Выбрать главу

Wiaczesław Rybakow

Trudno stać się Bogiem

…Dokądże nas trzymać będziesz w niepewności?

Jeśli ty jesteś Chrystusem, powiedz nam jawnie.

Ewangelia według św. Jana

Kto zaś się wzbogacił… posiadaniem Chrystusa… Ten z doświadczenia wie, jaką otrzymał radość, jaki skarb ma w sercu swym, rozmawiają z Bogiem, jak z przyjacielem.

Święty Piotr Apostoł

(Rękopis do dziś nie odnaleziony)

Dobrze się stało czy źle — dialektycznie myśląc, należałoby oczywiście powiedzieć: i dobrze, i źle, a co przeważa, nie dowiem się aż do Sądu Ostatecznego — ale przeczytane w dzieciństwie książki wczesnych Strugackich ukazały mi świat, w którym, według mnie, naprawdę może żyć człowiek. Zapewne jakaś nie uświadamiana aprobata istniała i wcześniej, ale właśnie od chwili przeczytania tych książek realny świat stał mi się obcy. Podejrzewam, że sami Strugaccy w młodości również odczuwali coś podobnego; w przedmowie do drugiego wydania Południa praktycznie powiedzieli to otwarcie.

Niestety, rosyjscy wizjonerzy od wieków widzieli świat pożądany, wymarzony i niezbędny, które zasadniczo różnił się od świata realnego. W takich północnoamerykańskich Stanach sprawa jest prosta: więcej bankomatów, ekonomiczniejsze samochody, spadek przestępczości — i oto mamy świetlistą przyszłość. Przemiany mają charakter tylko ilościowy. U nas jest inaczej. Jeśli opisawany świat nie różni się od realnego jakościowo — nie jest to przyszłość, lecz jakaś parszywa fantastyka bliskiego zasięgu. Kiedy jednak organizacja społeczeństwa — najlepiej w skali świata — jest całkowicie inna, idealna, kiedy ludzie są w cudowny sposób pozbawieni kompleksów, agresji, lenistwa, obojętności… wtedy zapewne mamy do czynienia ze światem przyszłości.

Ale ten, kto jest zdolny do uczciwego i konsekwentnego myślenia, wcześniej czy później natknie się na problem: cóż to za bariera leży pomiędzy teraźniejszością i przyszłością? Między światem realnym i pożądanym?

Odsyłacze do ustroju społecznego szybko stały się jedynie martwymi dźwiękami rytualnego dzwonu czy gongu, które we wszystkich religiach towarzyszą każdej modlitwie.

Rzeczywiście, ustrój zmienił się na bardziej postępowy, ale w latach sześćdziesiątych i tym bardziej siedemdziesiątych, na przekór temu oczywistemu faktowi, jasna przyszłość paradoksalnie odsuwała się. Realny świat pełzł ku dwudziestemu pierwszemu wiekowi, a sytuacja w kraju obsuwała się ku dziewiętnastemu… I teraz, kiedy ustrój ponownie zmienił się na bardziej postępowy, już na samym progu dwudziestego pierwszego wieku cały nasz kraj gruchnął — zamiast w czasy zwycięstwa humanizmu i lotów do gwiazd — w ogóle gdzieś w czternaste stulecie, w feudalne rozdrobnienie, nie kończące się spory, w bezprawie i bezbronność kmiotków, w wypraszanie kwitów na księstwa u tej czy innej kohorty… Problem bariery między światem realnym i pożądanym stał się jednym z wiodących tematów w twórczości Strugackich. Bardzo szybko ognisko ich zainteresowania przesunęło się z rozpatrywania wzajemnego oddziaływania dobrego z natury człowieka z dobrym ustrojem na skupienie się na wzajemnym oddziaływaniu niedobrego z natury człowieka ze społeczeństwem, które z powodu takich niedobrych ludzi nie może stać się dobre. Strugaccy z całą siłą swego talentu uderzyli w mieszczucha filistra.

Ale filister nie złożył broni.

Dlatego ogniskowa ponownie zaczęła się przemieszczać — na niedobre społeczeństwo, które hoduje niedobrych ludzi, ponieważ może istnieć tylko wtedy, gdy opiera się na nich. System totalitarny pasożytuje na filistrach, dlatego produkuje filistrów. Dlatego Maja Tojwowna krzyknęła: „Precz z totalitaryzmem! Niech żyje wolność jednostki!”

Niestety, było to kolejne marzenie o jakościowej zmianie ustroju, nie bardziej produktywne niż zwiędłe dziesięć lat wcześniej marzenie „niech żyje komunizm”.

