– Jeannie rozmawiała już z Hankiem Kingiem i matką Pera Ericsona – poinformował ich zgnębionym tonem Berrington. – Nie udało mi się dodzwonić do innych, ale jestem pewien, że wkrótce ich zlokalizuje.
– Bądźmy realistami – powiedział Jim. – Co konkretnie może nam zrobić do jutra rana?
Preston Barek był w samobójczym nastroju.
– Powiem wam, co zrobiłbym na jej miejscu – oznajmił. – Starałbym się nadać jak największy rozgłos swojemu odkryciu. Ściągnąłbym dwóch albo trzech chłopaków do Nowego Jorku i pokazał ich w Good Morning America. W telewizji kochają bliźniaki.
– Niech Bóg broni – mruknął Berrington.
Przed domem zatrzymał się samochód.
– Zardzewiały stary datsun – powiedział Jim, wyglądając przez okno.
– Zaczyna mi się podobać pierwotny pomysł Jima – stwierdził Preston. – Najlepiej byłoby sprawić, żeby wszyscy zniknęli.
– Nie życzę sobie żadnych zabójstw! – zawołał Berrington.
– Nie krzycz, Berry – odezwał się zaskakująco łagodnym tonem Jim. – Szczerze mówiąc, przechwalałem się trochę wspominając o wyeliminowywaniu ludzi. Być może kiedyś mogłem wydawać rozkazy, żeby kogoś zabić, lecz ten czas dawno już minął. W ciągu kilku ostatnich dni poprosiłem o wyświadczenie przysługi kilku starych przyjaciół; i chociaż mi nie odmówili, zdaję sobie sprawę, że są pewne granice.
I dzięki Bogu, pomyślał Berrington.
– Ale mam inny pomysł – dodał Jim.
Preston i Berrington wlepili w niego wzrok.
– Skontaktujemy się dyskretnie z każdą z ośmiu rodzin. Przyznamy, że w początkowej fazie działania kliniki popełnione zostały błędy. Nikt nie ucierpiał, ale chcemy uniknąć niepotrzebnej sensacji. Każdej z rodzin zaproponujemy odszkodowanie w wysokości miliona dolarów, wypłacane w ciągu dziesięciu lat, pod warunkiem że w tym okresie nie będą się kontaktować ani z prasą, ani z Jeannie Ferrami i innymi naukowcami.
Berrington pokiwał powoli głową.
To może się udać. Kto nie przyjmie miliona dolarów?
– Lorraine Logan – odparł Preston. – Zależy jej na uniewinnieniu syna.
– Masz rację. Nie zrobi tego nawet za dziesięć milionów.
– Każdy ma swoją cenę – stwierdził Jim, odzyskując rezon. – Tak czy owak, Ferrami nie zdziała wiele bez pomocy jednego albo dwóch pozostałych.
Preston pokiwał głową. Berrington także czuł, że wstępuje w niego nadzieja. Być może uda się zamknąć usta Loganom. Groziło im jednak coś o wiele gorszego.
– A co się stanie, jeśli Jeannie ujawni wszystko w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin? – zapytał. – Landsmann odroczy prawdopodobnie transakcję i będą się starali sprawdzić jej zarzuty. A wtedy nie będziemy mieli ani jednego miliona do rozdania.
– Musimy wiedzieć, jakie ma plany. Co udało jej się odkryć do tej pory i co ma w związku z tym zamiar zrobić – stwierdził Jim.
– Nie bardzo widzę, jak możemy tego dokonać – mruknął Berrington.
– A ja widzę – oświadczył Jim. – Znam osobę, która może łatwo wkraść się w jej zaufanie i odkryć, co planuje.
Berrington poczuł, jak ogarnia go gniew.
– Wiem, o czym myślisz…
– Właśnie do nas idzie – kontynuował Jim.
Z korytarza dobiegły ich kroki i po chwili do gabinetu wszedł syn Berringtona.
– Czołem, tato – przywitał się. – Cześć, wujku Jimie i wujku Prestonie. Co słychać?
Berrington spojrzał na niego z mieszaniną dumy i żalu. Chłopak wyglądał wspaniale w granatowych sztruksowych spodniach i niebieskim bawełnianym swetrze. Odziedziczył po mnie w każdym razie dobry gust, pomyślał.
– Musimy porozmawiać, Harvey – powiedział.
– Chcesz piwa, mały? – zapytał Jim, wstając z miejsca.
– Jasne – odparł Harvey.
Jim w denerwujący sposób umacniał w Harveyu złe nawyki.
– Zapomnij o piwie – warknął Berrington. – Jim, idź z Prestonem do bawialni i pozwól nam porozmawiać w cztery oczy. – Bawialnia była niezbyt sympatycznym pomieszczeniem, do którego mało kto zaglądał.
Preston i Jim wyszli.
– Kocham cię, synu – zaczął Berrington. – Kocham cię, chociaż masz wredny charakter.
– Ja mam wredny charakter?
To, co zrobiłeś tej dziewczynie w podziemiach sali gimnastycznej, było jedną z najwstrętniejszych rzeczy, jakie może zrobić człowiek.
Harvey wzruszył ramionami.
Mój Boże, nie udało mi się zaszczepić w nim żadnego poczucia dobra i zła, pomyślał Berrington. Ale było za późno, żeby robić sobie wyrzuty.
– Usiądź i posłuchaj mnie przez chwilę – powiedział.
Harvey usiadł.
– Twoja matka i ja próbowaliśmy przez wiele lat mieć dziecko, lecz bez rezultatu – oznajmił Berrington. – W tym czasie Preston pracował nad zapłodnieniem in vitro, które polega na połączeniu spermy i jaja w laboratorium i późniejszym wprowadzeniu embriona do macicy kobiety.
