– No? – rzucił krótko Hempel, któremu zbrakło cierpliwości.
– Wieczorek i Jolanta śpią – odparł bez dodatkowych komentarzy Brona. – Stanek pracował nad jakimś wykazem gospodarczym, Sosin spał, Szarotce w ogóle dałem spokój, a Wieleń, który był w pokoju i nie spał, wytłumaczył mi nieobecność Kuszara bólem zęba. Podobno poszedł się przejść, gdyż nie mógł zasnąć. Fakt ten obudził Wielenia, który w przytomny sposób złożył mi wyjaśnienia.
Hempel cicho gwizdnął.
– A więc mamy odpowiedź na pytanie, kogo oglądaliśmy w piwnicy.
– Na pierwszy rzut oka tak by wyglądało, tylko że jest pewne „ale”.
– Co mianowicie?
– Drzwi od wyjścia kuchennego na dwór były otwarte z klucza mimo oświadczenia Stanka, że zamknął je na noc…
– No więc co z tego?
– Potwierdza to do pewnego stopnia wyjaśnienie Wielenia.
– Dlaczego? Przecież sprawca niekoniecznie mógł zejść do piwnicy tą samą drogą co my! Niech pan nie zapomina, że droga ucieczki intruza prowadziła nie w kierunku tych schodów, lecz w kierunku zapasowego wyjścia, które uważaliśmy za nie do użytku!
– No więc?… – Brona spojrzał bystro na Hempla, a krótki uśmiech przemknął mu przez twarz.
– Osobnik ów opracował sobie bezsprzecznie taktyczny plan działania. W założeniu takiego planu musiało leżeć posiadanie w razie niebezpieczeństwa zapasowej drogi ucieczki z piwnicy. Przy takim założeniu konieczne było rozwiązanie problemu, jak dostać się do domu, z chwilą kiedy użycie tego zapasowego wyjścia stałoby się koniecznością.
– No więc… – powtórzył Brona.
– A zatem, przed udaniem się do piwnic, obojętne, jaką drogą, pozostawia drzwi służbowe otwarte. Przezorność ta w rezultacie bardzo mu się opłaciła…
Brona nie odzywał się przez pewien czas.
– I zamiast dostać się jak najszybciej do swego pokoju, pozostał do tej pory na dworze, pod pretekstem, że go bolą zęby – rzucił wreszcie z dobrodusznym sarkazmem.
– Hmm… – mruknął Hempel. – Jest to uwaga słuszna, ale, być może, są przyczyny, dla których nie mógł wrócić od razu do siebie. Czy nie przypuszcza pan na przykład, że któraś z pana kul go dosięgła? Że został ranny i nie mógł…
– Człowiek ranny nie odpowiada śmiechem na strzały – przerwał lakonicznie Brona wypuszczając smugę dymu i obserwując następnie jej zawiły rysunek.
– To niczego nie dowodzi. W stanie silnego napięcia nerwowego w pierwszej chwili mógł nie poczuć, że jest ranny…
Brona przestał obserwować rozsnuwające się pasmo dymu i obrócił głowę ku dziennikarzowi.
– Wszystko to jest bardzo możliwe, ale muszę panu powiedzieć, że stwierdziłem pewien fakt, o którym jeszcze nie wspomniałem. Mianowicie, okno w pokoju bilardowym było otwarte, a doniczka z kwiatami zrzucona na podłogę i rozbita.
– Cóż to znaczy?!
– To było właśnie to zapasowe wejście, pozostawione celem dostania się do domu, o ile schody okażą się niedostępne.
– Więc przypuszcza pan, że ból zęba nie jest naiwnym wybiegiem Kuszara?
– Tak sądzę.
– Ciekawy zbieg okoliczności – mruknął Hempel.
– Należy zawsze liczyć się z kłamliwą wymową faktów…
– Zatem sprawca znów nam się wymknął.
– Tak. Ten jeden fakt jest bezsporny.
– Gdyby nie zdobycie papierów, nasza zasadzka byłaby daremnym wysiłkiem.
– Papiery przejrzałem dość pobieżnie, ale i tego wystarczyło, by się przekonać, że są one dzisiaj już bez znaczenia.
Hempel gwałtownie przechylił się do przodu.
– Co pan mówi! – wykrzyknął. – Więc doznaliśmy zupełnej porażki!
– Niestety, tak…
– Zatem nie papiery były istotnym celem poszukiwań naszego przeciwnika?
– Czy widział pan przedmiot, który przede wszystkim pochwycił ten nocny gość?
– Ma pan na myśli nabój karabinowy?
– Zgadł pan.