Ale w swoich najlepszych utworach, poświęconych grzechom nie społeczeństwa, lecz człowieka, Strugaccy wspaniale ukazali, dlaczego mieszczucha nie da się pokonać.

Dlaczego nie da się go skusić ani promienną przyszłością, ani wdzięcznością społeczeństwa, ani rozkoszami tworzenia, ani oszałamiającymi tajemnicami Wszechświata… Instynkt zachowania życia jest silniejszy od wszystkich tych pokus. Bardziej niż tworzyć, bardziej niż odkrywać i odgadywać, bardziej niż uszczęśliwiać wnuki, normalny człowiek chce po prostu żyć, i nic się na to nie poradzi. A wielowiekowe doświadczenie wyraźnie ukazuje, że wszystkie te pokusy nieuchronnie wiodą do tego, co ekspert sądowy nazywa uszkodzeniami ciała, prowadzącymi do utraty życia.

Stąd już zostaje tylko krok do fatalnego pytania, od czasów Hioba dręczącego porządnych ludzi: dlaczego człowiek poczciwy jest nieszczęśliwy, a nie poczciwy szczęśliwy?

Na czym zasadza się pierworodne skrzywienie naszego świata? Dlaczego męty zawsze i wszędzie żyją sobie śpiewająco, a ludzie uczciwi, dobrzy, szlachetni, subtelni zbierają wszelkie kary ziemskie i niebiańskie?

Człowiek wierzący nie widzi w tym żadnej sprzeczności, w ciągu tysięcy lat genialni prorocy wspaniale zinterpretowali wszystko, co niewierzącemu wydaje się sprzecznością.

Bóg bada swoje ukochane dzieci na wszelkie sposoby, by bez cienia wątpliwości przydzielić miejsce w raju, a szumowiny mogą sobie grzeszyć, burzyć, dręczyć poczciwych, ale na koniec, jeśli nie pokajają się, bezapelacyjnie zostaną wtrąceni do piekła Ale słowo daję nawet dysponując taką podporą umysłową, trzeba mieć serce z kamienia, by mimo wszystko nie zacząć się buntować przeciwko takiemu postawieniu sprawy.

Jeśli religia nie daje ukojenia, można dokonywać interpretacji naukowych, socjologicznych, sam to robiłem Na przykład ludzkość powinna mieć określony procent etycznie zorientowanych osobników, a wspólny genetyczny program gatunku przewiduje ich niezawodne pojawienie się w każdym pokoleniu, ponieważ są jedynym naturalnym amortyzatorem, który chroni społeczeństwo przed całkowitym wymordowaniem się ale sami ci osobnicy jak to amortyzatory, zawsze znajdują się między młotem i kowadłem, i nie mają dokąd uciec — taka jest przewidziana dla nich funkcja biologiczna.

Jednakże całe spektrum podobnych objaśnień leży w obszarze nie z tego świata, co jest nie do przyjęcia dla ateistów, a w szczególności dla ateistów Strugackich. Albo inaczej — spektrum to leży w świecie ludzkim, co dla ateistów jest do przyjęcia, ale krępuje fantastów. Przy tym, jeśli przyjąć drugi wariant odpowiedzi to dlaczego ci uczciwi-dobrzy-szlachetni- subtelni, bez żadnego zewnętrznego przymusu, co rusz urządzają sobie takie rzeźnie, których nie wymyśliłby żaden stalin-hitler. Co do tego ma społeczne amortyzowanie?

A czy nie obserwujemy przypadkiem działania jakiegoś ogólniejszego, kosmicznego, kosmogonicznego prawa? Jakiegoś wszechogarniającego, odwiecznego prawa przyrody?

Przecież w ostatnich dziesięcioleciach coraz bardziej przekonujemy się, że homo sapiens nie żyje sam z siebie, nie jest izolowany od burz słonecznych i oddechu Wszechświata.

Oddziaływanie wzajemne jest stałe i wieloaspektowe, znacznie silniejsze niż prymitywne sporadyczne kontakty typu „idący człowiek rozdeptał mrówkę”, spadająca skała przygniotła człowieka. Być może prawa społeczne są tylko lokalnymi załamaniami integralnych praw Wszechświata?

Wspaniała powieść Strugackich Miliard lat przed koncern świata jest, o ile mi wiadomo, jedyną we współczesnej literaturze próbą postawienia na intelektualnym poziomie dwudziestego wieku tego problemu i odpowiedzi nań. Brzmi to ohydnie, jak cytat ze szkolnego podręcznika.