– Chcesz powiedzieć, że jestem dzieckiem z probówki?
– To tajemnica. Nie możesz tego nigdy nikomu zdradzić. Nawet swojej matce.
– Ona nie wie? – zdziwił się Harvey.
– To jeszcze nie wszystko. Preston wziął jeden żywy embrion i podzielił go, tworząc bliźniaki.
– Drugim bliźniakiem jest facet, którego aresztowano za gwałt.
– Podzielił embrion kilka razy.
Harvey pokiwał głową. Podobnie jak pozostali, był bardzo bystry.
– Ilu ich jest?
– Ośmiu.
– Nieźle. I domyślam się, że sperma nie pochodziła od ciebie.
– Nie.
– A od kogo?
– Od porucznika z Fort Bragg: wysokiego, silnego, inteligentnego, agresywnego i przystojnego.
– A matka?
– Sekretarka z West Point, obdarzona podobnymi cechami. Na przystojnej twarzy Harveya pojawił się grymas rozgoryczenia.
– Moi prawdziwi rodzice.
Berrington skrzywił się.
– Nie możesz tak mówić – zaprotestował. – Dojrzewałeś w brzuchu swojej matki. Ona wydała cię na świat i wierz mi, że to bolało. Patrzyliśmy, jak stawiasz pierwsze niepewne kroki, jak usiłujesz wsadzić do ust łyżkę ziemniaczanej papki, jak wymawiasz pierwsze słowa.
Obserwując twarz syna, Berrington nie potrafił powiedzieć, czy Harvey wierzy mu, czy nie.
– Do diabła, kochaliśmy cię coraz mocniej, chociaż coraz mniej na to zasługiwałeś. Co rok te same uwagi ze szkoły: syn jest bardzo agresywny, nie potrafi współpracować z innymi, ma trudności w grach zespołowych, rozprasza klasę, musi nauczyć się szanować płeć odmienną. Za każdym razem, kiedy wyrzucali cię ze szkoły, chodziliśmy i błagaliśmy, żeby przyjęto cię do następnej. Próbowaliśmy ci schlebiać, próbowaliśmy kar fizycznych, pozbawialiśmy przywilejów. Odwiedziliśmy z tobą trzech dziecięcych psychologów. Zamieniłeś nasze życie w mękę.
– Chcesz powiedzieć, że zniszczyłem wasze małżeństwo?
– Nie, synu, to zrobiłem ja sam. Chcę powiedzieć, że kocham cię bez względu na to, kim jesteś. Jak każdy rodzic.
Harvey był wciąż zasępiony.
– Dlaczego mi to teraz mówisz?
– Jednego z twoich sobowtórów, Steve'a Logana, poddano badaniom na moim wydziale. Widząc go, doznałem prawdziwego szoku, jak łatwo możesz sobie wyobrazić. Potem policja aresztowała go za zgwałcenie Lisy Hoxton. Ale jedna z moich podwładnych, Jeannie Ferrami, nabrała podejrzeń. Wytropiła cię i chce udowodnić, że Steve Logan jest niewinny. Poza tym ma chyba zamiar ujawnić całą historię z klonami i zrujnować mnie.
– To ta kobieta, którą spotkałem w Filadelfii.
Berrington posłał mu zdziwione spojrzenie.
– Wujek Jim zadzwonił do mnie i powiedział, żebym ją postraszył.
– Rozwalę łeb skurwysynowi! – ryknął Berrington.
– Uspokój się, tato, nic złego się nie stało. Wybrałem się z nią na przejażdżkę samochodem. Na swój sposób jest całkiem miła.
Berrington z wysiłkiem się opanował.
– Wujek Jim zawsze traktował cię zupełnie nieodpowiedzialnie. Lubi cię za to, że jesteś taki nieokiełznany. Bez wątpienia dlatego, że sam jest nadętym dupkiem.
– Ja też go lubię.
– Porozmawiajmy o tym, co powinniśmy zrobić. Ja muszę wiedzieć, jakie ma zamiary, zwłaszcza w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Ty musisz wiedzieć, czy dysponuje jakimiś obciążającymi cię dowodami. Jest tylko jeden sposób, żeby wkraść się w jej zaufanie.
Harvey pokiwał z uśmiechem głową.
– Chcesz, żebym z nią porozmawiał, udając Steve'a Logana.
– Tak.
– To może być zabawne.
Berrington jęknął głośno.
– Tylko nie rób nic głupiego, proszę. Po prostu z nią porozmawiaj.
– Chcesz, żebym tam zaraz pojechał?
– Tak. Żałuję, że muszę cię o to prosić, ale to leży zarówno w twoim, jak i w naszym interesie.
– Uspokój się, tato. Co złego może się wydarzyć?
– Możliwe, że za bardzo się martwię. W mieszkaniu kobiety nie może ci się chyba stać nic złego.
– Co mam zrobić, jeśli będzie tam prawdziwy Steve?
– Sprawdź samochody na ulicy. Podobnie jak ty, ma datsuna. To jedna z przyczyn, dla których policja była taka pewna, że jest sprawcą.
– Nie żartuj!
– Jesteście niczym jednojajowe bliźnięta, dokonujecie tych samych wyborów. Jeśli samochód stoi przed domem, nie wchodź do środka. Zadzwoń i postaramy się wymyślić jakiś sposób, żeby go stamtąd wyciągnąć.
– A jeśli przyszedł tam na piechotę?
– Mieszka w Waszyngtonie.
– W porządku. – Harvey wstał z fotela. – Jaki jest jej adres?