– A co z emailami? – naciskał Quincy. – Wiem, że można online odzyskać stare maile, nawet te, które się skasowało.
– Ogólnie rzecz biorąc, tak. Ale ktoś ciężko się napracował nad ich zniknięciem, a potem trwale wykasował pliki tak, że są nie do odzyskania. Na koniec podłączył się do serwera Firewałl i zlikwidował wszystkie logi. Słowem cztery szkolne komputery są wymiecione do czysta.
– Zabieram je – oświadczył po prostu Quincy.
– Proszę bardzo – zgodziła się Rainie.
– Chwileczkę – zaprotestował Sanders. – Mamy dobrych specjalistów…
– FBI ma lepszych.
– Do cholery, nasi technicy już zaczęli…
– Więc tym szybciej eksperci FBI skończą, – To prawda Qumcy zwrócił się do detektywa, który wyglądał, jakby miał zaraz eksplodować. – Nawet jeśli jest tak, jak mówisz, te dane gdzieś ciągle jeszcze są. Kiedy kasuje się plik, komputer zwykle zaciera tylko informacje o jego położeniu na dysku, ale nie same dane. Więc o ile nasz przyjemniaczek nie wpadł na to, żeby skorzystać z przyjętego przez Departament Obrony programu, który zapisuje na danych zera, to zawartość komputerów jest do odzyskania. Musi się nam udać. Cokolwiek Danny i No Lava kombinowali w Internecie, ma to silny związek z wtorkową tragedią. Więc lepiej, żeby nasi eksperci wzięli sprawę w swoje ręce. Prędzej czy później dostaniemy odpowiedź.
– My też możemy odzyskać te informacje – nie ustępował Sanders. – Mógłbym nadać sprawie charakter priorytetowy. Nie ma powodu, żeby wciągać do tego FBI.
– Za późno – stwierdziła Rainie.
– Do cholery, to tylko pretekst, żeby przejąć…
– Gówno mnie to obchodzi! – ryknęła i walnęła pięścią w blat biurka. – W tej szkole był ktoś jeszcze. To nie Danny zastrzelił Melissę Avalon. Chcę wiedzieć, do diabła, kim jest ten człowiek. I powtarzam po raz ostatni, Sanders: ja tu rządzę.
Sanders z pogardliwą miną skrzyżował ramiona na piersiach.
– Rany, wiele bym dał za lody w polewie karmelowej – wymamrotał.
Rainie popatrzyła na niego z niechęcią. Zapadło ponure milczenie. Mijały sekundy. Po chwili odezwał się Quincy.
– Następna sprawa.
Spojrzał na nich. Rainie skinęła głową na znak, że jest skoncentrowana. Sanders okazywał znacznie mniej zapału.
– Wróćmy do tego, co robiłaś rano, do listy pozostałych podejrzanych. Vander Zanden, Charlie Kenyon, Richard Mann, ojciec Melissy Avalon, ten No Lava z Internetu.
– Pracuję nad tym. Tyle że nie mam zbyt wielu ludzi do pomocy.
– Dobra – wtrącił poirytowany Sanders. – Podzielmy robotę między siebie. Do diabła, możemy udawać, że współpraca jest w naszym przypadku możliwa. Ja biorę Vander Zandena. Federalni mogą sprawdzić No Lavę, skoro już ukradli mi komputery. Luke Hayes ma ojca Melissy Avalon…
– A ja wezmę Charliego Kenyona i Richarda Manna – zaproponowała Rainie.
– Doskonale. – Sanders spojrzał na Rainie, jakby rzucał jej wyzwanie. – Zostaje nam jeszcze jeden podejrzany: Shep.
– Nie ma mowy! Jest szeryfem…
– Co o niczym nie świadczy! Nie wiemy, co robił w szkole, zanim się na niego natknęłaś. Wiemy za to, że ma problemy w domu. Że jest dojrzałym mężczyzną, a więc w typie Melissy Avalon. I że od dawna przyjaźni się z tobą, Conner, przez co cała ta cholerna sprawa robi się jeszcze bardziej interesująca.
Rainie postanowiła zignorować tę ostatnią uwagę.
– Shep skontaktował się ze mną przez radio już po incydencie – powiedziała stanowczo – a to znaczy, że był wtedy w wozie patrolowym, a nie w szkole.
– Albo zrobił, co miał zrobić, wrócił na parking i wtedy zadzwonił.
– Kurwa, Shep nie wrabiałby własnego syna!
