Dalszy ciąg notatek Hempla:
„Telefon pensjonatu znajduje się w jadalni. Nakręcałem właśnie numer milicji, gdy do pokoju wszedł Kuszar. Wysłuchał mego meldunku bez słowa. Kiedy odwiesiłem słuchawkę, rzucił krótko:
– Dawno pan znalazł Procę?
– Przed chwilą.
Był blady, ale spokojny.
– Trzeba zabezpieczyć zwłoki. Natychmiast tam pójdę!
– Milicja nadjedzie nie prędzej jak za pół godziny. Będzie to dla pana uciążliwe pół godziny…
– Dlaczego? – uniósł brwi do góry.
– Nie jest to miejsce przyjemne. Pustkowie i trup… Może pan kogoś weźmie ze sobą!
– Zbędne – uciął krótko Kuszar. – Nie jestem histerykiem.
– Jak pan uważa. Zgadzam się jednak z panem, że zwłoki trzeba zabezpieczyć, aczkolwiek jest to tylko formalność. Sprawca miał dość czasu na usunięcie wszystkiego, co mogłoby stanowić dla niego niebezpieczeństwo.
– Musimy jednak tej formalności dopełnić. Na tym zakończyliśmy rozmowę i Kuszar szybko wyszedł z jadalni.
Podziwiałem w duchu jego zimną krew i silne nerwy. Wiadomość o znalezieniu zwłok obiegła dom lotem błyskawicy. Kiedy wychodziłem z biblioteki, spotkałem Stanka. Był przejęty i zdenerwowany. Zagadnął mnie mówiąc szeptem:
– Podobno znalazł pan Procę?
– Tak, ale dlaczego zniża pan głos? Starszy pan uśmiechnął się z przymusem.
– Sam nie wiem. Jestem bardzo przybity… Taka tragedia… Kto go mógł zamordować?
– Milicja będzie tu wkrótce. Śledztwo powinno wykryć sprawcę.
Stanek bez słowa machnął ręką i poczłapał w głąb domu. Brona złapał mnie w hallu.
– Wiem już, że znalazł pan Procę – powiedział szybko. – Czy wysłał pan kogoś do pilnowania zwłok?
– Tak. Przed pięciu minutami poszedł tam Kuszar.
– Dzwonił pan po milicję?
– Dzwoniłem. Mają niezwłocznie przyjechać.
– Dobrze. Idę teraz do młyna!
Udałem się do siebie chcąc odpocząć i uporządkować wrażenia. Muszę przyznać obecnie, kiedy jak bardziej»na spokojno«robię te notatki, że to»uporządkowanie wrażeń«nie bardzo mi się powiodło. Głównym tematem moich rozważań, niejako leitmotivem tej półgodziny, jaką wtedy spędziłem u siebie, było uświadamianie sobie, że zbudowana przeze mnie koncepcja, której gotów byłem bronić, i to stanowczo, zda się psu na budę. Już list do Szarotki stanowił akcent niezbyt do mojej teorii pasujący, a nowy dramat zupełnie się nie mieścił w jej ramach.
Nie czułem się na siłach, przynajmniej wówczas, szukać innych koncepcji dla wytłumaczenia sobie tego, co zaszło. Cała sprawa stawała się w miarę rozwoju wypadków coraz absurdalniejsza, coraz bardziej zagmatwana.
I gdzie tu mieści się Brona ze swoją zarozumiałą obietnicą rozwiązania zagadki jednym cięciem!
Zgodnie z zapowiedzią, przed upływem pół godziny milicja była już na miejscu. Posłyszałem warkot motorów, a potem pisk hamowanych na żwirze kół. Wyjrzałem przez okno. Przybył wóz osobowy i ciężarówka, zapewne po ciało. Z wozu osobowego wyskoczył porucznik milicji i dwóch mężczyzn w cywilnych ubraniach. Z ciężarówki wygramolił się jeszcze jeden funkcjonariusz po cywilnemu. Był to zapewne fotograf, gdyż po zeskoczeniu na ziemię zaczął wyładowywać pudło aparatu i statyw.
Przypuszczając, że o mnie przede wszystkim będą pytali, zszedłem na dół.
Po dwóch godzinach ciężarówka wraz ze swoim tragicznym ładunkiem odjechała. Odjechał również milicyjny lekarz autem osobowym, które miało jednak wrócić wieczorem po porucznika i protokolanta.
Rozpoczęło się bowiem oficjalne śledztwo.
Porucznik wybrał bibliotekę jako miejsce przesłuchiwania. Jako pierwszy wezwany został Brona, potem Kolarska i Stanek.
Całe zgromadzone w salonie towarzystwo, raczej milczące, pozajmowało miejsca w oczekiwaniu na swoją kolej.
