Выбрать главу

– O ile?

– …nie uda się nam zdemaskować go przed wyjazdem obecnych gości pensjonatu.

– Hm… – mruknął Hempel. – Jest pan, panie Brona, ogrodnikiem doskonale znającym swój fach.

– Zawód ogrodnika nie odbiera umiejętności logicznego myślenia. – sucho odparł Brona.

– Więc, według pana, człowiek, którego nieobecność stwierdzimy w najbliższym czasie, będzie poszukiwanym przez nas sprawcą?

– O ile jego nieobecność nie będzie wytłumaczona w inny sposób, to tak.

Hempel wzruszył ramionami, po czym odpowiedział z ironicznym uśmiechem:

– Sprawcą lub… nową ofiarą.

Brona pominął tę uwagę milczeniem. Po chwili wstał i sięgnął po kosz. Hempel nie ruszył się z miejsca.

– Wydaje mi się – powiedział unosząc głowę – że należałoby powiedzieć parę ostrych słów tym żartownisiom.

– Tak. Trzeba im dobrze natrzeć uszu. No i wytłumaczyć Szarotce sens jego przygód. Obie te rozmowy powinien pan przeprowadzić jak najprędzej.

Hempel chciał spytać, dlaczego właśnie on ma spełnić tę misję, ale Brona zarzucił już kosz na ramię i odszedł do swojej roboty.

Była to ostatnia rozmowa Hempla z Broną. Dalsze wypadki zaczęły następować po sobie tak szybko, że nie było już czasu na ich omawianie. Rozpoczęły się on od zupełnie błahego faktu, który jednak stał się przysłowiowym kamykiem pociągającym za sobą lawinę.

* * *

Hempel po rozmowie z Broną bezskutecznie szukał Kuszara lub któregoś z członków jego „szajki”. Spotkał ich wszystkich dopiero przy stole podczas obiadu. Idąc do jadalni przypomniał sobie słowa Brony i zastanawiał się, czy wszyscy będą obecni.

Nikogo nie brakowało prócz – Brony.

Kiedy już obiad się zaczął, a jego miejsce pozostawało puste, dziennikarz nie mógł opanować budzącego się niepokoju i zwrócił się do Kolarskiej:

– Czy nic pani nie jest wiadomo, dlaczego pan Brona nie zjawił się do stołu?

Słowa te rzucone wśród ciszy, jaka panowała przy posiłku, wywołały konsternację. Wszyscy raptownie przestali jeść i skierowali spojrzenia na puste krzesło Brony.

Kolarska zmieszała się i z niepokojem popatrzyła na Hempla.

– Nie wiem… – odpowiedziała z wahaniem – dopiero teraz uprzytomniłam sobie, że istotnie brak pana Piotra.

– Że też jakoś nikt z nas tego nie zauważył – odezwała się pani Wieczorek odsuwając talerz z nie dokończoną zupą. – Czy nikomu nie mówił o swoich zamiarach?

Odpowiedziało jej pełne wymowy milczenie.

Hempel obrzucił towarzystwo szybkim spojrzeniem. Panowała wyraźna konsternacja.

Przyszło mu jednocześnie na myśl, że opinia Brony o znaczeniu czyjejś nieobecności obecnie obciąża jego samego. No, ale ostatecznie jedno jest bezsporne – Brona i gość w piwnicy to na pewno nie jeden i ten sam człowiek! A więc?

Znów koncepcja wspólnika? Nie, to nie ma sensu! A zatem…

Myśli te przesuwały się przez głowę Hempla w ciągu paru sekund. Kiedy uprzytomnił sobie, że przecież razem z Broną czatowali w piwnicy na tajemniczego złoczyńcę, poczuł, jak zimny strach chwyta go za gardło…

Czyżby obecnie Bronę miało spotkać nieszczęście? Był bardzo odważny, ale przecież i ostrożny, pełen rozwagi…

Ciszę przerwał głos pana Szarotki:

– Nie ulegajmy psychozie, proszę państwa, trudno przypuszczać, że każda nieobecność ma to samo znaczenie.

– Moje uznanie, panie Szarotka – odezwał się z kolei Sosin, ale takim tonem, że trudno było zorientować się, czy kpi czy też mówi poważnie.

Jednak Jolanta musiała nie mieć wątpliwości co do intencji swego towarzysza, gdyż rzuciła zaczepnie:

– W zupełności zgadzam się z panem Anzelmem! Nikt nie chce się przyznać, ale wszyscy mamy pietra i w byle błahym fakcie dopatrujemy się nie wiadomo czego!

