– Masz, skarbie. Szczęśliwej miesięcznicy.
Babi z zachwytem patrzy na różę. Znowu zarzuca mu ręce pa szyję i całuje go namiętnie. Jest po prostu zakochana. Czy może być bardziej szczęśliwa po tym wszystkim? Marco odsuwa ją trochę, na długość ramion.
– Pokaż się… Wyglądasz świetnie, tak ubrana. I bardzo Elegancko. A kto ci dobrał te wszystkie wspaniałe rzeczy?
Marco poprawia na niej błękitny szal. Babi patrzy na niego swoimi niebieskimi, dużymi oczami i uśmiecha się. - Ty, skarbie.
Marco obejmuje ją. Idą do wyjścia.
– Może zostawisz tutaj swoją vespę?
– Dlaczego, dokąd idziemy?
– Weźmiemy jakiś aperitif, a potem możemy coś zjeść.
– Muszę uprzedzić mamę, dobrze?
Marco wpuszcza Babi do swojego wozu, po czym zakłada blokadę na tylne koło vespy. Wsiada do samochodu i szybko włączają się w wieczorny ruch miasta. Babi telefonuje do matki. Jest na kartach u Bonellich. Raffaella, pochłonięta grą, z roztargnieniem słucha opowiadania córki. Jadą na pizzę. Jest także Marco, ale są razem z całą grupą przyjaciół. Vespę zostawia u Palliny, odbierze ją następnego dnia. Marco podarował jej szal. Bodaj ta ostatnia wiadomość uszczęśliwia Raffaellę. Babi ma zatem zgodę na wieczorną nieobecność.
Jedzą w Matriciano, to pizzeria-restauracja na via Gracchi W dzielnicy Prato; jest sławna choćby dlatego, że jadają tam aktorzy i różne znane osobistości.
Rozmawiają o polowaniu na skarb. Babi mówi o tym, jak dobrze się bawiła. Że wszystko jej się podobało i że przyjaciółki zzielenieją z zazdrości. Marco umniejsza swoje znaczenie, ale nie potrafi ukryć zadowolenia z własnego pomysłu.
Opowiada żartobliwie, jak poszedł do Villa Glori pełen obaw, że ona nie zrozumie którejś z instrukcji i może nie zjawić się na to ostatnie spotkanie. Babi udaje, że jest urażona. Marco uśmiecha się do niej. Babi poprawia włosy, on pieści jej rękę. Wchodzi znany aktor z piękną, lecz jeszcze nieznaną dziewczyną. Ale, sądząc po tym, jak się zachowuje, wkrótce i ona będzie znana, przynajmniej z ilustrowanego pisemka „Novella 2000". Kelner wita aktora i natychmiast znajduje mu stolik. Babi to widzi. Ogląda się na tamtą parę jeszcze kilka razy, żeby im się przyjrzeć i dzieli się wrażeniami z Markiem. On wzruszając ramionami, nalewa jej coś do picia, nie wykazując jej opowieścią zainteresowania. Udaje, zresztą podobnie jak inni. Czasem tylko ktoś nie wytrzymuje i ogląda się na gwiazdora. Jeszcze rzadziej ktoś wita go z daleka, szczycąc się tą znajomością. Aktor odwzajemnia pozdrowienia, ale zwierza się pięknej dziewczynie, że nie wie, kto mu się kłania. Ona śmieje się nieszczerze. Może zostanie niezłą aktorką. Niektórzy zajmują się sobą, tak jakby widywali go codziennie. W gruncie rzeczy nie bardzo wiadomo, dlaczego ten lokal jest tak modny, ludzie przychodzą tam, żeby zobaczyć sławne osoby, a potem niemal demonstracyjnie się od nich odwracają.
Marco i Babi wychodzą potem na krótki spacer. Zaglądają do kawiarni Giolitti, zamawiają lody. Babi wykłóca się z kelnerem o podwójną śmietanę. Marco płaci dodatkowo, by zadowolić Babi. Potem gawędząc sobie o lodach, kelnerze, Giolittim i podwójnej śmietanie, ani się spostrzegli, jak wylądowali w domu Marka. Otwierają cicho drzwi, żeby nic obudzić rodziców. Na palcach przechodzą do pokoju chłopca. Zamykają drzwi i trochę się uspokoiwszy, włączają radio. Gra cichutko. Namiętny pocałunek prowadzi ich do łóżka. W Tele Radio Stereo ciepły kobiecy głos zapowiada coś romantycznego. Blask księżyca bezceremonialnie wciska się przez okno. W tym magicznym świetle Babi pozwala się pieścić. Marco ostrożnie zdejmuje z niej sukienkę, którą jej sprezentował. Babi zostaje w staniczku i majteczkach. On całuje ją w szyję od tyłu, pieści jej włosy, piersi, mały, gładki brzuch. Potem unosi się nieco i patrzy na nią. Babi jest tuż pod nim. Nieśmiała, jakby trochę przestraszona. Odpowiada mu wzrokiem. Marco uśmiecha się do niej. Jego zęby bieleją w półmroku.
– Byłem pewien, że wybierzesz ten komplet. Jesteś prześliczna.
