Выбрать главу

Okazało się jednak, że żona trzymała go w garści. Teraz Móri powiedział o tym Elenie. Burmistrz zamieszany był także w korupcyjne afery szefa policji, a burmistrzowa za nic nie chciała rozstać się z mężem, bo pragnęła piąć się po szczeblach kariery, zostać głową Królestwa Światła, a później podbić także zewnętrzny świat.

– To brzmi bardzo mało realnie – zauważyła Elena.

– Oczywiście. Niewątpliwie ta kobieta cierpi na manię wielkości, megalomanię. Wydawało jej się, że wszystko jej się uda, dlatego też i dziecko tak dobrze pasowało do jej planów. Jest jednak już w więzieniu i sprawę można uznać za zakończoną. Można powiedzieć, że właściwie mieliśmy do czynienia z trzema przestępstwami, bo przecież przy okazji ujawniły się także szwindle komendanta policji.

– Ale Misa musiała się chyba zorientować, że więzi ją kobieta?

– Nie, burmistrzowa jest przecież dość wysoka, zresztą ukrywała się, nosiła kominiarkę i jakieś luźne ubrania.

– Nie bardzo wiem, co to jest kominiarka. No a głos?

– Nigdy się nie odzywała, wszystkie informacje ukazywały się na ekranie komputera. Ale mam też ci przekazać pozdrowienia, no, może nie wprost pozdrowienia, tylko wiadomość, którą chętnie ci przedstawię.

– Ogromnie jestem tego ciekawa.

– Jest to związane z moim przyjacielem Tsi-Tsunggą. On twierdzi, że jesteś osobą, od której bije zmysłowość.

Elena miała nadzieję, że Móri nie włączał obrazu w swoim telefonie, bo poczuła, że płonie, i to nie tylko na twarzy.

– Naprawdę Tsi tak powiedział?

– Tak, i pomyślałem sobie, że miło ci będzie to usłyszeć.

– O, tak, dziękuję, bardzo dziękuję.

Coś jeszcze przyszło jej do głowy.

– Czy mówił coś więcej? – zapytała nerwowo.

– Nie, rzucił to tylko w przelocie, nie bardzo już nawet pamiętam, w jakim kontekście.

Dzięki Bogu, że Tsi nie zdradził, co robili w lesie. Ale jaka się teraz czuła szczęśliwa! Bije od niej zmysłowość! Od niej? I powiedział to Tsi-Tsungga, który sam był niczym wulkan zmysłowości.

Ach, cudowny Tsi, szkoda, że nie może się z nim teraz zobaczyć!

Choć doskonale zdawała sobie sprawę, że oni dwoje nie są sobie przeznaczeni, słowa elfa znacznie wzmocniły jej poczucie wartości.

Móri z uśmiechem zadowolenia wyłączył wideotelefon. Pragnął dać nieszczęsnej duszy Eleny jakąś pociechę i naprawdę mu się to udało.

Nataniel odbył niezwykle trudną rozmowę z Heinrichem Reussem von Gera w domu niegdysiejszego rycerza Słońca. Ponieważ jednak Nataniel był mistrzem dyplomacji i dyskrecji, przebiegła ona względnie bezboleśnie.

Reuss westchnął.

– W Zakonie Świętego Słońca było o wiele łatwiej.

– Lepszy dostęp do mężczyzn o podobnych skłonnościach? – cicho spytał Nataniel.

– O, tak, wielu rycerzy miało takie inklinacje. Był to być może najważniejszy powód, dla którego się do nich przyłączyłem. Pogoń za władzą i honorami specjalnie mnie nie interesowała.

Nataniel wcześniej wysłuchał już opowieści Dolga o książętach, którzy go pojmali. Dwaj rycerze wywodzili się jednak ze znacznie późniejszych czasów niż Heinrich Reuss i Dolgo chyba nigdy nie zrozumiał, że byli homoseksualistami. Ten chłopak jest naprawdę niesłychanie naiwny, pomyślał Nataniel.

Heinrich Reuss z wielką ulgą przyjął możliwość wyrzucenia z siebie swej tajemnicy w rozmowie w cztery oczy z sympatycznym Natanielem Gardem z Ludzi Lodu.

– Jesteś żonaty? – spytał go nieśmiało szlachcic.

Nataniel nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

– Tak, i to bardzo szczęśliwie.

Reuss odetchnął swobodniej.

– Postanowiłem przenieść się do miasta nieprzystosowanych, ponieważ wszyscy mieszkańcy pozostałej części krainy są tak okropnie doskonali. Niestety, to miasto nie jest dla mnie.

– To prawda, zasługujesz na lepszy los, Ale o Marcu i Dolgu zapomnij.

– Przecież ich nie interesują kobiety.

