Babi wyciąga się przez ławkę i kryjąc się za sąsiadką z przodu, podpowiada przyjaciółce właściwe tłumaczenie. Pallina przesyła jej całusa na dłoni i powtarza głośno, w należytym szyku, wszystko to, co przed chwilą usłyszała. Nauczycielka, słysząc wreszcie właściwe słowa na właściwym miejscu, odwraca się ku klasie. Wszystko pozostaje w nazbyt wielkim porządku, żeby było przypadkowe. W klasie panuje pełny spokój. Dziewczęta są na swoich miejscach, nieporuszone. Babi patrzy na panią Giacci oczami naiwnymi i niewinnymi. Pallina uśmiecha się niemal wyzywająco.
– Przepraszam, pani profesor, za zamieszanie, potknęłam się trochę, ale to się zdarza i najlepszym, prawda?
Po tłumaczeniu następują zwykle pytania o czasowniki, a w tym Pallina czuje się nieco pewniej. Najgorsze już przeszło. Pani Giacci uśmiecha się.
– Bardzo dobrze, Lombardi. Ale, proszę, przetłumacz mi jeszcze trochę, ten kawałeczek do hebandam. Pallina bliska rozpaczy. Najgorsze ma jednak dopiero nadejść. Na szczęście pani Giacci znowu odwraca się do okna. Babi czyta szybko tłumaczenie nowego zdania, odczekując kilka sekund, zachowując zimną krew, po czym znowu wyciąga się na ławce w stronę przyjaciółki. Pallina jeszcze raz zerka ku pani Giacci. I już patrzy na Babi, gotowa powtórzyć grę. Właśnie w tym momencie nauczycielka ostrożnie się odwraca. Wychyla się z katedry i przyłapuje Babi in flagranti. Babi instynktownie zasiania sobie usta, czując, że wpadła. Odwraca głowę ku nauczycielce, ich spojrzenia krzyżują się między plecami znieruchomiałych dziewcząt. Pani Giacci uśmiecha się z satysfakcją.
– Ach, doskonale, mamy w tej klasie uczennicę naprawdę przygotowaną. Gervasi, skoro umiesz wszystko, podejdź, proszę, i przetłumacz nam resztę zadania.
Pallina, czując się winna, od razu się włącza.
– Pani profesor, przepraszam, to ja ją prosiłam o pomoc.
– Bardzo dobrze, Lombardi, rozumiem. To bardzo szlachetnie z twojej strony, że bierzesz winę na siebie. Nikt przecież nie twierdzi, że nic nie wiesz. Ale teraz posłuchajmy Gervasi. Podejdź, proszę.
Babi podnosi się, ale pozostaje w ławce.
– Pani profesor, ja nie jestem przygotowana.
– Dobrze, ale mimo to proszę podejść.
– Nie wiem, po co mam tam iść, bo mogę tylko powtórzyć to samo: nie jestem przygotowana. Nie mogłam się przygotować i proszę mi wstawić odpowiednią ocenę.
– Doskonale. A zatem stawiam ci dwóję, zadowolona?
– Prawie tak samo, jak koleżanka Catinelli, kiedy nie daje swoich tłumaczeń.
Dziewczęta wybuchają śmiechem. Pani Giacci uderza ręką dziennik.
– Spokój! Gervasi, przynieś mi dzienniczek. Ciekawa jestem, czy równie szczęśliwa będzie twoja matka, kiedy przeczyta mój wpis. Powiesz mi o tym, prawda? Babi zanosi jej dzienniczek. Nauczycielka pisze coś szybko gniewnie. Po czym zatrzaskuje go i zwraca właścicielce. Babi myśli, że są w życiu gorsze sytuacje, ale może lepiej nadmiernie nie upowszechniać tej myśli. W milczeniu wraca swoje miejsce. Silvia Festa dostaje pięć. To aż za dużo, jak na jej skąpy sprawdzian. Ale może tak zostały nagrodzone przeprosiny. Chociaż i w tym powinna się poprawić. Bo jak tak dalej pójdzie, jej mama będzie musiała wkrótce umrzeć.