– Więc ten nabój jest powodem tych wszystkich wypadków, które tu miały miejsce? Dwóch morderstw, dziwnych przygód Szarotki, no i wypadków dzisiejszej nocy?! Zwykły, karabinowy nabój? Chyba, chyba że nie jest on taki zupełnie zwykły! Należy przypuszczać zatem, że został z niego wysypany proch, a zamiast prochu…
– Pańskie podejrzenia wydają się być najbardziej uzasadnione.
– Nie lubię, jak zaczyna pan mówić w ten sposób! – obruszył się Hempel. – Jest to język dobry do not dyplomatycznych. Wolałbym, żeby między nami istniał zwyczaj bardziej lapidarnego wypowiadania myśli.
Brona uśmiechnął się.
– Wracając zaś do wypadków dzisiejszej nocy – ciągnął z ożywieniem Hempel – mimo pana wyjaśnień wydaje mi się, że rola Kuszara jest w dalszym ciągu bardzo niejasna! Czy nie zboczył pan z właściwego śladu? Twierdzi pan, że fakt jego nieobecności przemawia za nim. Proszę mi wybaczyć, ale brzmi to absurdalnie! Szukamy nieobecnego, konstatujemy brak jednej z osób w pokoju, a pan usiłuje dowieść, że właśnie ta nieobecność dowodzi jego niewinności…
Brona siedział niedbale na krześle, oparty jednym łokciem o stół, i obserwował poprzez ciągnące się z papierosa pasma dymu swego rozmówcę. Jego milczenie zdawało się jeszcze bardziej podniecać dziennikarza.
– Wspomniał mi pan dwukrotnie o kłamliwej wymowie faktów, ale nie będzie pan chyba twierdził, że wszystkie fakty kłamią – ciągnął Hempel. – Czyżby nie spostrzegł pan ich wymowy?
– Co pan ma na myśli? – Brona starannie zgasił papierosa.
– Przecież to jest uderzające, że za każdym razem, kiedy coś się zdarza w tym domu, w pobliżu mamy Kuszara. Szarotka znajduje zwłoki – Kuszar jest z nim. Proca zostaje zamordowany – Kuszar zgłasza się na ochotnika, by pilnować ciała, a potem przy zwłokach zostaje znaleziony przedmiot należący do trzeciej osoby. (Myśl ta przyszła Hemplowi do głowy w trakcie wypowiadania tych spostrzeżeń i sam był nią zaskoczony.) Teraz wreszcie, kiedy staramy się dociec, kto był nocnym intruzem, okazuje się, że właśnie Kuszara nie było w tym czasie w jego pokoju! Czy jeszcze panu tego mało? Czy to ma być ta fałszywa wymowa faktów?! Jeśli tak, to w ogóle zaczynam wątpić, byśmy kiedykolwiek wykryli sprawcę!
Brona uśmiechnął się zachowując nadal milczenie. Hempel po wygłoszeniu swego przemówienia jakiś czas siedział zamyślony. Po chwili uniósł głowę i rzucił ironicznym tonem:
– Oczywiście pytał pan Wielenia, kiedy Kuszar opuścił pokój? Zapewne stało się to tuż przed pana przyjściem, co?
– Nie, drogi panie. Zgodnie z wyjaśnieniem Wielenia, Kuszara nie było w pokoju około godziny. – Ton wypowiedzi Brony był podejrzanie ugrzeczniony.
Hempel cicho gwizdnął.
– No… no… proszę… I to wszystko dowodzi jego niewinności… Jestem pełen podziwu, panie Brona, jak ładnie potrafi, pan stawiać sprawę na głowie! Powinniśmy poniechać tych cyrkowych popisów z dziedziny logiki, chyba… – Hempel zamilkł raptownie.
– Co chyba, panie Hempel – głos Brony był nadal cichy i słowa te padły ledwo dosłyszalnie.
Hempel dał się ponieść nerwom.
– Chyba, panie Brona, że zależy panu na zacieraniu śladów, jakie pozostawia przestępca!
Brona nie udzielił od razu odpowiedzi. I nie udzielił jej już w ogóle, gdyż w tej chwili posłyszał na korytarzu ciche kroki. Znieruchomiał na moment, a potem jednym szybkim skokiem znalazł się przy drzwiach. Ujął klamkę i schyliwszy głowę nasłuchiwał przez parę sekund.
Kroki zbliżały się i stawały coraz wyraźniejsze.
Brona gwałtownie otworzył drzwi. Na tle ciemnego korytarza, w smudze padającego z pokoju światła, zobaczyli Kuszara, który stał nieruchomo, zaskoczony nagłym otwarciem drzwi.
– Oo! Pan Kuszar! – rzucił dobrodusznie Brona. – Jeszcze pan nie śpi? Skąd to bogi prowadzą?