Babi otwiera usta. Marco pochyla się, całuje ją. Ona cała nieruchomieje, ale usta, delikatnie i miękko, oddają pocałunek. Tej nocy w Tele Radio Stereo nadają najpiękniejsze melodie, jakie kiedykolwiek były stworzone. Przynajmniej są o tym przekonani. Marco jest dobry, łagodny i ostrożnie zabiega, żeby uzyskać więcej. Ale bez skutku. Jednak może ją szczęśliwie ujrzeć prawie nagą, bez staniczka… Potem odwozi Babi do domu. Odprowadza do drzwi i czule całuje. Z trudem skrywa odruch zniecierpliwienia. Wraca, prowadząc wóz szybko. Słyszy, jak Battisti śpiewa piosenkę o dziewczynie podobnej do tortu z bitą śmietaną. O dziewczynie szczęśliwej, że nie została zjedzona. Jak ta moja, myśli, której tylko liznąłem.
Rozważa też w myślach to całe polowanie na skarb, które tyle go kosztowało. Także czasu, jaki poświęcił rymowaniu zdań do instrukcji i wyszukiwaniu miejsc odpowiednich dla takiej gry. Kiedy przypomniał sobie, że Babi dostała od niego nawet lody z podwójną śmietaną, przepędza ostatnie skrupuły i, skręcając, postanawia pojechać do Gildy.
13
Wspomnienia…
Nieoczekiwanie zapada dziwna cisza. Klasa zamiera, wszystko jest jakby zawieszone w próżni. Babi rozgląda się wokół, widzi dziewczęta, przyjaciółki, twarze sympatyczne i prawie obce, szczupłe i okrągłe, ładne i brzydkie, i te zwyczajnie miłe. I Pallinę. Któraś kartkuje szybko książkę, inne nerwowo powtarzają tekst zadanej lekcji. Jedna z nich, szczególnie przejęta, wciąż przeciera oczy i czoło. Jest i taka, która schyla się coraz niżej, wręcz próbując się ukryć w książce. Nadeszła chwila przepytywania. Pani Giacci kieruje swój karzący palec na dziennik. To cały teatr. Ona już wcześniej wie, gdzie się jej palec zatrzyma. – Giannetti! – Dziewczyna wstaje, pozostawiając w ławce i swoje nadzieje, i swoje ko-lorki. – Festa. – Silvia zabiera swój zeszyt. Ledwie zdążyła przepisać tłumaczenie. Przechodzi między dwoma rzędami ławek i kieruje się w stronę katedry, gdzie zostawia zeszyt. Następnie zajmuje miejsce przy drzwiach. Obok Giannetti. Zerkają na siebie z pełnym wyrozumiałości smutkiem, starając się wspierać w tym ich wspólnym, dramatycznym losie. Pani Giacci podnosi głowę znad dziennika i rozgląda się wokoło. Niektóre dziewczęta wytrzymują jej spojrzenie, jakby chcąc pokazać, że są pewne swej wiedzy. Blefują świadomie, niemal wyzywająco. Ale wszystkim serca biją coraz szybciej.
Pallina wstaje. Patrzy na Babi. Tym spojrzeniem jakby się z nią żegnała. Kieruje się w stronę katedry, z góry skazana na niedostateczny.
Teraz zajmuje miejsce między Giannetti a Silvią Festą, która uśmiecha się do niej. I jeszcze dodaje cicho „Spróbujmy sobie pomóc", co wpędza Pallinę w ostateczne przygnębienie. Jako pierwsza odpowiada Giannetti. Tłumaczy fragment zadania, połykając się na akcentach. Chwilami rozpaczliwie szuka właściwych odpowiedników włoskich. Nie umie odpowiedzieć, od jakiego czasownika pochodzi jakiś trudny czas zaprzeszły. Niemal przypadkowo odgaduje jego imiesłów czasu przyszłego, ale potem nie może poradzić sobie z gerundium. Silvia Festa usiłuje wyplątać się jakoś z pierwszej, łatwiejszej części tłumaczenia. Ale utyka na jakimś czasowniku, nie rozumie nawet jego sensu. W zasadzie przyznaje się, że przepisała od kogoś to tłumaczenie. Opowiada jakąś dziwną historię o matce, która nie czuje się dobrze, podobnie zresztą, jak ona sama w tej chwili. Nie wiadomo, skąd się to bierze, ale bezbłędnie odmienia jakiś rzeczownik trzeciej deklinacji. Pallina patrzy na nią oniemiała. Ona dostaje do tłumaczenia trzecią część, najtrudniejszą. Czyta ją sprawnie, nie myląc się w akcentach. Ale na tym kończy. Próbuje uporać się z tłumaczeniem pierwszego zdania. Wystarczy jednak, że użyła biernika nie tam, gdzie trzeba, a interpretacja tekstu staje się nazbyt wymyślna. Babi z niepokojem patrzy na przyjaciółkę. Pallina nie wie, co robić. Na swojej ławce Babi otwiera książkę. Czyta zadany fragment. Sprawdza w zeszycie koleżanki poprawnie przełożone zdanie. Cichym szeptem przywołuje uwagę Palliny. Pani Giacci z miną pełną znudzonej cierpliwości wygląda przez okno, czekając na odpowiedzi, które nie nadchodzą.