W czasie przesłuchiwania Kolarskiej Brona odciągnął mnie na bok.
– Mam do pana prośbę – szepnął. – Ponieważ to pan znalazł ciało, porucznik zapewne zechce pana przesłuchać zaraz po domownikach.
– No więc?
– Zależy mi na tym, aby był pan obecny przy przesłuchiwaniu innych. Niech pan zwróci się do porucznika z prośbą, by zezwolił panu, jako dziennikarzowi, na asystowanie przy przesłuchaniach.
– Po co? – byłem zdziwiony tą propozycją.
– Zna pan dobrze wszystkich mieszkańców, czego nie możemy spodziewać się po oficerze milicji. Chodzi mi o to, by pan mógł ewentualnie wyłapać – oczywiście tylko dla naszego użytku, gdyż wtrącać się do śledztwa nie będzie panu wolno – wszystkie wypowiedzi kolidujące w czymkolwiek z trybem naszego życia lub zwyczajami mieszkańców. Jednym słowem, niech się pan stara zapamiętać te fragmenty wypowiedzi, które nie mogą zwrócić uwagi przesłuchującego, a które wydadzą się panu podejrzane lub wręcz kłamliwe.
– Zadanie niełatwe – mruknąłem.
– Ale nie wątpię, że zdoła je pan wykonać. Jestem daleki od prawienia panu komplementów, ale poznałem już pana inteligencję i bystrość.
– W ten sposób chce mnie pan zobowiązać do wyrażenia zgody?
– Nie – rzekł twardo – gdyż nie wątpią, że wyrazi pan tę zgodę dla dobra sprawy.
– Po tych słowach nie pozostaje mi nic innego. Ale mam poważne wątpliwości, czy uzyskam zgodę na asystowanie przy śledztwie.
– Należy jednak spróbować. Niech pan położy nacisk na fakt, że jest pan dziennikarzem. Potem omówimy pańskie spostrzeżenia.
W tej chwili nie mogłem sobie odmówić drobnej złośliwości w stosunku do Brony.
– No cóż – rzuciłem uśmiechając się – nie wydaje mi się, by w obecnym stadium sprawy udało się panu rozwikłać ją od jednego cięcia?
Odpowiedział mi również z uśmiechem:
– A pańska sławetna teoria, której nie chciał mi pan zdradzić, również zdaje się wzięła w łeb, co?
Nic na to nie odpowiedziałem. W następnej chwili Brona rzucił nieoczekiwanie:
– Co zaś dotyczy mojej zapowiedzi, to dotrzymam danej panu obietnicy.
– Co pan mówi?! zawołałem zdumiony. – Rozwiązał pan zagadkę?! Po cóż wobec tego całe to śledztwo?
– Pomówimy o tym później. Zdaje się, że teraz pana kolej.
Istotnie, za wychodzącym Stankiem ukazała się w drzwiach głowa protokolanta. Wywołał moje nazwisko.
Oficer milicji był przystojnym, młodym człowiekiem. Przywitał mnie uprzejmym uśmiechem, wskazując miejsce po drugiej stronie dużego bibliotecznego stołu. Sam siedział tyłem do okna, a jego zgrabna sylwetka w opiętym mundurze rysowała się ostrym konturem na tle szyb.
Padły pierwsze stereotypowe pytania dotyczące personaliów. Pióro protokolanta szybko biegało po papierze.
Kolejne pytania zmierzały do ustalenia okoliczności znalezienia ciała, mego stosunku do nieboszczyka, moich ewentualnych spostrzeżeń czy wniosków dotyczących sprawy, miejsca pobytu w przypuszczalnym czasie dokonania morderstwa, ewentualnych świadków, jednym słowem wszystkiego, co miało bezpośredni związek ze śmiercią Procy.
Z pogłębiającym się zdumieniem zacząłem stwierdzać, że wypadki poprzedzające tę śmierć, niezrozumiałe przecież i zagadkowe, zdawały się przesłuchującego mało interesować. Moje wypowiedzi na ten temat bądź spotykały się z zupełnym brakiem zainteresowania, bądź też były przerywane w sposób dość bezceremonialny.
Pamiętając jednak, o swojej roli przesłuchiwanego, jako teoretycznie domniemanego sprawcy, nie wyrażałem swego zdziwienia. Kiedy przesłuchanie po kilkunastu minutach dobiegało końca, spełniając daną Bronie obietnicę, zapytałem porucznika, czy widzi możliwość zezwolenia mi jako dziennikarzowi na asystowanie przy dalszych przesłuchaniach. Oczekiwałem zdecydowanej odmowy, tymczasem porucznik zgodził się od razu.