– Szef policji zostanie po prostu usunięty ze stanowiska – podsumował. – Nie wymierzamy żadnych surowszych kar za korupcję. Zostanie mu udzielona pomoc lekarska, przejdzie też kurację promieniami Słońca, nie przypuszczam, aby w głębi duszy był zły, ma po prostu słaby charakter. Gorzej przedstawia się sprawa z burmistrzowa, mamy do czynienia z chorobliwą żądzą władzy, musimy dokonać filtracji.
– To znaczy dać jej jeszcze jedną szansę gdzie indziej? – spytał Strażnik.
– Właśnie.
Pytania wprost paliły młodych, nie zdążyli ich jednak zadać, bo Strażnik przybyły z południa zapytał:
– Co się stało z szaleńcem, który zeskoczył z dachu ratusza?
Po krótkiej chwili milczenia Ram spytał:
– O co ci chodzi?
– Nie widzieliście go? Nic o nim nie wiecie? To przecież straszne! Kiedy leciałem na południe, widziałem jakiegoś szaleńca, który skoczył z dachu prosto w rzekę.
– Został do tego zmuszony – odparł Ram.
– Zmuszony? Przez kogo? Na dachu był sam. Upłynęła dość długa chwila, zanim dotarła do nich prawda.
– To był dyrektor personalny ratusza – oświadczył Ram zmienionym głosem. – John, tak go nazywają.
Strażnik nieco się zmieszał.
– Widziałem, że na dole na ulicy zebrało się sporo gapiów, sądziłem więc, że o wszystkim wiecie. Inaczej nie poleciałbym dalej, ale spieszyło mi się i…
– Nie odnaleźliśmy go – oświadczył Jori z ponurą miną.
– Obejrzałem się raz – powiedział Strażnik. – I wtedy wydało mi się, że dostrzegam jakąś głowę w wodzie przy zaroślach poniżej ratusza, ale nie mógłbym przysiąc.
– Elena – jęknęła Indra. – Zagrażało jej niebezpieczeństwo, tak przecież mówiliście.
– No tak – przyznał Ram. – Jest prototypem ofiar mordercy.
– I czuła wielką słabość do Johna.
– A Generał nie wchodzi w grę, ma alibi.
Ram wyjął z kieszeni telefon. Dowiedziawszy się o numer Eleny, zadzwonił do niej.
Czekali w milczeniu, ale nikt się nie odezwał.
– Miała być w domu – westchnął zatroskany Móri. – Nie wyszłaby dobrowolnie.
Ram poprosił o numer do Jaskariego i znów zatelefonował. Tym razem ktoś odebrał.
– Jaskari? Przypuszczamy, że Elena jest w wielkim niebezpieczeństwie.
„Elena?” – usłyszeli głos Jaskariego, Ram bowiem włączył funkcję umożliwiającą wszystkim słuchanie jego głosu. – „Dzwoniłem do niej właśnie, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku”.
– Czy w jej głosie nie było nic niezwykłego?
– Nie, chociaż, jak tak się dopytujesz… Była bardzo uradowana. „Szkoda, że nie wiesz…” Tak powiedziała.
Pewność uderzyła ich jak cios.
– On tam jest – szepnął przerażony Armas i już wsiadał do swojej gondoli.
– Elena nigdy nie wpuściłaby nikogo do domu – zaprotestował Móri.
– O, nie masz pojęcia, co miłość potrafi zrobić z dziewczyną – powiedziała Indra. – Ale czy Jaskari nie mówił, że morderca ma mniej więcej pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat, a John to przecież młody chłopak, nic tu się nie zgadza.
Wszyscy już ruszyli do swoich gondoli
– Zapominasz o Świętym Słońcu – rzekł Móri. – Jaskari spotkał szaleńca nad brzegiem rzeki przed wielu laty, John długo mógł mieszkać w stolicy, odmłodniał. Ponadto należy do typu mężczyzn, którzy sprawiają wrażenie dużo młodszych, niż są w rzeczywistości
– Jaskari – słowa ledwie wydobywały się spomiędzy sztywnych warg Rama. – Słyszysz mnie? Elenę prawdopodobnie odwiedził morderca, telefon u niej milczy, tak, dyrektor personalny, idź tam jak najprędzej, a my zjawimy się tak szybko jak tylko się da. Masz rewolwer? Nie? Trudno. Przypuszczam, że on też go nie ma, pistolet pewnie wpadł do rzeki razem z nim i tam już został, dlatego, go nie znaleźliśmy.
W tym czasie nadjechali swoją wielką gondolą Madragowie i zdążyli już uściskać Misę, wszyscy czworo pragnęli teraz wyruszyć z nimi na ratunek Elenie.
Ram zastanawiał się.
