywano jednak, że ona miała na niego oko, a on ją odrzucił. Inni uważają, że było przeciwnie, że to on się do niej zalecał. Nie wiem, która wersja jest prawdziwa, a poza tym, jak mówiłem, to wszystko wydarzyło się dawno temu.
– Takie rzeczy potrafią długo nie dawać spokoju – stwierdził Marco.
Doszli już do burmistrzostwa, którzy wyraźnie postarzeli się ze strachu i rozpaczy, wywołanych przeżyciami ostatnich dni.
– Nieszczęścia zawsze chodzą parami – przywitał ich burmistrz z goryczą. – Na powierzchni ziemi wykonują kolejne próby jądrowe.
– Tak, słyszałem o tym – powiedział Ram. – Czyste szaleństwo!
– Właśnie. Ale my tutaj w mieście jesteśmy całkowicie ubezpieczeni od poczynań idiotów, nic nie może wyrządzić nam krzywdy. Ja i moi ludzie zadbaliśmy już o to. A jak wasze dochodzenie? Coś nowego? – spytał cicho. Jego sympatyczna twarz nosiła znamiona troski.
– Sądzimy, że już wkrótce się przejaśni – ostrożnie powiedział Ram, wciąż bowiem wszyscy mieszkańcy miasta byli podejrzani i nie należało ujawniać zbyt wielu informacji. – W każdym razie jaśniej patrzymy na sprawę zaginięcia waszej córki i Misy z rodu Madragów.
Burmistrzowa kurczowo złapała go za ramię.
– Odnaleźliście Weronikę? Gdzie? Gdzie ona jest?
– Proszę zachować spokój – Ram usiłował pocieszać ich, nie zdradzając przy tym za wiele. – Nie odnaleźliśmy jej jeszcze, ale okrążamy już miejsce, gdzie są przetrzymywane. Przynajmniej Misa żyje i, jak przypuszczam, dziewczynka również.
Z piersi rodziców wyrwało się westchnienie ulgi.
– Co możemy zrobić? – spytał burmistrz drżącym głosem. – Uczynimy wszystko, absolutnie wszystko co w naszej mocy, by uratować córkę. Nie zmrużyłem oka od czasu jej zniknięcia i moja żona też nie spała.
Kobieta potwierdziła słowa męża.
– Szukaliśmy jej wszędzie, dosłownie wszędzie, sądzę, że nie ma jej już w mieście.
Właśnie, że jest, pomyślał Jori, ale na głos nie powiedział nic, skoro Ram nic nie wyjawił. Ostrożność, przede wszystkim ostrożność, rodzice dziewczynki mogli przekazać informacje osobom, do których nie powinno dotrzeć, ile wie grupa dochodzeniowa.
Ram rzekł z pewnym wahaniem:
– Przypuszczam, że to najpewniej Móri je odnajdzie.
Nieostrożne słowa, zganił go w duchu Jori.
– Móri? Czarnoksiężnik? – zdziwili się burmistrzostwo chórem. – Gdzie on wobec tego jest, dlaczego nie ma go razem z wami?
Ram uśmiechnął się półgębkiem.
– Wcale nie musi tutaj być, Móri posługuje się niekonwencjonalnymi metodami.
– Ale gdzie jest? – dopytywała się burmistrzowa.
Nie zdradzaj tego, błagał Jori w duchu, i Ram wysłuchał jego prośby bez względu na to, czy umiał czytać w myślach, czy też nie.
– Szczerze mówiąc, gdzie przebywa akurat teraz, nie wiem.
O, dobrze to wiesz, cieszył się Jori, jest przecież w przepięknym lesie elfów. Ram ciągnął:
– Ale kiedy będzie wiedział coś więcej, natychmiast się z nami skontaktuje.
– Bardzo chcielibyśmy z nim porozmawiać, musimy wiedzieć, musimy sami szukać w bardziej konstruktywny sposób, takie poruszanie się na oślep, po omacku, doprowadza nas oboje do szaleństwa.
– Dobrze to rozumiemy – rzekł Ram ze współczuciem. – Akurat teraz możecie nam pomóc, musimy obejrzeć plany miasta, dlatego właśnie idziemy do ratusza.
– Dobrze, wejdźcie, odwiozę tylko żonę do domu, wrócę do was za kilka minut – powiedział burmistrz.
Pożegnali się i ruszyli po schodach ratusza, a samochód zniknął za rogiem. Dokoła panowała kompletna cisza, przypomniało im to, że znajdują się w mieście, którego mieszkańcy żyją w ciągłym lęku, chowają się przed złem.
Dlatego wszyscy drgnęli przestraszeni, kiedy gdzieś z tyłu rozległo się wołanie.
Od strony rynku biegła ku nim znajoma postać. Nie spodziewali się, że przyniesie ona rozwiązanie przynajmniej jednej zagadki.