Dostrzegła wreszcie matkę, żonę burmistrza, stojącą nieco z tyłu za innymi.
– Cześć, mamo – powiedziała do niej i wyciągnęła ręce. Kobieta podeszła do dziewczynki, objęła ją i szepnęła coś do ucha.
– Nie, mamo, nic nie powiem – odszepnęła Weronika. – Ale czy mogę już wrócić do domu? Okropnie nudno być tutaj tak długo.
Szept Weroniki był bardzo wyraźny, wszyscy go usłyszeli.
19
– Ależ moja droga – zwrócił się wstrząśnięty burmistrz do żony.
Obrzuciła go lodowatym spojrzeniem.
– Milcz! Wszystko to twoja wina!
– Moja wina? O co ci chodzi?
Jasne się stało, iż zrozumiała, że córka ją zdradziła. Nie starała się nawet ukryć swoich zamiarów.
– Jak mogła pani narażać własne dziecko na coś podobnego? – dziwił się Móri.
– Nie rozmawiam z ludźmi niższego gatunku. Żaden z was nic nie jest wart, szarlatani, czarodzieje, plebejusze, którzy nie wiadomo, jakim cudem się wywyższyli. Ja wywodzę się ze szlachty, nigdy nie powinnam była wychodzić za mąż poniżej swego stanu. – Zwrócona do męża ciągnęła: – Sądziłam, że tkwi w tobie potencjał na coś wielkiego, ale to przez cały czas ja musiałam walczyć, pomagać ci przeć do przodu, zdobywać coraz wyższe stanowiska jeszcze w świecie na Ziemi. A potem… Kiedy spadło na nas nieszczęście i trafiliśmy do tej przerażającej dziury we wnętrzu Ziemi… Ach, jakże się męczyłam! Okazałeś się najtrudniejszym do kierowania mężczyzną, jakiego można sobie wyobrazić. Nigdy niczego nie rozumiałeś. Nie widziałeś, jakie możliwości otwierają się przed nami. Zwycięstwo, władza, tu w tej krainie i tam w cudownym świecie na zewnątrz, gdzie można awansować, nie tak jak tutaj, gdzie wszystko pozostaje pod kontrolą jakichś pokrak!
– Ani Obcy, ani Madragowie, ani Lemurowie nie są pokrakami – gwałtownie zaprotestowała Indra. – Mają szlachetne usposobienie, czego nie da się powiedzieć o tobie, żałosna karierowiczko. I nie mów nic o swym rzekomo szlacheckim pochodzeniu. Mamy tutaj prawdziwego księcia, Marca z Ludzi Lodu, nie jesteś nawet godna lizać mu sznurówek.
Rozgniewana Indra nie zauważyła nawet, że pomieszała ze sobą dwa powiedzenia, ale nikt na to nie zareagował. Większość w duchu pochwaliła ją za ten występ. Burmistrzowa nie zaszczyciła jej jednak nawet słowem. Posłała tylko dziewczynie zabójcze spojrzenie, ale Indra nie takie rzeczy potrafiła znieść.
Burmistrz rzekł oskarżycielskim tonem:
– Skąd zdobyłaś kod dostępu do schronów? O ile dobrze zrozumiałem, dysponował nim John.
– Nie miałam żadnych problemów ze zdobyciem klucza – odparła pogardliwie.
Wszyscy natychmiast zaczęli się zastanawiać, czy zdobyła go przez łóżko.
– Dziwka! – mruknęła Indra.
Tym razem burmistrzowa zareagowała. Policzki jej zapłonęły, gotowa była z pazurami rzucić się na dziewczynę. Jej siostra stanęła między nimi.
– Zawsze cierpiałaś na manię wielkości. Masz zbyt wysokie mniemanie o sobie samej, tylko dlatego, że los obdarzył cię urodą i wspaniałym drzewem genealogicznym. Ale to drzewo jest również moje i świadomość tego wcale nie uderzyła mi do głowy.
Burmistrz oświadczył:
– Od dawna już myślałem o tym, by z tobą zerwać i stworzyć Weronice dom, na jaki zasługuje. Szkoda nam jednak było ciebie.
– Szkoda wam było mnie? – krzyknęła głośno burmistrzowa. – Wam? Którzy macie tylko kurze móżdżki i niczego w życiu nie osiągniecie. Wszystko, co zdobyłeś, zawdzięczasz wyłącznie mnie.
– Co takiego, na przykład?
Nie odpowiedziała wprost na jego pytanie.