– Wiem, że każdy z was chciałby pomóc, nie mogę jednak tak wielu osób narażać na niebezpieczeństwo, poza tym należy podejść pod dom Eleny niepostrzeżenie. Wy Madragowie, powinniście zabrać Misę i troskliwie się nią zająć, ma za sobą nieludzko trudny okres i reakcja może pojawić się później. Móri jest zbyt blisko spokrewniony z Eleną, nie chciałbym, aby nastąpił jakiś wybuch uczuć połączony z atakiem na zbrodniarza. Jori, Armas i Indra są za młodzi – rozejrzał się po gromadzie i podjął decyzję. – Dwaj Strażnicy oraz Marco i Dolgo, i Nero, rzecz jasna. Jedna gondola. Moja.
Musieli pogodzić się z tym postanowieniem.
Zadzwonił telefon. Elena poderwała się, ale John ją przytrzymał.
– Nie odbieraj – poprosił łagodnie. Miłość dźwięcząca w jego głosie odebrała jej siły.
Rozpiął jej bluzkę i delikatnie pieścił, cichym głosem szeptał słowa, których brzmienie do Eleny nie docierało, ale to nic, i tak przecież rozumiała ich znaczenie.
Bezgranicznie onieśmielona szepnęła:
– Przecież ja cię prawie nie znam. Na pewno uznasz mnie za bardzo łatwą dziewczynę, skoro zgadzam się na to już od pierwszego razu, ale nigdy dotychczas tego nie przeżyłam, nie wiem nawet, jak powinnam się zachować, wiem tylko, że bardzo, naprawdę bardzo cię lubię.
Żar, ta gorączka w ciele, która paliła ją przy Tsi… Gdzie się podziała? Owszem, czuła jakieś chłodne pożądanie, które było raczej ciekawością, chęcią, by spełnić jego życzenie, a nie podnieceniem, pragnieniem, które wyzwolił w niej Tsi.
Na pewno wkrótce się pojawi.
Nagie zesztywniała, jak on ją nazwał, Doris?
– Ja jestem Elena – zaśmiała się nerwowo.
Popatrzył na nią, Elena przeraziła się. Co to za oczy?
– Wybacz mi – szepnął, chcąc naprawić błąd. – Powiedziałem tylko, że nie jesteś taka jak Doris, młoda dziewczyna, którą kiedyś znałem.
– Ach, tak, rozumiem.
Znów się uspokoiła, do chwili gdy ujrzała, że bandaż zsunął mu się z ramienia.
Nie jesteś wcale ranny? chciała wykrzyknąć, nie zdołała jednak, gdyż jego pieszczoty stawały się coraz bardziej natarczywe.
– Nie tak mocno, John, jestem taka niepewna – wyznała.
Szarpał na niej ubranie, odruchowo broniła się przed tym, coraz mniej jej się to wszystko podobało, w ogóle przestało jej się podobać.
I wtedy nagle on wrzasnął:
– Dlaczego obcięłaś włosy, Doris? Dlaczego, u wszystkich diabłów, to zrobiłaś? Tylko wulgarne kobiety noszą krótkie włosy, sufrażystki i emancypantki.
Cóż to za staroświeckie określenia? I dlaczego tak się rozgniewał, przecież ona naprawdę nie jest Doris.
Elena usiłowała się wyrwać, ale ręce Johna przytrzymywały ją jak w imadle,
– Przeklęta dziwka! – wrzasnął. Wyjął coś i położył na stole.
Elena, zerknąwszy w bok, przerażona zobaczyła, co to jest: nabój.
– Nie – jęknęła, chociaż już wcześniej zaczęła się domyślać, co się właściwie dzieje. – Zostaw mnie, puść!
Na moment zdołała się wyzwolić z jego uścisku, podbiegła do drzwi, ale on szarpnął ją od tyłu i cisnął na podłogę jak rękawiczkę.
Elena nie zdawała sobie sprawy, że potrafi być taka silna. Mówi się jednak, że kiedy przychodzi co do czego, w człowieku budzą się niezwykłe siły, i sama się teraz o tym przekonała. John musiał się bardzo starać, by ją przytrzymać, twarz wykrzywiła mu wściekłość, z sykiem obrzucał ją obelgami, w kąciku ust pojawiła się piana.
Normalny mężczyzna w takiej sytuacji utraciłby całą potencję, ale nie on. Opór Eleny tylko go podniecał, jedną ręką odpiął pasek, panował teraz nad nią, gotów, by ją wziąć, popełnił jednak błąd, zaciskając dłonie na jej szyi za wcześnie, sądził, że wszystko idzie jak należy, pomylił się. Przez swoje własne krzyki i jego przekleństwa oraz wyzwiska Elena usłyszała walenie do drzwi.