Pallina wraca do ławki z piękną czwórką, na którą też w końcu nie zasłużyła. Giannetti z najwyższą trudnością dostaje dostateczny. Pani Giacci do tego stopnia dodaje jej łacińskie przysłowie, na które dziewczyna reaguje dwuznacznym grymasem, bo nie wie, co powiedzieć. Ponieważ nic a nic nie rozumie. Później Catinelli, jej koleżanka z ławki, przetłumaczy jej wszystko. To gorzka historia o kimś, kto ma tylko jedno oko, lecz jest szczęśliwy, gdyż wszyscy wokół są ślepi. Babi otwiera dzienniczek. Zagląda na ostatnie stroniczki. Na liście klasowych koleżanek zaznaczyła nazwiska tych, które były już przepytywane. Stawia ostatnie znaczki przy nazwiskach Giannetti, Lombardi, Festa. Wraz z Silvią kończy się druga runda przepytywań. Teraz stawia znaczek przy swoim nazwisku, pierwszym z nowej rundy. Nieźle zaczynać od dwójki, co? Na szczęście inne stopnie są wysokie. Średnia z matematyki wyniesie chyba z sześć. Zamyka dzienniczek. Któraś z koleżanek siedzących w bocznym rzędzie zostawia jej liścik na ławce. Babi natychmiast go ukrywa. Pani Giacci wybiera tekst do tłumaczenia na następny tydzień. Babi czyta liścik.
Super! Jestem dumna, że mam taką przyjaciółkę. Jesteś geniuszem! P. Babi uśmiecha się, od razu się domyśla, kto jest ukryty pod tym inicjałem. Obraca się w stronę Palliny i porozumiewa się z nią wzrokiem. Jest dla niej zbyt mila. Chowa liścik w dzienniczku. I przypomina sobie o wpisie nauczycielki. Czyta.
Szanowna Pani Gervasi. Pani córka zjawiła się na lekcji łaciny całkowicie nieprzygotowana. Jakby tego było mało. przepytywana, odpowiadała w sposób impertynencki. Pragnę zwrócić Pani uwagę na takie zachowanie. Serdecznie pozdrawiam - A. Giacci.
Babi zamyka dzienniczek. Patrzy na nauczycielkę. To dopiero zołza. Potem myśli o swojej matce. Taka uwaga! Pewnie ją za nią ukarze. Zanudzi wymówkami. Jednej rzeczy jest pewna. Że matka nie powie jej nigdy: „Brawo, Babi, jesteś geniuszem".
14
Duży wilczur biegnie po plaży z patykiem w zębach. Podkurcza nogi, to znowu je wyciąga; to ledwie muskając piasek, to wzbijając za sobą fontanny pyłu. Dogania Stepa. Śliniąc się nieco, pozwala sobie odebrać patyk. Potem układa się grzecznie, wyciągając łeb na wyprostowanych przednich łapach. Step udaje, że rzuca patykiem w prawo. Pies podrywa się, ale nie daje się zwieść. Step próbuje raz jeszcze.
W końcu wyrzuca patyk daleko w wodę. Pies rusza za nim. Skacze do wody bez wahania. Z uniesioną głową płynie w lekkim prądzie, na drobnej fali. Patyk kołysze się na wodzie. Zapowiada się piękny dzień. Jeszcze nikogo tu nie ma. Nieoczekiwanie rozlega się hałas. Pojawia się jakieś mocne światło. Pies znika. Także woda i wszystko: morze, dalekie góry, wzgórza po prawej, piasek.
– Co się, u licha, dzieje?
Step odwraca się na łóżku, ukrywając twarz w poduszce.
– O rany, co ma oznaczać to najście?
Pollo podnosi zasłony i otwiera okno.
– Matko święta, jak śmierdzi! Niech się trochę wywietrzy. Masz, przyniosłem ci parę kanapek. – Pollo rzuca mu zielone opakowanie z placu Euclide.
Step podnosi się i przeciąga ospale.
– Kto ci otworzył, Maria?
– Tak, robi kawę.
– Która to godzina?
– Dziesiąta.
Step wstaje z łóżka.
– Nie mogłeś mi, dupku, dać jeszcze pospać?
Step idzie do łazienki. Podchodzi do muszli i unosi pokrywę, która z suchym trzaskiem uderza o kafelki. W drugim pokoju Pollo otwiera „Corriere delio sport" i odpowiada głośno.
– Musisz pojechać ze mną i odebrać motor od Sergia. Dzwonił do mnie, że jest gotowy. No widzisz, Lazio zatwierdziło Stama, obrońcę Manchesteru. Jaap jest za mocny.