– Mężczyźni także nie. Zostali przeznaczeni do wyższych celów, nie są dość ziemscy, by pragnąć fizycznej miłości. Ale, drogi Heinrichu, w mieście nieprzystosowanych mieszka człowiek o podobnych skłonnościach.

– Co? Kto taki?

– Rewizor albo, jak wolisz, księgowy.

– Co takiego? Przecież on stale przestaje z kobietami.

– To kamuflaż. Owszem, chętnie pokazuje się z nimi w restauracjach, ale nic więcej z tego nie wynika.

Reuss zmarszczył nos.

– Przecież on jest taki stary i mało urodziwy.

– No cóż, jeśli mówimy o wieku…

Heinrich Reuss spuścił głowę.

– I czy naprawdę chodzi ci tylko o wygląd? – ciągnął bezlitośnie Nataniel. – O ile dobrze rozumiem, to w takim związku dwóch mężczyzn bardzo istotnym elementem jest także przyjaźń. Z twoich słów jednak wynika, że interesuje cię tania pogoń za obiektem pożądania, obdarzonym najwspanialszą urodą. Czy właśnie dlatego zainteresowałeś się zarówno Markiem, jak i Dolgiem?

Przemowa Nataniela sprawiła, że Heinrich mocno się zaczerwienił.

– Trafiłeś mnie prosto w serce, Natanielu. Sam słyszę, jak wstrętnie to brzmi. Kiedyś w młodości rzeczywiście kochałem pewnego mężczyznę czystą miłością, tak jak ty to przedstawiasz, ale czas w Zakonie Świętego Słońca obudził we mnie cynizm. – Wstał. – Tak, tak, spotkam się z tym rewizorem, znam go przecież, spróbuję delikatnie się do niego zbliżyć. Jeśli połączą nas przyjazne uczucia, to będę ci za to dziękował, Natanielu, Pokazałeś mi, że kroczę złą drogą, teraz już o tym wiem i wystarczy mi sama świadomość, że on jest taki jak ja.

– Doskonale – ucieszył się Nataniel.

Wspólnie opuścili dom, by przyłączyć się do Rama i jego współpracowników, wciąż jeszcze pozostających w mieście nieprzystosowanych.

Spotkali całą gromadę pod ratuszem. Przybył także Gabriel, już wczesnej włączony w dochodzenie.

Podczas gdy inni zajęci byli rozmową, Gabriel zwrócił się do Marca:

– Drogi książę i przyjacielu, pragnę cię o coś spytać.

– Dobrze – zgodził się Marco. Odeszli kawałek dalej szarą, pozbawioną drzew ulicą.

– Ogromnie trudno jest mi poruszyć tę sprawę – rzekł Gabriel – ale ponieważ mamy mało czasu, będę mówił bez ogródek.

Marco kiwnął głową. Swym wyglądem budził niezwykły szacunek, ciemne oczy dość surowo, lecz przyjaźnie spoglądały na Gabriela.

– Wiesz, że nie mogę pogodzić się z utratą żony i syna, myślę o nich codziennie.

– Dobrze to rozumiem.

Oczy Gabriela zapłonęły błagalnie.

– Ty, który możesz tak wiele… Czy nie możesz mi ich wrócić?

Marco patrzył na niego długo, w zamyśleniu.

– Wyrwać śmierci? Nie, być może zdolny byłby do tego mój ojciec, nie wiem, ja nie mam takiej mocy, pamiętaj, że w połowie jestem człowiekiem.

– Owszem, ale człowiekiem z rodu Ludzi Lodu.

– Kochany krewniaku – Marco uśmiechnął się ze smutkiem. – Uważam, że nie powinieneś pragnąć ich powrotu z objęć śmierci. Istnieje jednak jeszcze inna możliwość.

Gabriel popatrzył nań pytająco.

– Nie wiem, co masz na myśli.

– Chodzi mi o duchy Ludzi Lodu. Gdyby któreś z twoich najdroższych umarłych było dotkniętym bądź wybranym, to być może…

W oczach Gabriela zapłonęła nadzieja, zaraz jednak zgasła.

– Nie, Gro wprawdzie także pochodziła z Ludzi Lodu, ale była bardzo zwyczajna, ciepła i dobra, pomysłowa i miała mnóstwo poczucia humoru, ale wybrana… Nie, to niemożliwe. Chłopiec natomiast…

Zamyślił się.

– Mój syn był bardzo refleksyjny… Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi, miał w głowie tyle różnych myśli, może więc. Chociaż nie, to się na nic nie zda. Wiesz przecież, że w każdym pokoleniu tylko jedno dziecko nosiło w sobie owo złe czy dobre dziedzictwo, a moja córka Miranda ma na pewno szczególne zdolności.