– Mówisz tak dobitnie przede wszystkim dlatego, żeby uspokoić własnego pietra – odparł jej spokojnie Sosin.

Wieleń roześmiał się trochę zbyt hałaśliwie. Ten nie podtrzymany przez nikogo objaw wesołości jeszcze bardziej podkreślił nastrój pełen napięcia, który już nie minął do końca obiadu.

Hempel wstał od stołu ostatni, gdyż samotnie kończył poobiednią fajkę. Już miał zamiar opuścić jadalnię, kiedy zauważył przywołujący go gest Kolarskiej.

– Panie Oskarze – szepnęła mu, gdy zbliżył się do niej – telefon nie działa…

– Co pani mówi! Zepsuty?

– Nie wiem… To wszystko coraz bardziej działa mi na nerwy!

– Proszę na razie nikomu o tym nie mówić. Przypuszczam, że Brona zjawi się niedługo.

Pożegnał Kolarską. Kiedy wchodził do salonu, doszły go przez otwarte na taras drzwi głosy rozmowy.

Ruszył w tym kierunku i zastał niemal całą „paczkę” zebraną na leżakach. Tematem rozmowy była zaskakująca nieobecność Brony. Hempel oparł się o framugę drzwi i obserwował towarzystwo. Dopiero gdy rozmowa w pewnej chwili urwała się, zabrał głos:

– Niestety brakuje nam do kompletu pana Sosina, mimo to chcę z waszym zespołem aktorskim odbyć mały palawer.

Oderwał się od framugi drzwi, przeszedł przez taras i usiadł na kamiennej balustradzie. Odwrócili się ku niemu, nikt jednak nie odpowiedział na ten wstęp.

– Zapewne wiecie od kolegi Kuszara, że wasza akcja pod kryptonimem „Duchy w zamku” została zdemaskowana? W związku z tą sprawą chcę państwu powiedzieć parę słów. Otóż nie można zaprzeczyć, reżyseria tej komedii była dobra. Inscenizacja, charakterystyka i tak dalej. Ale są tu dwa aspekty, które psują smak tego pasztetu, i o nich postanowiłem z wami pomówić.

Hempel przerwał na chwilę i powiódł spojrzeniem po słuchaczach. Jolanta siedziała na leżaku i podparłszy brodę dłonią, patrzyła mu w twarz. Wieleń słuchał z pochyloną głową, a Kuszar, który siedział obok na balustradzie, kiwał nonszalancko nogą z ironicznym uśmiechem na ustach.

– Zatem, punkt pierwszy – ciągnął Hempel. – Jak powiedziałem, kawał i w pomyśle, i w wykonaniu był dobry, trudno tego nie przyznać. Nie wzbudziłby zapewne żadnych zastrzeżeń, gdyby jego ostrze zostało skierowane w któregoś z was. Jednak jako cel swoich żartów wybraliście człowieka znacznie od was starszego, co już dyskwalifikuje grę, a poza tym łagodnego, dobrodusznego, prostolinijnego w myślach i postępowaniu. Z takiego człowieka oczywiście kpić jest najłatwiej, ale też w tych okolicznościach nawet najdowcipniejszy żart będzie zawsze niesmaczny. Poza tym wykazaliście wielką lekkomyślność: czy nie przyszło wam bowiem na myśl, że starszy pan mógł to napięcie nerwowe przypłacić zdrowiem? Przecież nikt z was nie wiedział, czy na przykład stan jego serca pozwala na bezkarne przeżywanie takich, bądź co bądź, silnych wzruszeń.

Ponieważ żaden ze słuchaczy nie zabierał głosu, Hempel po małej pauzie ciągnął dalej:

– Teraz chcę przejść do drugiego punktu tej sprawy. Chodzi mianowicie o to, że do zaaranżowanej przez was farsy wplótł się dramat. Wasza akcja w znacznym stopniu zaciemniła tło tego dramatu, wprowadziła duże zamieszanie i dezorientację przy ustalaniu śladów istotnych i fałszywych, a nawet, co muszę specjalnie podkreślić, istnieje opinia, że w ten sposób ułatwiliście akcję przestępcy, który działa na tutejszym terenie. Może wam to nastręczyć jeszcze sporo przykrości.

– Już mi to dzisiaj powiedział pan Brona – odezwał się Kuszar.

– Czy rozmawiał z panem na ten temat?

– Tak.

– Czy konkretyzował swoje zarzuty?

– Nie, powiedział mniej więcej to samo co i pan.

– A poza tym?

– Poza tym – Kuszar uśmiechnął się z przymusem – zabronił mi powtarzać treść rozmowy.