– Wiadomo! Daj spokój, co tu owijać w bawełnę. Danny to zrobił. Chociaż nie, mamy przecież tego drugiego, więc może to on. Sama powiedziałaś, Conner, że Danny się teraz wywinie… Facet w czerni. Coś mi się zdaje, że jeszcze o nim usłyszymy. A to znaczy, że Shep albo jest naprawdę sprytny, albo ma dużo szczęścia.
– Naoglądałeś się za dużo filmów Olivera Stone’a – warknęła gniewnie Rainie.
– Ja go biorę – powiedział spokojnie Quincy.
Oboje spojrzeli na agenta z zaskoczeniem, jakby dopiero teraz przypomnieli sobie o jego obecności. – Zajmę się Shepem – wyjaśnił i szybko uciął sprzeciw Rainie: – Tego wymaga śledztwo. Mamy zbyt wiele znaków zapytania. Na razie więc wszyscy są podejrzani: i tajemniczy facet w czerni, i miejscowy szeryf.
Rainie odchyliła się z krzesłem do tyłu. Nie była zadowolona, ale dalszy opór nie miał sensu. Quincy wrócił do głównego tematu.
– Czeka nas jeszcze jedno – oznajmił. – Jeśli sprawcą jest człowiek z zewnątrz, musimy zarzucić szerszą sieć, bo niewykluczone, że wciąż się kręci po okolicy.
– Masz na myśli Bakersville? – zapytała z niedowierzaniem Rainie.
– Nie, Bakersville jest za małe, żeby obcy nie zwrócił na siebie uwagi. Szukałby raczej jakiegoś pobliskiego miasta, może większej miejscowości turystycznej, gdzie mógłby zbierać plotki w lokalnych barach. Prawdopodobnie śledziłby w prasie i telewizji postępy śledztwa, wypytywał o nie ludzi i w ten sposób przeżywał te chwile na nowo. Powinniśmy skontaktować się z okolicznymi posterunkami policji. Niech pogadają z pracownikami hoteli i barmanami. Czy tragedią w Bakersville szczególnie interesuje się ktoś przyjezdny? Biały mężczyzna w wieku od dwudziestu pięciu do czterdziestu pięciu lat, który prowokuje dyskusje na temat strzelaniny lub zadaje zbyt wiele pytań. Coś w tym rodzaju.
Sanders kiwnął głową.
– Mogę podzwonić – powiedział i wzruszył ramionami. – Ale nie będę wysyłać ludzi, żeby szukali igły w stogu siana. Was może najbardziej bierze teoria o jakimś tajemniczym facecie, ale mnie nie daje spokoju sprawa nauczycielki. Widziałem wiele ofiar zbrodni. Pojedyncza rana postrzałowa na czole oznacza tylko jedno – morderstwo z premedytacją. Może to nie był Danny, ale komuś zależało właśnie na śmierci Melissy Avalon.
Quincy nie zaprzeczył. Rainie też nie. Rzeczywiście ślady prowadziły do trzeciej ofiary. Śledztwo najwyraźniej utknęło w martwym punkcie. Czuli się coraz bardziej przygnębieni.
– Chociaż jedno nam się udało – odezwał się w końcu Quincy.
Jego współpracownicy wymienili zdziwione spojrzenia.
– A niby co takiego? – zainteresował się Sanders.
– Odzyskaliśmy pocisk kaliber 22. Sam mówiłeś, że istnieje małe prawdopodobieństwo, żeby nadawał się do badań balistycznych, bo będzie zbyt zdeformowany. Przypuszczam, że nasz strzelec też o tym wiedział. Kazał więc chłopakowi przynieść dwudziestkę dwójkę. Liczył na to, że pocisk odbije się rykoszetem wewnątrz czaszki, więc, zważywszy na wszystkie dowody poszlakowe, o zabójstwo Melissy Avalon zostanie oskarżony Danny. Tylko że pocisk nie odbił się rykoszetem. Trajektoria nasunęła nam podejrzenie, że strzelał człowiek dorosły. A poza tym nasz dobrze zachowany pocisk wyjawił swój mały sekret: jest idealnie gładki, co pomoże nam w identyfikacji broni. Jedna czterdziestogramowa drobina i wiemy, że w szkole wydarzyło się coś innego, niż to na pierwszy rzut oka wygląda.
Rainie kiwała powoli głową. Bez pocisku i możliwości zbadania jego toru nie mieliby powodów, żeby rozszerzać krąg podejrzanych poza Danny’ego. Zwłaszcza że chłopak przy każdej okazji przyznawał się do winy.