– Tak… – mruknął pan Anzelm. – Taak… – powtórzył po chwili, po czym powiedział ostro, podnieconym głosem:
– To jest po prostu zawracanie głowy, mój młody człowieku, to, co pan teraz mówi! Kuszar, zaskoczony, żachnął się.
– Jak mam to rozumieć?
– Niech pan przestanie grać komedię! – wybuchnął pan Szarotka. – Przychodzi mnie pan przepraszać, a jednocześnie pana towarzysze znów przed chwilą usiłowali mnie nabrać!
– Jacy moi towarzysze?! – zdumiał się Kuszar.
– Jolanta i Sosin! Zaczaili się na mnie, ona niby przywiązana do słupa, z zakneblowanymi ustami… No, tym razem nie dałem się nabrać!
Ale Kuszar zrozumiał tylko jedno.
– Jolanta związana? – obrócił się gwałtownie. – Gdzie?!!!
– Proszę się nie zgrywać – rzucił z sarkazmem pan Szarotka. – To pan niby nie wie, co?
– Gdzie?! Człowieku, niech pan mówi prędzej!!!
– Gdzieżby, jak nie w starym młynie! Te przeklęte piwnice i młyn, to…
Szarotka nie dokończył, bo Kuszara już nie było. Nie miał jednak czasu, by zastanowić się nad dziwną reakcją młodego człowieka, gdyż w tejże chwili w drzwiach domu ukazał się Brona. Jak zawsze opanowany i spokojny, ujrzawszy pana Szarotkę podszedł do niego.
– Nie widział pan Sosina? – zapytał. Spojrzenie, jakim pan Szarotka obrzucił swego nowego rozmówcę, było czujne i pełne nieufności.
– I pan się nim interesuje? – mruknął pytająco zamiast odpowiedzi.
– Jak to i ja? – w głosie Brony zadrgało lekkie zdziwienie. Wyciągnął papierosa i szukał po kieszeni zapałek.
– Przed chwilą właśnie mówiłem o nim z Kuszarem.
– No i?
– Nic. Poleciał jak wariat.
– Kto? Sosin?
– Nie – Szarotka strzepnął palcami. – Kuszar. Mieli nadzieję, że uda im się nowy kawał, ale…
– O czym pan mówi, panie Anzelmie?
– Zrobili na mnie zasadzkę w starym młynie, Jolanta i Sosin. Związał dziewczynę i udawał, że mnie chce zabić.
Brona nagłym ruchem odrzucił papierosa.
– Co pan wygaduje?!
– Przecież mówię panu wyraźnie! Przywiązał ją do słupa…
– Kto ją przywiązał, Sosin czy Kuszar?! Nic z tego nie rozumiem!
– Zaraz panu powiem. Proszę, niech pan siada – pan Szarotka uprzejmym gestem wskazał Bronie leżak obok siebie.
– Nie ma czasu na długie opowiadanie! Z kim była Jolanta?!
Pan Anzelm zniecierpliwił się.
– Przecież panu mówiłem, że z Sosinem. Byli w starym młynie, ona przywiązana do słupa i tak dalej… Jednym słowem, zainscenizowali wszystko ze zwykłą pomysłowością, ale…
I znów pan Anzelm nie mógł dokończyć rozpoczętego zdania, gdyż Brona jednym skokiem przesadził stopnie tarasu i zniknął za węgłem domu.
– Zwariowany pensjonat – mruknął pan Szarotka i wyciągnął się na leżaku.
Tuż nad wodą Jolanta szamotała się ze swoim oprawcą. W kilku skokach młody człowiek przebył otwartą przestrzeń łączki i był przy nich. Sosin puścił dziewczynę, która wyczerpana walką osunęła się na trawę, i obrócił się do przeciwnika. Zanim jednak zdążył zasłonić się ramieniem, potężne uderzenie rozciągnęło go na ziemi. Kuszar dopadł do niego, w zawziętej, dzikiej wściekłości, chcąc ostatecznie obezwładnić leżącego.
Uderzenie jednak nie odebrało Sosinowi przytomności. Ze zwierzęcą zręcznością obrócił się na plecy i obu nogami uderzył nacierającego w brzuch.
Cios był straszny. Kuszar przeleciał w powietrzu kilka metrów i ciężko zwalił się na trawę. Leżał, z trudnością łapiąc oddech, starając się opanować ból.
Sosin jednak, który już był na nogach, zrozumiał, że nie wolno mu uwikłać się w dalszą walkę, że nie ma teraz ani chwili do stracenia, jeśli chce uratować własną skórę i swą zdobycz. Jedynie ucieczka dawała mu jeszcze szanse ocalenia.