– Nigdy chyba nie myślałeś, że pozwolę ci zachować władzę! To ja z nas dwojga jestem silniejsza, ale kobieta górująca nad mężczyzną budzi podejrzenia wśród ludzi. Postanowiłam więc, że ty rozpoczniesz, ale potem, rzecz jasna, ja miałam przejąć dowództwo, zostać władczynią Królestwa Światła, a później całego świata To się przecież samo przez się rozumie. Nie przypuszczałam tylko, że mam do czynienia z takim żałosnym mięczakiem.
Burmistrz na sekundę przymknął oczy.
– Największym błędem, jaki popełniłem w życiu, było wybranie niewłaściwej siostry. Zbyt późno się zorientowałem. Potem ja i twoja siostra zakochaliśmy się w sobie. Uważam jednak teraz, że powinniśmy zaoszczędzić Weronice dalszych twoich wybuchów i niedyskrecji. Zajmie się tobą Ram, i od tej pory porozumiewać się będziemy wyłącznie przez mojego adwokata.
Ram zakuł burmistrzowa w kajdanki, kobieta z wyniosłą miną usiłowała się od nich uwolnić, ale to okazało się niemożliwe.
– Jedyne, czego nie mogę pojąć – zwrócił się do niej Ram – to w jaki sposób zdołała pani sprowadzić tu Misę. Miso, czy zostałaś zwabiona do miasta?
– Nie, zmierzałam do domu Marca w Sadze, lecz akurat kiedy miałam wysiąść z gondoli, ktoś zaatakował mnie od tyłu i zrobił mi zastrzyk w kark, natychmiast straciłam przytomność i ocknęłam się dopiero tutaj. Musiałam zostać przewieziona w gondoli.
Ram zwrócił się do burmistrzowej:
– Mówiła pani, ze dostała kod od dyrektora personalnego, Johna. Czy on miał coś wspólnego z tą sprawą?
Z tonu jej głosu wprost biła pogarda.
– John? Nigdy nic mnie nie łączyło z tym młokosem. Oczywiście nic nie wiedział, potrafię sobie dobrać przyjaciół w moim guście.
Indra nie zdołała utrzymać języka za zębami:
– W takim razie pani przyjaciele mają zły gust.
Burmistrzowa, pobielałą na twarzy, poprowadzono schodami z piwnicy.
– Strażniku! Proszę, by oszczędzono mi kontaktów z nieokrzesanymi indywiduami, takimi jak ta bezczelna młoda dama!
– Zaraz oszczędzimy Indrze pani obecności – odciął się Ram.
Jori głośno zachichotał.
Burmistrz osobiście wyniósł córkę, którą jego szwagierka trzymała za rękę.
Móri zatelefonował do Eleny. Chciał jej coś powiedzieć, ale postanowił zachować to na koniec.
Elena ujrzała jego surową, a jednocześnie życzliwą twarz w wideotelefonie. Pokrewieństwo, jakie ich łączyło, było dość skomplikowane: Móri poślubił Tiril, córkę jej przybranej babki. Móri i Elena mówili sobie po imieniu, bardzo im to odpowiadało.
– Przyznała się? – zapytała Elena, kiedy zdał jej relację z ostatnich wydarzeń.
– Nie wprost – odparł Móri. – Ale wszystko i tak wyszło na jaw. Eksplozja w składzie była jej dziełem, operacją mylącą przeciwnika. Chodziło o to, aby nikt nie widział, że uprowadza własną córkę.
– Opowiadaj! Muszę znać wszystkie szczegóły. Widzisz, ja ją przez cały czas podejrzewałam.
– Naprawdę? Mnie się wydawało, że jej wina jest aż zanadto oczywista, sądziłem więc, że musi się za tym kryć ktoś jeszcze. Okazało się jednak inaczej.
Kiedy zebrali się wszyscy w biurze burmistrza, Indra wspomniała, że wpadło jej kiedyś w ucho zdanie wypowiedziane przez siostrę burmistrzowej do szwagra: „Nasze ukochane dziecko” albo coś w tym rodzaju, tak mówiła o Weronice. Indra zaczęła więc przypuszczać, że to burmistrz jest ojcem dziecka szwagierki, i rzeczywiście okazało się to prawdą. Burmistrzowa nigdy nie dbała o Weronikę, ale dzięki dziecku obraz rodziny prezentował się znacznie lepiej.
Elena przerwała mu urażona:
– Ale co z niego za gadzina, skoro wciąż pozostaje w małżeństwie ze swoją żoną, zamiast poślubić o ileż sympatyczniejszą matkę dziecka? No, ale lepiej jest chyba być miłym potworem niż okropną jędzą.