Potrzebował jeszcze paru minut, aby wyjąć z ukrycia nabój karabinowy, a potem… Był pewny, że potrafi ujść pogoni.
Rzucił się biegiem w kierunku domu.
Jednak mijając jeden z zakrętów ścieżki spotkał się oko w oko z człowiekiem, który trzymał rewolwer wymierzony w jego pierś.
Teraz uprzytomnił sobie, że przegrał. Oto koniec wszystkiego, daremny cały wysiłek…
– Ręce do góry! – padł krótki rozkaz. Sosin posłusznie uniósł ramiona. Jednocześnie w zakamarkach jego mrocznej duszy zapadła zimna, zdeterminowana decyzja: walkę przegrał na pięć minut przed zwycięstwem, ale jego zdobyczy nie dostaną! Jest dobrze ukryta i żadne najokrutniejsze badania nie wydrą mu tajemnicy tej kryjówki. Niech pozostanie na zawsze nie znana…
Człowiek, który stał przed nim, milcząc wpatrywał się w jego oczy. Musiał w nich coś wyczytać, gdyż raptem powiedział:
– Powziął pan jakąś decyzję. Domyślam się jednak, o co chodzi.
Sosin żachnął się, zaskoczony przenikliwością tego człowieka.
– Ma pan ten nabój przy sobie?
– Nie! I nigdy go nie dostaniecie! Brona skinął głową.
– Właśnie domyśliłem się tego. Proszę teraz założyć ręce za głowę i iść w kierunku domu.
Ustąpił ze ścieżki, dając tamtemu przejście. Kiedy już ruszyli, raptownie padły za Sosinem zdumiewające słowa w języku niemieckim:
– Ty głupcze! Tak dobrze prowadzić akcję i tak ją w końcu zepsuć! Nie obracaj się, idioto! Muszę wykorzystać ten moment, kiedy jesteśmy sami, ale nic nie daj poznać po sobie i nie opuszczaj rąk, bo jeszcze ktoś zauważy! I słuchaj uważnie, co ci teraz powiem! Od tego zależy twój ratunek i powodzenie sprawy, którą oddano w tak głupie ręce!
Niemieckie słowa padają gwałtownie i rozkazująco. Tak dobrze znany ton i brutalny sposób wyrażania się powodują, że Sosinowi robi się na duszy raźno, niemal wesoło. Ale co to wszystko, do diabła, ma znaczyć?
Wyjaśnienie nie każe na siebie długo czekać.
– Zostałem tu przysłany przed tobą, dla ochrony akcji. Rozkazano mi czuwać nad tobą z daleka i w razie potrzeby udzielić ci pomocy. Wyglądało na to, że sam dasz sobie radę, dlaczego jest inaczej, dowiem się bez ciebie. Teraz słuchaj uważnie, co ci powiem, bo to jest rozkaz, który masz wykonać! Odprowadzę cię pod bronią do domu. Będziesz pod moją strażą – postaram się zyskać na czasie – potem dam ci okazję do ucieczki. Przedtem obezwładnisz mnie i zwiążesz, żebym sam nie znalazł się w trudnej sytuacji. Zabierzesz materiał i uciekniesz. O resztę masz się nie kłopotać, abyś się tylko wydostał do punktu przerzutowego. Zrozumiałeś?
Sosin kiwa głową, a fala dzikiej radości zalewa mu serce. Oto organizacja, oto przewidujący wszystko niemiecki rozum!
Zdemaskowanie Sosina jako mordercy, a potem pojawienie się Kuszar a, który podtrzymywał półprzytomną, zapłakaną Jolantę, wywołało zupełne zamieszanie wśród mieszkańców domu. W podnieconej do najwyższego stopnia atmosferze krzyżowały się uwagi, komentarze, wymiana poglądów, co razem stwarzało obraz zupełnego rozgardiaszu i chaosu.
Ostatecznie jednak udało się Bronie przy wydatnej pomocy Hempla uspokoić rozgorączkowane umysły mieszkańców zamku. Brona potrafił też przekonać towarzystwo, że pozostawienie więźnia pod jego opieką daje zupełną gwarancję bezpieczeństwa. Telefon był zepsuty, zrobiło się już ciemno, nikomu więc nie chciało się iść kilka kilometrów do miasteczka, by złożyć meldunek.
Nikt ani słowem nie odzywał się do Sosina. Kiedy szedł na górę odprowadzany przez Bronę, który go eskortował z rewolwerem w ręku, obrzucił zebrane towarzystwo ironicznym spojrzeniem, a pogardliwy uśmiech wykrzywił mu twarz.
– Panie Stanek, proszę przygotować mocny sznur od bielizny. Może zechce przynieść go pan Hempel – zadecydował Brona.